fot. Jaroslav Svoboda – JSPhoto / Tour of the Alps

Już tylko 3 tygodnie pozostały nam do rozpoczęcia Giro d’Italia. Dla wielu kolarzy, którzy w maju będą starali się rzucić rękawicę Tadejowi Pogačarowi, próbą generalną będzie Tour of The Alps.

1. etap: Nieumarkt/Egna – Kurting ADW/Cortina SSDV – 133 km

obr. Tour of The Alps

Na pięć etapów ubiegłorocznego Tour of The Alps, aż 3 kończyły się finiszami pod górę. W tym roku będzie kompletnie inaczej – na wzniesieniu nie zakończy się ani jeden odcinek. Nie oznacza to jednak, że górale nie będą mieli gdzie zawiązywać akcji. Wyścig, owszem, będzie miał o dwa tysiące metrów przewyższenia mniej niż poprzednia edycja, ale zawodnicy lubiący wspinaczki będą się mieli gdzie pokazać.

Widać to już na trasie pierwszego etapu, na którego trasie będziemy mieli trzy wymagające wzniesienia. Już po 25 kilometrach jazdy rozpoczną wspinaczkę pod Andalo (15,5 km – 5,3%), by później wjechać na dwie rundy z krótszym, ale za to bardziej stromym podjazdem pod Penone (4,3 km – 9,3%). Możemy spodziewać się, że na ostatnim ze wzniesień uformuje się grupka, która zawalczy o zwycięstwo etapowe i usadowi się na pole position przed kolejnymi odcinkami.

2. etap: Salurn/Salorno – Stans – 185 km

Pierwsza część drugiego etapu stanie pod znakiem drogi, która choć powoli, to jednak nieubłaganie piąć się będzie w górę, aż do premii 3. kategorii w Brenero, położonej na 117. kilometrze. Paradoksalnie jednak trudniejsza powinna być druga połowa, której tendencja jest raczej spadkowa – głównie przez kilka wzniesień, które po drodze będą mieli do pokonania zawodnicy – najpierw te niesklasyfikowane, a później pod Gnadewald (4,5 km – 7,6%). Ten ostatni podjazd, z racji swojej charakterystyki i nachylenia, może pełnić podobną rolę, co dzień wcześniej Panone.

3. etap: Schwaz – Schwaz – 127 km

Początek trzeciego etapu będzie stosunkowo łatwy – bez większych trudności, jednak kolarze nie mogą się dać zwieść. Organizatorzy wszystkie najtrudniejsze fragmenty trasy umiejscowili bowiem na ostatnich 25 kilometrach. To właśnie tam zaczyna się długa sekwencja podjazdów. Rozpoczyna się od Weerbergu (3,2 km – 9,9%), po pokonaniu którego kolarze błyskawicznie znajdą się na drodze ku bliźniaczemu mu Pillbergowi (3,2 km – 10,3%), a później całą procedurę powtórzą, bo po zjeździe z drugiej ścianki znaleźć się na mecie.

4. etap Leifers/Laives – Borgo Valsugana – 141 km

Jeszcze trudniej będzie na trasie kolejnego etapu, którego charakterystyka będzie się znacząco różnić od pozostałych. Tu zrezygnowano z krótkich dynamicznych wzniesień, stawiając na ułożenie trasy klasycznego górskiego etapu, rozgrywającego się na bardzo długich wzniesieniach. Choć, jak na trasie każdego z etapów, tak i tutaj mamy do czynienia z zaledwie dwiema górskimi premiami, ale nie warto się tym kierować. Passo di San Lugano, Passo di Redebus i Col San Marco, nieujęte w tym zestawieniu są bowiem zdecydowanie trudniejsze od większości górskich finiszów ujętych w rozpisce. Ostatni z nich, którego szczyt znajduje się na niespełna 10 km przed metą, powinien być kluczowy dla losów etapu – podobnie jak dwa najtrudniejsze podjazdy dnia i całego wyścigu – Passo del Compet (10,3 km – 8,3%) i Passo del Vetriolo (9,4 km – 8,7%).

5. etap: Levico Terme – Levico Terme – 119 km

Ostatni etap to przede wszystkim walka kolarzy z Palu del Fersina (12,5 km, 6,2%), które zostanie przez nich pokonane aż dwukrotnie. Po raz ostatni na wierzchołku wzniesienia pojawią się na około 25 km przed metą, więc duże znaczenie dla losów ostatniego etapu może mieć długi zjazd i niewielka wspinaczka pod Valico di Tenna na 5 kilometrów przed metą.

Faworyci

Zgodnie z obowiązującą tradycją, tegoroczne Tour of the Alps będzie dla wielu kolarzy ostatnim sprawdzianem przed zbliżającym się wielkimi krokami Giro d’Italia. Na trasie zabraknie wprawdzie największego faworyta “Walki o róż”, ale za to pojawią się ważne postaci umownej antypogacarowskiej koalicji. 

Tym, którego warto wymienić w pierwszej kolejności, jest oczywiście Geraint Thomas. Wprawdzie Brytyjczyk tego sezonu nie rozpoczął najlepiej – wciąż czeka choćby na swoje pierwsze miejsce w pierwszej “10”, mimo startu w kilku tygodniówkach, jednak nie jest to powód, by w niego wątpić. W końcu w zeszły rok również wszedł wyjątkowo niemrawo, a mimo to w Giro d’Italia do samego końca walczył o końcowe zwycięstwo z Primožem Rogličem. Czy tym razem przygotuje formę jeszcze wcześniej i powalczy o wysokie miejsce już w Wyścigu Dookoła Alp? Czas pokaże, jednak dla INEOS-u brak jego formy nie będzie końcem świata tym bardziej, że w składzie ma również choćby Tobiasa Fossa czy Filippo Gannę, nawet jeśli temu ostatniemu trasa może “nieco” utrudnić uwypuklenie największych atutów.

Przeciwieństwem Thomasa jest Ben O’Connor. Kolarz Decathlon-Ag2r w 2021 roku nieco zaskoczył kolarski świat swoim wspaniałym występem podczas Tour de France i od tego czasu nijak nie potrafi nawiązać w wielkich tourach do zajętego wówczas 4. miejsca. Zdecydowanie lepiej idzie mu za to w tygodniówkach. Tylko w dopiero co rozpoczynającym się sezonie zdołał już bowiem zająć 2. miejsce w UAE Tour i 5. w Tirreno-Adriatico. O to, by tym razem wywalczył zwycięstwo będą starać się również jego pomocnicy – m.in. bracia Paret-Peintre i Bastien Tronchon.

Mocny, ale przede wszystkim bardzo wyrównany skład przywiezie do Włoch również Bahrain-Victorious. Jeśli brać pod uwagę doświadczenie, to zdecydowanym liderem ekipy z Bliskiego Wschodu powinien być Wout Poels, który zresztą kilka miesięcy temu przeżywał najlepszy czas w karierze wygrywając etapy Tour de France i Vuelta a Espana. Na początku tego sezonu lepiej od niego spisuje się jednak zdecydowanie młodszy i bardziej niepokorny Antonio Tiberi – 8. zawodnik Wyścigu Dookoła Katalonii. Zapominać nie należy również o Torsteinie Træenie – 10. zawodniku zeszłorocznej edycji.

Zdecydowanie nie należy lekceważyć również doświadczonych Hugh Carthy’ego i Romaina Bardeta, nawet mimo tego, że jak do tej pory tylko okazjonalnie pokazywali dobrą formę. Pamiętać należy o tym, że obaj swoje ostatnie starty w tym wyścigu kończyli w ścisłej czołówce. Bardet to zwycięzca z 2022 roku, zaś Carthy rok temu skończył jako drugi, mimo tego, że jego wyniki przed tym startem nie były wcale zdecydowanie lepsze niż w ostatnich tygodniach.

Na kogo jeszcze zwrócić uwagi? Nazwisk do wymienienia jest jeszcze bardzo wiele. Od młodego, acz mającego pierwsze sukcesy za sobą Maxa Poole’a, przez Michaela Storera, Filippo Zanę, Juanpe Lopeza, Ivana Sosę, Estebana Chavesa i przede wszystkim świetnego na katalońskich szosach Chrisa Harpera.

Niewykluczone również, że swoje powody do radości po raz kolejny będą mieli austriaccy kibice. Wprawdzie najlepszy kolarz jednego z krajów-gospodarzy tego wyścigu – Felix Gall kilka miesięcy po zakończeniu swojego sezonu życia nie pojawi się w ojczyźnie, ale kto wie, może godnie zastąpi go Gregor Mühlberger. Rok temu Austriak z Movistaru zdołał wygrać jeden z etapów – kto wie, być może i tym razem zdoła odcisnąć swoje piętno na wyścigu.

Z lotniska w Balicach, Bartek Kozyra

Wszystkie artykuły o włosko-austriackim wyścigu, w tym nasze rozmowy z kolarzami, można przeczytać –> tutaj.

 

 

Poprzedni artykułMathieu van der Poel: „Na pewno nie miałem nóg z poprzednich tygodni”
Następny artykułRBB Tour 2024: Drugie miejsca Polaków – Filip Prokopyszyn na etapie, Kacper Gieryk w „generalce”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments