Szymon Gruchalski / Tour de Pologne 2023

Po upływie dwóch lat spotykamy się w lobby tego samego hotelu, a i okoliczności są bardzo zbliżone. Czy jednak usiadł obok mnie dokładnie taki sam człowiek? Choć najwięcej uwagi skupia na sobie wtedy, kiedy pozwala swoim uczuciom bez skrępowania płynąć, teraz jest w nim więcej niewypowiedzianej pewności siebie i spokoju. W mojej głowie miała to być historia o dużych wzlotach i stopniowym podnoszeniu się z upadków, ale gdybym naprawdę wierzyła, że to do mnie należeć będzie ta decyzja, oznaczałoby to, że niczego się dotąd nie nauczyłam. Powstała więc opowieść o poświęceniu, które czyni wszystkie rozterki prostszymi, choć życie bardziej skomplikowanym. O oddawaniu się pasji, a przy tym samego siebie z jej powodu, do granic emocjonalnego wyczerpania. O budowaniu swojej pozycji w peletonie, dorastaniu do roli lidera i odpowiedzialności, która może dodawać skrzydeł. O tym, że Matej Mohorič ciągle marzy, ale nie robi tego głupio.

You can read the English version of this article >>> HERE

Upalne lato 2021 roku, które zdawało się nie mieć końca. Jazda indywidualna na czas w ziejących żarem Katowicach, która, zgodnie z obietnicą, okazała się najlepszą w dotychczasowej karierze. Rozgrzane bruki na Muur van Geraardsbergen, gdzie drużyna Bahrain Victorious sprawowała niepodzielne rządy nad chaosem, a Mohorič i Colbrelli skrywali w rękawach najmocniejsze karty. Nowa pora roku, ale ten sam układ sił, kiedy Słoweniec prowadzi peleton przez zalane wodą sektory jesiennego Paryż-Roubaix, a Włoch świętuje swój największy triumf. Jak się okaże, ostatni. Miesiące przygotowań dla tych kilku chwil przypominających światu, że tak nieustraszony pomimo rozsądku potrafi być tylko Matej Mohorič, nowy Król Sanremo. Tour de France, w przeddzień którego policja ponownie puka do drzwi, a 21 etapów przynosi wyłącznie pytania bez odpowiedzi. Długie wracanie do zdrowia i chorwacka etapówka na otarcie łez. Wiosenna kampania, podczas której wysoka forma i duże ambicje nie zostają satysfakcjonująco wynagrodzone. Tragiczne wieści ze Szwajcarii. Wyczekiwany triumf na słoweńskich szosach, nie dla siebie, ale ze wskazaniem na niebo. Wielka Pętla która jednoczy, choć 28-letni już Słoweniec, w swoim stylu, długo każe na siebie czekać. Kolejne etapowe zwycięstwo wbrew wszystkiemu, kolejny wybuch emocji, kolejny pamiętny wywiad. Powrót do Polski znacznie zimniejszego lata, by dokończyć to, czego nie udało się poprzednim razem…

Tak wiele wydarzyło się pomiędzy wtedy a dziś. Tym razem nie zacznę jednak od początku, dlatego jeśli chcesz się dowiedzieć, w jakim otoczeniu Matej dorastał, kiedy w jego życiu pojawiło się kolarstwo i dlaczego na mokrych zjazdach czuje się jak ryba w wodzie, zachęcam do lektury naszej rozmowy sprzed dwóch lat TUTAJ.

Bielsko-Biała, 2023

Ten wyścig, w którym w ogóle mogło go nie być, okazuje się dla mnie niespodziewanym prezentem. Będzie nim do samego końca, ale póki trwa, sprowadza się to do drobnych rzeczy. Rola lidera Tour de Pologne, którą kolarz Bahrain Victorious piastuje od wygranego przez siebie 2. etapu z metą na Orlinku sprawia, że każdego dnia po zakończeniu rywalizacji spotykamy go w mixed zone, a wykradzione stamtąd urywki zdań i wrażeń pomagają uzupełnić obraz osoby, który dotąd budowałam na podstawie odbywających się w bardziej komfortowych warunkach rozmów.

Odcinek z metą w Bielsku-Białej przyjmuje dość nieoczekiwany obrót, kiedy na oczach grupy liderów telewizyjny motocykl wypada z trasy, potrącając stojącą przy drodze rodzinę. Radio wyścigu znamiennie milczy, a ostatnia runda nie pozostawia organizatorom Tour de Pologne dość czasu na podjęcie decyzji dotyczącej ewentualnego wstrzymania dobiegającej końca rywalizacji. Interweniować mogą sami zawodnicy. Peleton wyraźnie zwalnia, Mohorič nie chce się dalej ścigać, i wydawać by się mogło, że ubrany w żółtą koszulkę będzie w stanie dotrzeć do kolarzy po tym, jak tak przejmująco i trafnie mówił w imieniu ich wszystkich po ostatnim etapowym zwycięstwie w Wielkiej Pętli. Tak się jednak nie dzieje. Każdy z nich rywalizację ma we krwi, i jak to często bywa, jeden bardzo szybko wyłamuje się z szeregu.

Słoweńcowi woli walki wystarczyło do zajęcia drugiego miejsca i zdobycia kolejnej bonifikaty, bardzo ważnej w kontekście rozgrywanej następnego dnia jazdy indywidualnej na czas, ale to była wyłącznie praca. Obowiązek, z którego mimo wszystko należało się wywiązać. Przychodzi wstrząśnięty, zły, trochę rozczarowany. Nie chce mówić o tym, co wydarzyło się chwilę wcześniej, choć pytania wynikają z niewiedzy, a nie poszukiwania sensacji czy chwytliwych cytatów. To ta strona jego osobowości, do której nijak nie potrafię dotrzeć. Odbijam się od ściany i mam wątpliwości, czy umówiony na kolejny poranek wywiad cały czas ma sens.

Szymon Gruchalski / Tour de Pologne 2023
Czeladź, 2023

Nowy dzień przynosi jednak powrót na spokojne, dobrze znane wody, a lider Bahrain Victorious za nic nie przypomina osoby, która za kilka godzin ma walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej całego wyścigu. Znowu jest zrelaksowany, zaangażowany i otwarty. Z tym mogę pracować, choć uczciwie przyznać trzeba, że w swoim stylu zdecydowaną większość tej pracy Mohorič bierze na siebie. Również w tym aspekcie nic się nie zmieniło.

Ponieważ uderzyła mnie ta mentalna przemiana, która zaszła w 28-letnim Słoweńcu w ciągu zaledwie kilkunastu godzin, na jakiś czas odrzucam przygotowany wcześniej scenariusz i przechodzę od razu do rozmowy o emocjach.

Aleksandra Górska: Jesteś dość emocjonalną osobą?
Matej Mohorič: Tak…

Wyraźnie zaskoczyło go takie otwarcie, choć chwilę wcześniej, jeszcze off the record, zapytałam go o samopoczucie. Oboje jesteśmy Słowianami, nie uprawiamy przecież small talku ze zwykłej kurtuazji.

Każda rozmowa posiada swoją unikalną atmosferę, naturalny rytm i kontekst, a kombinacja ich wszystkich czasem sprawia, że pewnych bardzo ważnych pytań nie może albo nie chce się zadawać. Jednocześnie nie oznacza to, że poszukiwanych odpowiedzi nie odnajdzie się pomiędzy innymi wierszami, dlatego zamiast wracać do wydarzeń z czerwca, nawiązałam do poprzedniego popołudnia.

MM: Tak, czasami zdarzają się rzeczy, które nadają życiu perspektywę, a także zmuszają do spojrzenia z innej strony na wykonywaną pracę czy uprawiany sport. Oczywiście – jeśli jesteś skupiony na wynikach, możesz czasami zapomnieć o całym życiu i o innych rzeczach, które również mają znaczenie. Ale kiedy zdarzają się takie wypadki, zdajesz sobie sprawę, że są rzeczy większe niż ten sport. W takiej sytuacji jak ta wczorajsza, trudno jest też w ciągu kilku chwil odzyskać mentalną równowagę i spróbować wygrać wyścig kolarski.

Jak zatem, będąc tak wrażliwą na wszystko co dzieje się wokół osobą, Matej jest w stanie utrzymywać mentalną równowagę, motywację, żądzę wygrywania?

MM: Wydaje mi się, że mój sposób opiera się na tym, że nigdy nie zapominam dlaczego wykonuję swoją pracę, dlaczego lubię jeździć na rowerze i dlaczego zdecydowałem się zostać zawodowym kolarzem, a to pomaga mi zachowywać jasność umysłu, przezwyciężać trudności i skupiać się na tym, co ważne jest w danym momencie. Wiem, że pracuję naprawdę ciężko i poświęcam wiele innych wartości, które są dla mnie ważne w życiu, aby być tu dzisiaj i liczyć się w rywalizacji. Szybko odzyskuję więc koncentrację, aby podtrzymać w sobie bardzo silne pragnienie osiągnięcia jak najlepszego wyniku, nie tylko dla siebie, ale także całego zespołu wokół mnie, który pracuje równie ciężko, aby zapewnić mi jak najlepsze wsparcie.

Kiedy więc mowa o pracy, racjonalny osąd bierze górę nad emocjami.

MM: Racjonalizuję to, tak. Ale również, od samego początku, odkąd tylko skończyłem 18 lat, zostanie zawodowym kolarzem nie było dla mnie łatwą decyzją, ponieważ nie było to moim jedynym wyborem. Niektórzy ze ścigających się ze mną kolegów być może nie byli tak dobrzy w innych rzeczach, jak w kolarstwie, więc był to dla nich oczywisty wybór. Czyni to całe ich życie nieco łatwiejszym, ponieważ nie mają pragnienia robienia czegoś innego, szansy na zajęcie się czymś innym czy innych zainteresowań. Ale ja zawsze byłem osobą z tysiącem zainteresowań.

Być może zastanawiacie się, jakie były te inne, możliwe wybory? Ja też. Zostałam jednak zbyta podszytą samozadowoleniem deklaracją, że Słoweniec był dobry we wszystkim, za co brał się w życiu. Znając go trochę, nietrudno jednak w to uwierzyć, a fałszywa skromność nijak nie pasowałaby do jego szczerości i otwartości.

MM: Prawie wszystko, za co się brałem w życiu, było dla mnie interesujące.
AG: Dlatego, że się angażujesz?
MM: Ponieważ się angażuję, tak. Ponieważ zależy mi na różnych rzeczach. Jako dziecko zawsze byłem bardzo dociekliwy i uwielbiałem chodzić do szkoły. Bardzo chciałbym też rozwijać karierę akademicką, byłem jednym z najlepszych uczniów w liceum, do którego chodziłem. I tak naprawdę większość moich profesorów, kiedy zdali sobie sprawę, kiedy przeczytali w mediach, że podpisałem zawodowy kontrakt kolarski, byli zaskoczeni, niektórzy z nich nawet na granicy rozczarowania, ponieważ kolarstwo nie było wtedy tak popularne jak teraz. Może dlatego, że widzieli we mnie talent do robienia czegoś, co, nie wiem, pomogłoby społeczeństwu bardziej niż bycie zawodowym kolarzem?

Choć bywał w przeszłości oceniany bardzo niesprawiedliwie, z czasem zrozumiał, że zarówno sport, jak i rozpoznawalność, którą gwarantuje uprawianie go na najwyższym poziomie, pozwala czynić wiele dobrego. Daje ludziom całą paletę emocji i potrzebną odskocznię.

MM: Ale z drugiej strony, teraz, 10 lat, nie, 12 lat później, kiedy widzisz, co wydarzyło się w tegorocznym Tourze, czuję też szczęście i dumę, że podjąłem taką, a nie inną decyzję, że dokonałem wyboru z głębi serca i myślę, że sport zdecydowanie ma swoje miejsce w społeczeństwie, ponieważ motywuje ludzi. Sprawia, że wydobywają z siebie to, co lepsze, sprawia, że myślą o różnych rzeczach…
AG: Sprawia, że coś czują…?
MM: Tak, sprawia, że coś czują, sprawia, że doświadczają emocji i to może zmienić ludzkie życie. Sprawia też, że zapominają o własnych trudnościach i mogą spojrzeć na nie z innej perspektywy, prawda? Ponieważ czasami, gdy dzieje się coś złego, mogą być po prostu szczęśliwi, że mają się dobrze. Więc tak, chodzi o wiele rzeczy…

Rozmowa z Mohoričem o kolarstwie to ciągłe balansowanie na granicy tego, co jest pracą, a więc podlega chłodnej analizie, i tego, co jest miłością, raz na jakiś czas uruchamiającą potężną lawinę uczuć o bardzo różnym zabarwieniu. 28-letni zawodnik drużyny Bahrain Victorious tak jest jednak skonstruowany, że najpierw jest obowiązek, zadanie do wykonania, a dopiero później przychodzi czas na dawanie upustu emocjom. Tym, co spaja jedno z drugim, są prezentowane przez niego na każdym kroku oddanie i poświęcenie.

MM: Ale przede wszystkim myślę, że przyczyną tego wszystkiego było to, że zakochałem się w kolarstwie – nie w kolarstwie jako sporcie, ale w kolarstwie jako sposobie spędzania wolnego czasu na rowerze. I to podtrzymuje mnie na duchu, bo wiem, że nawet gdybym miał pracę biurową, to pewnie i tak musiałbym codziennie jeździć na rowerze. Więc chyba lepiej, że mi za to płacą i nie muszę iść do normalnej pracy [śmiech].
Szymon Gruchalski / Tour de Pologne 2023
Le Creusot i Libourne, 2021

Pomiędzy naszymi kolejnymi rozmowami życie zatoczyło niewielkie koło, od jednego fenomenalnego lata zapoczątkowanego gdzieś na francuskich szosach, do drugiego. Rozdzielający je sezon rozkwitł wcześnie, ale nigdy nie wydał owoców, trapiony niewidocznymi gołym okiem chorobami. Pomimo tego, pewien schemat jest nietrudny do dostrzeżenia.

Nawet okoliczności spotkania, od miejsca po czas – poranek poprzedzający decydującą jazdę indywidualną na czas Tour de Pologne – są identyczne, dlatego wracając już do oryginalnego scenariusza musiałam zapytać o to, co jest inne. Jak zmieniło się postrzeganie Słoweńca jako zawodnika i związane z tym oczekiwania? Czy jest on w stanie wskazać jeden moment, w którym poczuł, że tak się stało?

MM: Po moim pierwszym etapowym zwycięstwie w Tourze wszystko się zmieniło.
AG: Więc nie Milano-Sanremo?
MM: Nie, nie. Powiedziałbym jednak, że 2018 był moim przełomowym rokiem, w którym wygrałem chyba siedem lub osiem wyścigów, nie pamiętam.
AG: Tak, ale teraz mówię o szerszej publiczności. Ludziom, którzy oglądają tylko największe wyścigi, dostrzeżenie Ciebie z pewnością zajęło więcej czasu…
MM: Tak, po pierwszym zwycięstwie etapowym w Tourze ludzie naprawdę mnie zauważyli. A potem, ponieważ w tym samym roku wygrałem kolejny etap, zaczęli zwracać na mnie jeszcze większą uwagę, prawda? I od tego czasu wszyscy, nie tylko fani kolarstwa, ale także zawodnicy, patrzą na mnie w inny sposób. W pewnym sensie to, że bacznie mi się przyglądają, wiele mi ułatwia. Sprawia, że wszystko jest prostsze. Kiedy następuje atak, kiedy jest selekcja i ja jestem jej częścią, bardziej mnie obserwują, zwracają na mnie większą uwagę. Więc okej, może być mi przez to trudniej się wymknąć, ale daje mi to też więcej przestrzeni do walki, ponieważ inni mają teraz tendencję do wybierania mojego koła, walczą o moje koło, ponieważ chcą mieć pewność, że podążą za moim atakiem, zamiast wypychać mnie z drogi, chcąc być na kole kogoś innego. A mnie to znacznie ułatwia sprawę, ponieważ wówczas jest bardziej prawdopodobne, że znajdę się na czele w kluczowych momentach.

Wątek świadomości swojego własnego miejsca w grupie, w jej hierarchii, jeszcze powróci, jednak już teraz warto zwrócić uwagę, że dla Mohoriča, być może ze względów czysto praktycznych, ważniejsze jest to, jak widzą go inni kolarze będący częścią zawodowego peletonu. Odbiór jego osoby przez fanów kolarstwa szosowego nie wydaje się dla niego aż tak istotny, o ile nie doprowadza do bezpośrednich ataków i niesprawiedliwych ocen (jak w drugiej części Tour de France 2021), i w tej relacji nastawiony jest on wyłącznie na dawanie. Wzbudzanie podziwu nie należy do jego potrzeb.

Najpierw jednak postanowiłam gruntowniej zgłębić temat wspomnianej walki o pozycje i znajdowania się we właściwym miejscu w kluczowych momentach, a fakt, że tym razem byłam w stanie skutecznie wstrzymać potok jego myśli, postrzegam jako swoje małe zwycięstwo.

Flandria, 2023

Jeśli jest jakiś wątek, który notorycznie powtarza się we wszystkich publikacjach na temat 28-letniego Słoweńca, będzie nim zamiłowanie do czytania, nauki, analizowania i wyciągania wniosków z własnych błędów. Albo i nie tylko własnych. Z całą pewnością wielu okazji ku temu dostarczyły ostatnie dwie kampanie północnych klasyków, podczas których świetne dni w wykonaniu Mohoriča (Paryż-Roubaix 2022, Kuurne-Bruksela-Kuurne 2023, E3 Saxo Bank Classic 2023) nie doczekały się dostatecznie satysfakcjonującej nagrody, podczas gdy wszelkie uchybienia były bezwzględnie karane.

O technicznym kunszcie zawodnika Bahrain Victorious, choć z naciskiem na zjazdy, dość długo rozmawialiśmy przed dwoma laty, ale walka o pozycje zazwyczaj stanowi równie skuteczną bronią w jego arsenale. Jeśli Matej ciągle gdzieś tam jest, gotowy do walki, bez problemu dostrzeżesz jego charakterystyczną sylwetkę w okolicy czoła głównej grupy. Niewiele jest jednak wyścigów, gdzie sztuka ta jest tak trudna, jak podczas rozgrywanych na belgijskich i francuskich brukach wyścigów jednodniowych, które w ostatnich miesiącach niejednokrotnie wystawiły jego niemałe umiejętności na poważną próbę.

MM: To zawsze jest coś, co robię bardzo dobrze. Myślę, że robię to lepiej niż większość. Ale nadal, aby znaleźć się na pozycji, na której ostatecznie znajduje się ośmiu zawodników, nie da się być w 100% skutecznym. Można być bardzo skutecznym, ale nawet jeśli osiągnie się 60%, to i tak będzie sporo. A w tych wyścigach, jeśli jesteś wyjątkowym-wyjątkowym-światowej klasy-absolutnie najlepszym kolarzem na świecie, to może uda ci się jakoś odrobić stratę, jeśli masz szalenie dobrą nogę. Ale jeśli nie, to musisz być na odpowiedniej pozycji, gdy nastąpi atak, prawda? A jeśli cię nie ma, to po prostu cię nie ma. Dlatego też bardzo rzadko zdarza się, by ten sam kolarz wygrał wszystkie klasyki, ponieważ zawsze jest jeden, który jest najsilniejszy, kilku innych, którzy są prawie tak samo silni, a następnie trzeci szereg kolarzy, którzy wciąż są wystarczająco silni, by wygrać, ale pod względem fizycznym nie dorównują faworytom. I to właśnie sprawia, że klasyki są tak piękne, prawda? Ponieważ istnieje szeroki wachlarz zawodników, którzy faktycznie mają szansę na wygraną, nie taką samą, ale wciąż realnie ją posiadają.
Szymon Gruchalski / Tour de Pologne 2023
Sanremo, 2022

Były też klasyki, podczas których wszystkie gwiazdy zdawały się świecić tylko dla Mohoriča, jak 113. edycja Milano-Sanremo. Udział Słoweńca w najdłuższym wyścigu jednodniowym szosowego kalendarza poprzedziły tygodnie skrupulatnych przygotowań, ponieważ tylko on reprezentuje sobą mieszankę naiwnej arogancji i nerdowskiego szaleństwa potrzebną by uwierzyć, że można zaplanować sobie zwycięstwo w najbardziej otwartym z monumentów. A jednak on zaplanował. I, jeśli wierzyć krążącym na ten temat plotkom, z uśmiechem informował o tym rywali jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu.

Teleskopowa sztyca ostatecznie nie “zepsuła kolarstwa” na sposób, w jaki zrobiła to pozycja “supertuck”, ani nie wygrała za Mateja Classicissimy, jak złośliwi próbowali później sugerować, ale z pewnością była pomocna podczas jego karkołomnego zjazdu z Poggio – nawet jeśli największą wartość dodaną stanowił zastrzyk pewności siebie.

Poza wrodzonymi predyspozycjami do rywalizowania na tak długich dystansach, faworyzującą go końcówką, skrupulatnymi przygotowaniami i ogromem ciężkiej pracy, tamtej marcowej soboty nawet najdrobniejsze detale ułożyły się po myśli kolarza Bahrain Victorious: kierunek wiatru na finałowym podjeździe, brak większych pęknięć w prowadzącej grupie i młodszy rodak na jej czele, który doskonale wiedząc co się święci, nie był gotowy oddawać własnego życia za Mohoriča i jego szalony sen o Milano-Sanremo. Właśnie ten moment zawahania za jego plecami sprawił, że mogliśmy rozmawiać o największym w dotychczasowej karierze zwycięstwie, a nie kolejnym wyniku w okolicach najlepszej dziesiątki pierwszego monumentu sezonu.

MM: Dokładnie, są takie dni, kiedy po prostu sprzymierzają się wszystkie gwiazdy, zespół wykonuje perfekcyjną pracę, a ciebie niesie pragnienie [zwycięstwa]. Więc tak, trzeba jak najlepiej wykorzystywać takie momenty, ponieważ nie zdarzają się one w każdym wyścigu, ale może raz lub dwa razy w roku. I to od ciebie zależy, czy staną się czymś więcej, niż kolejną niewykorzystaną szansą.
AG: Bardzo trudno jest sobie zaplanować wygraną w Sanremo…
MM: Tak, ponieważ jest to prawdopodobnie najbardziej otwarty z wszystkich monumentów.
AG: Wszystko dzieje się bardzo szybko po tym, jak długo nic nie dzieje się wcale…
MM: Tak, to bardzo intensywna godzina zmagań, podczas której wszystko trzeba wykonać perfekcyjnie. Nie powiedziałbym, że dużo zależy tu od szczęścia. Wszystko jest dość wyrachowane. Wysiłek na Poggio jest dość uczciwy – tak uczciwy, jak to w ogóle możliwe.

O kaskaderskim zjeździe z Poggio 27-letniego wówczas Słoweńca mówiło się jeszcze przez kilka tygodni. Jednocześnie można było odnieść wrażenie, że jego osiągnięcie w postaci wygrania Milano-Sanremo – pierwszego w karierze monumentu – nie zrobiło na publice w połowie tak dużego wrażenia jak te rzadkie momenty, kiedy zdarzało mu się mówić zbyt wiele, wybuchać, pozwalać emocjom bez skrępowania płynąć. Choć dla najbardziej zapalonych sympatyków kolarstwa triumf w jednym z pięciu największych wyścigów jednodniowych waży więcej niż nawet kilka etapów Wielkiej Pętli, żadna inna impreza nie gwarantuje nawet zbliżonego wzrostu rozpoznawalności. Tylko Tour de France umożliwia zaistnienie poza de facto niewielką bańką.

MM: Niekoniecznie. Myślę, że wywarło to jakieś wrażenie. Oczywiście, gdy wygrywasz monument, stajesz się innym kolarzem w oczach innych zawodników. Ponadto, wszystko zależy od lokalnej wiedzy, ale na pewno, gdy przyjeżdżam do Włoch, wszyscy wciąż mówią o Sanremo. Więc tak, to zdecydowanie ogromne osiągnięcie. Jest mniej kolarzy, którzy wygrali monument w porównaniu do tych, którzy wygrali etap w Tourze. Oczywiście więcej osób ogląda Tour niż Sanremo, ale ludzie, którzy naprawdę uważnie śledzą ten sport, wiedzą, że trudniej jest wygrać monument niż odcinek Wielkiej Pętli.

A jeszcze trudniej wygrać etapy wszystkich trzech wielkich tourów i monument: w całej historii kolarstwa szosowego dotąd tego rodzaju osiągnięcie skompletowało 38 zawodników, z których sześciu pozostaje aktywnych (Mark Cavendish, Peter Sagan, John Degenkolb, Thibaut Pinot, Primoz Roglic i Matej Mohorič).

Nie jest zresztą powiedziane, że 28-latek spod Kranju powiedział już swoje ostatnie słowo w kwestii monumentalnych dokonań. W tym roku warunki w końcówce La Classicissimy mniej mu sprzyjały, a sam wyścig tym razem nie był centralnym punktem jego wiosennej kampanii. Matej wie jednak, że ma w sobie kolejne zwycięstwo w Sanremo, jeśli tylko uniknie błędów, a gwiazdy ponownie będą mu sprzyjać.

MM: Myślę, że popełniłem w tym roku kilka błędów, wiem dokładnie co zrobiłem nie tak i upewnię się, że wyciągnąłem z tego wnioski na przyszły rok. W głębi siebie mam silne przekonanie, że mogę ponownie wygrać Sanremo. Również forma, w jakiej byłem w tym roku, nie była optymalna, ponieważ ten wyścig tym razem nie był moim głównym celem. Planowałem być w szczytowej formie na Flandrię i Roubaix, co miało miejsce i dowiodły tego analizy, które później przeprowadziliśmy. Myślę więc, że w tym roku nauczyliśmy się wielu rzeczy i na pewno będzie to procentować w przyszłym roku.

Podobnie jak etapy Tour de France, Milano-Sanremo nie jest już zatem marzeniem, ale realistycznym celem. Marzeniem są teraz zdradliwe drogi północnej Francji…

Roubaix, 2022

Ledwie woda zdążyła spłynąć z bruków po nietypowej, jesiennej edycji Paryż-Roubaix, która przyniosła Sonny’emu Colbrellemu i drużynie Bahrain Victorious jeden z najbardziej pamiętnych triumfów, a kolarze ponownie stanęli na starcie Piekła Północy w Compiegne. Miało to miejsce niespełna miesiąc po tym, jak 30-letni wówczas Włoch niespodziewanie upadł bez tchu po finiszu na jednym z etapów Volta a Catalunya, a jego przyszłość w zawodowym peletonie wydawała się przekreślona, dlatego występowi zawodników ekipy z Bahrajnu w trzecim monumencie sezonu towarzyszyła mieszanka bardzo skrajnych emocji.

Jak nie po raz pierwszy, a również nie ostatni się jednak okaże, niespodziewane przeciwności działają na ten zespół motywująco, a Matej jest dobrym liderem na kryzys. Pół roku wcześniej, na czele jednolitej masy czarnych kurtek przeciwdeszczowych, rozcinał on wodę i błoto pracując na rzecz późniejszego sukcesu Colbrellego. Tym razem, w suchą i słoneczną wielkanocną niedzielę, musiał wejść w jego buty. Czy to udźwignął?

Peleton niespodziewanie pęka na wiatrach już po 15 kilometrach rywalizacji, a kolarze INEOS Grenadiers są w swoim żywiole. Szalona pogoń jednak trwa, podobnie jak typowa dla Piekła Północy eliminacja od tyłu, a kiedy prowadząca grupa wyjeżdża z Lasku Arenberg – zazwyczaj przyczyniającego się do powstawania pierwszych poważniejszych rozłamów – na czele pozostają już tylko Mohorič, Tom Devriendt i Laurent Pichon. Na dzielących ich od mety na starym welodromie 90 kilometrach dojdzie jeszcze do wielu przetasowań, kraks i defektów, których nie uniknie też wspomniana trójka, ale każdy z nich ukończy 119. edycję Paryż-Roubaix w najlepszej dziesiątce. Słoweńcowi, który większość trasy pokonał w trybie artysty-uciekiniera, częściej znajdując się na czele niż korzystając z pracy innych, zabraknie już sił na finałowy sprint. A jednak wszystko, co tego dnia wydarzyło się na trasie, musiało pozwolić mu uwierzyć, że marzenie które już wcześniej w sobie nosił jest realne.

AG: Rozmawiając jeszcze o klasykach… Roubaix to Twoje marzenie?
MM: Tak, Paryż-Roubaix jest na liście moich marzeń, ponieważ to, co wydarzyło się w 2021 roku z Sonnym, wciąż we mnie tkwi. To był właściwie jedyny wyścig, na który czekałem, gdy byłem dzieckiem. Dla mnie to zawsze było wielkie widowisko, nie mogłem się doczekać, aby zobaczyć je w telewizji.

Charakter tego wyścigu, który wymusza na ekipach bardzo drobiazgowe i przemyślane przygotowania w zakresie doboru sprzętu, pasuje do lidera Bahrain Victorious. Jego okrutna nieraz losowość, już mniej.

AG: Do wygrania tego wyścigu potrzeba sporo szczęścia, a według mnie nie jesteś osobą, która chce mocno na nim polegać?
MM: Nie, nie polegam na szczęściu. Myślę, że szczęście jest potrzebne, ale to ty je sobie kreujesz, ponieważ to ty wybierasz ciśnienie w oponach, wybierasz sprzęt, wybierasz miejsce w peletonie, wybierasz, w jakie akcje chcesz zainwestować energię i kiedy chcesz ukryć się w peletonie. Oczywiście można mieć szczęście, ale jeśli cały czas utrzymujesz odpowiedni poziom koncentracji i czujności, nie pozwalasz myślom odpłynąć i jeśli masz wystarczająco silną drużynę, która trzyma cię z dala od kłopotów, to myślę, że jeśli masz naprawdę dobrą nogę, jesteś w stanie osiągnąć dobry wynik.

Każdy kreuje własne szczęście, z tym nie sposób dyskutować. Gorzej, kiedy niespecjalnie skuteczny jest w tym kolarz jadący tuż przed tobą przez Trouee de Arenberg.

Poznań, 2023

Jeszcze 24 godziny przed prezentacją ekip na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, pełen skład Bahrain Victorious na 80. edycję Tour de Pologne nie jest znany. Na nieoficjalnej liście startowej Mohorič pozostaje jedynie znakiem zapytania, a ja sama łapię się na myśleniu, że nie powinno go tu być. Nie tak wita się jednak zwycięzcę Milano-Sanremo w swoim rodzinnym mieście, prawda?

Koniec końców przyjeżdża, i zanim jeszcze wejdzie na scenę, udaje mi się w pośpiechu nagrać kilka zdań, które szybko generują niemały szum zarówno w polskich, jak i zagranicznych mediach. Lider ekipy z Bahrajnu mówi, że z decyzją o swoich najbliższych startach zwlekał do ostatniej chwili, ostatecznie zamiast San Sebastian i Mistrzostw Świata w Glasgow wybierając Tour de Pologne i Renewi Tour (choć ta konkretna nazwa z niczyich ust wtedy nie padła).

Matej Mohorič ciągle marzy i są to wielkie marzenia, jak kiedyś o Primaverze i dziś o Roubaix, ale nie ma zwyczaju oszukiwać samego siebie. Wie też, że osiągnął ten moment trwającej już 10 lat kariery, w którym musi zacząć skutecznie kapitalizować cały włożony w tym okresie trud, a bycie dużą rybą w małym stawie czasami przynosi większe korzyści – jeśli nie indywidualnie, to kolektywnie.

MM: Myślę, że znalazłem już swoje miejsce. Wiem, w czym jestem dobry i w jakie wyścigi powinienem celować z myślą o zwycięstwie, ponieważ nie mam silnika, aby być na poziomie najlepszych kolarzy na świecie. Są tacy, którzy są lepsi, a ja chcę osiągnąć jak najwięcej w ramach tego, co jest dla mnie możliwe. To był też jeden z powodów, dla których tu przyjechałem, dla których pojadę na Renewi Tour, by również tam walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej i dla których nie jadę na mistrzostwa świata. Bo jeśli zajmę 6. miejsce w mistrzostwach świata, to będzie to świetny wynik, ale nie zmieni mojej kariery. Ale jeśli uda mi się wygrać jeszcze trzy lub cztery wyścigi w tym roku i zdobyć trochę punktów, drużyna będzie z tego bardzo zadowolona, a nasz wysiłek zostanie w pewien sposób nagrodzony.
Szymon Gruchalski / Tour de Pologne 2023
Puy de Dome, 2023

To chyba największa różnica pomiędzy tegorocznym spotkaniem, a tym poprzednim. Wówczas, tuż po swoich pierwszych etapowych zwycięstwach w Wielkiej Pętli, Słoweniec wiele uwagi poświęcał temu, jak wiele lat uczenia się na własnych błędach kosztowało go osiągnięcie tego poziomu. I że w końcu do niego przynależy. Po kropce stał jednak mały, ledwie dostrzegalny znak zapytania: czy na pewno? Czy na stałe?

Blisko 29-letni Mohorič wie dokładnie, na ile go stać i jak przekuwać swoje największe atuty w zwycięstwa. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie dopadają go wątpliwości. Wywiad udzielony po wygranym przez niego 19. etapie tegorocznego Tour de France jednoczył kolarskie środowisko, poruszał i łamał serce, ale jego zalążkiem nie były przecież wydarzenia na trasie pomiędzy Moirans-en-Montagne a Poligny.

Źródłem prawdopodobnie była niemoc podczas poprzedniej edycji francuskiego wielkiego touru, która dopiero po jego zakończeniu doczekała się diagnozy, i której wspomnienie pozostało w podświadomości, choć wyścig tym razem rozpoczął się dla zawodnika Bahrain Victorious zupełnie inaczej.

Słoweniec znajduje się w ucieczce dnia podczas etapu z metą na powracającym po 35-letnim uśpieniu Puy de Dome, choć nie mógł to być ich pierwotny plan – nie, biorąc pod uwagę charakterystykę finałowego podjazdu i kolarzy, którzy wraz z nim wyruszyli w górę szosy. Być może popełnia błąd, nie jadąc za Matteo Jorgensonem, ale wyciska ile się da z pagórkowatego terenu na dojeździe do Clermont-Ferrand, aby w swoim stylu zamęczyć pozostałych kompanów. Kiedy utalentowany Amerykanin słabnie, już podczas wspinaczki na wygasły wulkan, nagle przed zawodnikiem Bahrain Victorious rysuje się szansa na nieprawdopodobny triumf. Szybko jednak gaśnie, kiedy za jego plecami pojawia się roztańczony Michael Woods i przypomina, że to jego królestwo. Mohorič ostatecznie dociera na metę trzeci i choć wygląda na piekielnie zmęczonego, jego forma prezentuje się wybornie. Myślę wtedy, że będę zaskoczona, jeśli nie uszczknie dla siebie jednego z 21 kawałków tortu.

Później przychodzą jednak trudne dni. Są na trasie 110. edycji Tour de France odcinki idealnie odpowiadające kolarzom o charakterystyce Słoweńca, ale wówczas nie udaje się wymknąć. Chętnych jest zbyt wielu, poziom zbyt wyrównany, a najczęściej wymieniani pretendenci do odniesienia etapowego zwycięstwa podążają za sobą nawzajem jak cienie – przekonał się o tym nie tylko Mohorič, ale również Mathieu van der Poel i Wout van Aert. Nikt w tej Wielkiej Pętli nie jest w stanie wybierać sobie odjazdów, może poza Victorem Campenaertsem i Kristsem Neilandsem, dlatego Matej zabiera się w kolejną nieprawdopodobną ucieczkę, tym razem pokonany przez Michała Kwiatkowskiego i Grand Colombier. Choć dla drużyny Bahrain Victorious, jadącej z Gino Mäderem w sercach, już wtedy jest to udany wyścig, to upały, szalone tempo i wymagająca trasa drążą coraz większe dziury w morale.

AG: Znasz swoje miejsce i wiesz dokładnie, na co cię stać, a jednak czasami patrzę na Ciebie, na przykład podczas tegorocznego Touru, i dosłownie widzę wątpliwości wypisane na twojej twarzy, w twoich gestach. Nadal czasem w siebie wątpisz?
MM: Tak.
AG: Z jakiegoś powodu pojechałeś w ucieczce na etapie do Puy de Dome i wyglądałeś świetnie tak długo, jak tylko byłeś w stanie. A potem przyszły kolejne dni i widać było, że pomimo świetnej formy, stopniowo uchodziła z Ciebie pewność siebie…
MM: Nie, po prostu obecnie poziom tego sportu jest niezwykle wysoki i wyrównany, staje się on coraz bardziej profesjonalny, monitorowany i dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Wszystkie zespoły wkładają dużo pieniędzy w badania i ulepszanie całego sprzętu, rozwój nauki stojącej za tym sportem. To sprawia, że wszyscy reprezentują coraz wyższy poziom, a z wyższego poziomu znacznie trudniej jest zrobić niewielką różnicę, która pozwoliłaby wygrać wyścig. Oczywiste jest, że siła fizyczna zawodnika nie jest tak ważna jak 10 lat temu, zatem liczą się inne rzeczy.
Myślę, że potrzebny jest ogrom mentalnej siły i spokoju, aby być w stanie dać z siebie wszystko i wykorzystać swoje atuty celem pokonania rywali, ponieważ obecnie jest to bardzo wyrównany sport. Jeśli weźmiemy pod uwagę najlepszych na świecie, to może są oni na innym poziomie, ale pomiędzy resztą z nas różnice są minimalne.

Patrząc z zewnątrz na to, jak zmienia się sposób rozgrywania wyścigów – szczególnie wielkich tourów – jak chaotyczny i trudny do kontrolowania stał się w ostatnich latach Tour de France, jak szybko poziom rośnie, jednocześnie będąc coraz bardziej wyrównanym, można było odnieść wrażenie, że pewne przemiany nastąpiły w kolarstwie szosowym skokowo na przestrzeni ostatnich kilku sezonów. Okazuje się jednak, że ze środka zawodowego peletonu wygląda to nieco inaczej.

MM: To następowało stopniowo, ponieważ każdego roku uczymy się nowych rzeczy na temat odżywiania, treningu i samego ścigania się. Nie upłynęło jeszcze zbyt wiele czasu, odkąd ten sport zostawił za plecami swoją mroczną przeszłość, więc każdego dnia wciąż się uczymy i myślę, że daleko nam do doskonałości. Wydaje mi się, że w nadchodzących latach wszystko stanie się jeszcze bardziej złożone, więc będziemy musieli z tym pracować, skupiać się na najdrobniejszych detalach. Musimy nadal inwestować w badania i rozwój, a także w młode talenty, ponieważ obecnie młodzi kolarze od razu są w stanie wygrywać wyścigi. Drużyny będą więc musiały włożyć wiele wysiłku, jeśli chcą pozostać konkurencyjne.
Poligny, 2023

Choć do zakończenia Tour de France zostały już tylko trzy dni, a peleton ma za sobą przeprawę przez Pireneje, Masyw Centralny, Jurę i Alpy, tempo zamiast spadać, dalej rośnie. Piątkowy odcinek to z perspektywy artystów-uciekinierów już ostatnia, naprawdę realistyczna szansa, dlatego atakom nie ma końca, a wszyscy bardzo szybko znajdują się na kolanach. Kiedy po 55 kilometrach walki od peletonu odrywa się 9-osobowa grupa, ten akt rywalizacji wydaje się rozstrzygnięty – do czasu, aż wszystkie rowery wozu neutralnego Shimano okazują się za małe dla napędzającego ten odjazd Nilsa Politta. Lotny finisz przynosi zupełnie nowe rozdanie, ale 36 kolarzy to zbiór zdecydowanie zbyt liczny, aby możliwa była efektywna współpraca. Wiedzą to Kasper Asgreen, Ben O’Connor i Mohorič, dlatego wykorzystują ostatni kategoryzowany podjazd dnia, aby umożliwić sobie walkę o etapowe zwycięstwo w bardziej kameralnych warunkach.

Duńczyk, niesiony na fali sukcesu z poprzedniego dnia, jest z nich najsilniejszy. Słoweniec ma zimną głowę i doskonały zmysł taktyczny. Australijczyk, poza swoim naturalnym środowiskiem, pasuje do tej dwójki tak, jak Mohorič do Puy de Dome i Grand Colombier. W trójkę przejeżdżają przez flamme rouge, a po trzech i pół godzinie ścigania na etapie, którego średnia okaże się piątą najwyższą w historii Tour de France, konieczny jest fotofinisz.

Matej lubi robić rzeczy perfekcyjnie, sam często używa tego właśnie określenia, a perfekcyjnie wykonany wyrzut roweru decyduje o jego etapowym zwycięstwie.

Później dzieje się to…

Tour de France 2023 / A.S.O.
AG: Ostatecznie wygrałeś etap, udzieliłeś tego wywiadu, po czym okazało się, że większość kolarzy czuła dokładnie to samo co Ty, po prostu tego nie okazywali.
MM: Tak.
AG: Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale masz taki sposób wyrażania emocji – nie chodzi nawet o to, co mówisz, ale twoją mowę ciała i energię – który silnie oddziałuje na innych ludzi.
MM: Tak, ponieważ wydaje mi się, że każdy z nas zmaga się z codziennymi trudnościami, a ten wywiad można było odnieść nie tylko do kolarzy, ale także do ludzi wykonujących inne zawody. Mogłem zrozumieć, co czuli inni kolarze biorący udział w Tourze, ponieważ wszyscy jedziemy na tym samym wózku, wszyscy ścigamy się w tych samych wyścigach, wszyscy wzajemnie zadajemy sobie ból, ponieważ pragniemy wygrywać i wszyscy gdzieś w środku zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w tym razem, tacy sami. Podobne rowery, podobne kombinezony, podobne kaski, podobny metody treningowe, podobny sposób odżywiania i podobny talent do rozwijania wydolności fizycznej, przez co bardzo trudno jest zrobić najmniejszą różnicę. I wielu zawodników zawodzi w kluczowych momentach pod względem mentalnym, a Ty czasem po prostu po ludzku im współczujesz, ponieważ wiesz, że pracowali tak samo ciężko jak Ty, nie otrzymawszy w zamian takiej samej uwagi i nagrody. Więc tak, współczujesz im.

Poprzednim razem napisałam, że Matej Mohorič jest dokładnie taki, jakim się wydaje, tylko bardziej. Zdanie to podtrzymuję, chociaż ostatnie dwa lata, a przede wszystkim dwa miesiące, zmieniły odbiór jego osoby. Zupełnie niesłusznie.

Mohorič każący wszystkim zamknąć usta za pomocą kilku gestów i udzielający tego przejmującego wywiadu to dokładnie ta sama osoba – nawet nie dwie różne, ale jedna strona monety. Źródła tego rodzaju ekspresji, szczerości i potoku uczuć leżą dokładnie w tym samym miejscu.

Inna rzecz, że trybiki w jego umyśle mogą pracować niezwykle sprawnie, ale słowa na język nieraz trafiają jeszcze szybciej. Czasami, istotnie, odrobinę zbyt szybko.

Czeladź, 2023

W tym miejscu bardzo przestrzegam przed myleniem emocjonalności Słoweńca z jakąkolwiek kruchością. Przez zdecydowaną większość czasu jest on spokojny, silny i pewny siebie, a nie wątpiący i rozpadający się na kawałki. Należy też do facetów, którzy nie tylko nie łamią się pod presją odpowiedzialności, ale zdają się za jej sprawą rozkwitać, dzięki czemu zawodnik Bahrain Victorious, bez żadnych tarć i przepychanek, wyrósł na naturalnego lidera swojej ekipy. Kiedy zapyta się o Mateja kogokolwiek z obsługi, nie usłyszy się nic innego niż “z Matejem zawsze jest wszystko w porządku”, “jest ostatnią osobą, o którą mógłbym się martwić”.

AG: Czy powiedziałbyś, że ta umiejętność [nie łamania się pod presją] sprawia, że wyrosłeś na naturalnego lidera swojego zespołu?
MM: Tak, tak sądzę. Myślę, że należę do facetów, którzy potrafią zaakceptować odpowiedzialność i znoszę ją naprawdę dobrze. Jeśli zespół, na którym spoczywa duża presja, w który zainwestowano dużo pieniędzy, wyznacza cię jako lidera do wykonania określonego zadania, to ty również musisz być gotowy na podjęcie takiego wyzwania. Nie każdy jest w stanie udźwignąć presję, nie każdy potrafi pracować pod jej ciężarem i dawać z siebie wszystko. Wydaje mi się jednak, że sam zawsze jestem w stanie wycisnąć z siebie nieco więcej, jeśli czuję, że mój wysiłek i wyniki znaczą coś dla innych, niż gdybym ścigał się wyłącznie dla własnej satysfakcji.
AG: Odpowiedzialność czyni Cię silniejszym…
MM: Tak, tak mi się wydaje.

Nikt nie jest jednak idealny, nawet nie Matej Mohorič. Być może nikt z obsługi ekipy Bahrain Victorious nie musi się o niego martwić, ale z pierwszorzędnych źródeł wiem, że Słoweniec jest jednocześnie osobą, którą trzeba przekonywać do swoich racji niepodważalnymi argumentami. Lubi decydować sam. Lubi wykonywać rzeczy w sposób, który sam uważa za najwłaściwszy – i najlepiej, aby był on perfekcyjny. Zdarza mu się reagować impulsywnie i mówić w emocjach dużo więcej, niż powinien, nawet jeśli nie ma w tym złych intencji. A co 28-letniemu Słoweńcowi w sobie samym najbardziej przeszkadza?

AG: Ostatnie pytanie. Z powodu tego wywiadu, ale też sposobu, w jaki zazwyczaj postępujesz, ludzie odkryli Cię na nowo i bardzo ujęło ich to, co zobaczyli. Odważę się to nawet nazwać miłością. Przewrotnie zastanawiam się jednak, czy mógłbyś wskazać jedną rzecz, której nie lubisz w Mateju Mohoriču?
MM: Jedna rzecz, której w sobie nie lubię? (lekki śmiech)
AG: Przyjmę nawet kilka!
(więcej śmiechu)
MM: Czasami gromadzi się tak wiele rzeczy, w które angażuję się w życiu, ponieważ trudno jest mi powiedzieć “nie”, że zaczynam krzywdzić samego siebie, nie potrafię być wystarczająco egoistyczny. Przez to zaczynam być wszędzie spóźniony lub mam zbyt wiele rzeczy do zrobienia na raz – tak było przed [tegorocznym] Tourem, kiedy powinienem był skupiać się bardziej na treningach. To jest chyba rzecz, która najbardziej mi w sobie przeszkadza, a fakt, że to robię, odbija się także na mojej rodzinie.

Dostałam więc wadę, która tak naprawdę nią nie jest. Tego samego dnia przekonałam się jednak na własnej skórze, że jest to prawdą. Matej, jeśli tylko jest w stanie, zawsze daje z siebie więcej, niż ma się odwagę poprosić. Czasami dwa razy więcej.

I wcale nie jest taki znowu beznadziejny w jeździe indywidualnej na czas.

Szymon Gruchalski / Tour de Pologne 2023

Rozmawiała: Aleksandra Górska

Poprzedni artykułKaden Groves: „Fantastycznie jest wygrać w tej koszulce”
Następny artykułGoing through the second chapter with Matej Mohorič: All About Emotions
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Grzegorz
Grzegorz

I to jest wywiad przez duże W.
Czyta się świetnie, niepowtarzalny styl Oli i jej komentarze dodają emocji i pozwalają lepiej zrozumieć rozmówcę.
A Matejowi nie sposób nie kibicować. Inteligentny kolarz, sportowiec, człowiek.

Robert
Robert

Proszę,niech ta Pani więcej nie pisze artykułów…głowa pęka od ozdobników

Jacek
Jacek

I to jest dziennikarstwo! Dziennikarstwo na najwyższym poziomie. Dziękuję, Pani Olu. Tylko Pani tak potrafi. No i Matejowi też trzeba oddać chwałę. W tym roku udało mi się to zrobić bez pośredników, na podjeździe pod Ochodzitą ☺️.