fot. Tour Down Under

W końcówce 4. etapu doszło do dwóch groźnie wyglądających kraks. Niestety w ich wyniku wycofać musieli się zarówno Bryan Coquard, jak i Kobe Goossens.

Zarówno Goossens, jak i Coquard uczestniczyli w kraksie, która wydarzyła się w bardzo niefortunnym miejscu, bo tuż przed strefą ochronną. W wyniku incydentu ucierpiało również wielu innych kolarzy – m.in. Wilco Kelderman, Santiago Buitrago i nasz Kamil Gradek. I choć wszyscy ukończyli wczorajszy etap, to niestety nie oznacza to, że u wszystkich obyło się bez poważniejszych obrażeń.

Bez złamań, ale…

– Na szczęście Kobe nie doznał żadnych złamań – brzmiał wieczorny komunikat Intermarche-Circus-Wanty. Problem w tym, że nie oznaczał on, że Belg rzeczywiście będzie zdolny do dalszej jazdy. Na metę w Tarragonie przyjechał jako ostatni – 12 minut po zwycięzcy i blisko cztery przed poprzedzającym go Callumem Scotsonem. Na starcie kolejnego etapu nie pojawił się w ogóle.

– Rana w moim kolanie jest zbyt głęboka. Jestem zrozpaczony, kolarstwo potrafi być okrutne. Teraz jadę do domu, żeby trochę odpocząć. Życzę zespołowi wszystkiego najlepszego. Wiem, że sobie poradzą

– mówił kolarz Intermarche, który w ten sposób żegna się ze swoim czwartym wielkim tourem w karierze.

Szybki koniec sprintera

Niestety, niedługo później podobną decyzję musiał ogłosić Bryan Coquard. Francuz był jednym z największych sprinterskich nazwisk na liście startowej tegorocznej Vuelty. A skoro jak do tej pory jeszcze nigdy nie wygrywał etapów wielkich tourów, to tegoroczny start miał być dla niego wielką szansą na zmianę tego stanu rzeczy.

Pierwszą szansę miał na drugim etapie – dość nietypowe, bo zneutralizowane, niedzielne ściganie zakończył na 9. miejscu. Druga okazja nadarzyła się dwa dni później, a raczej nadarzyłaby się, gdyby nie kraksa, o której pisaliśmy wyżej. Kolejnych nie będzie, ponieważ Francuz zmuszony został do opuszczenia peletonu.

– Szczegółowe badania zostaną przez nas przeprowadzone po jego powrocie do Francji. Sztab medyczny podejrzewa u niego złamanie łopatki. Francois Bidard, który również leżał, weźmie udział w 5. etapie

– czytamy na stronie Cofidisu.

Poobijani, ale cali i zdrowi

Wśród wycofanych można wspomnieć jeszcze o Rubenie Guerreiro, który złamał obojczyk, ale i ci którzy mimo upadku pozostali na trasie, mają powody do narzekań.. Kraksa nieco pokrzyżowała szyki choćby Wilco Keldermanowi. – Ta jego strata czasowa jest dla nas bardzo rozczarowująca – mówił po wczorajszym etapie jego dyrektor sportowy – Marc Reef. Holender, którego jeszcze w poniedziałek ekipa wykorzystywała, by nieco nastraszyć liderów innych ekip, stracił we wtorek 3 minuty i 39 sekund, co nieco ogranicza pole manewru Jumbo-Visma.

Zawiedziony był również inny Holender – Marijn van den Berg, który upadek zaliczył nieco później – na kilkaset metrów przed finiszem, w którym walczył o zwycięstwo. Niestety na ostatnim zakręcie i pojechał za szeroko i w efekcie pojechał za szeroko. Można jednak przypuszczać, że dostanie od losu kolejne szanse – Rany nie są zbyt poważne. Chwila regeneracji i znów będę gotów do walki o wysokie lokaty – mówił krótko po zakończeniu etapu.

Miejmy nadzieję, że ta regeneracja, o której mówi Holender, przebiegnie wyjątkowo sprawnie, ponieważ już dziś o zwycięstwie powinien zadecydować finisz z grupy. A, jak wiedzą wszyscy ci, którzy śledzili ostatnie Tour de Pologne, Van den Berg potrafi sobie doskonale radzić w takich okolicznościach.

Poprzedni artykułKaden Groves – Trzecie zwycięstwo w trzecim wielkim tourze
Następny artykułPechowy start honorowy. Eddy Dunbar kolejnym wycofanym z Vuelty
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments