fot. Tour de France

Drugi tydzień 110. Tour de France z pewnością jest kolejnym, który na długo zapisze się w pamięci kibiców. Walka na każdym etapie, wielkie emocje i polski sukces Michała Kwiatkowskiego na szczycie Grand Colombier. Oto podsumowanie ostatnich 7 dni Wielkiej Pętli.

Można było mieć wiele obaw po pierwszym tygodniu 110. Tour de France (jego podsumowanie tutaj). Kolarze powiesili sobie bowiem poprzeczkę bardzo wysoko, a pełen emocji okres z jednej strony był arcyciekawy, acz z drugiej mocno wykrystalizował czołówkę klasyfikacji generalnej oraz z pewnością zostawił ogromny ślad w nogach zawodników. Drugi tydzień jednak nie tylko nie zawiódł, ale i był fantastycznym widowiskiem.

Wielcy na remis?

Wiemy już, że to Jonas Vingegaard bądź Tadej Pogačar na 99,9% wygra 110. Tour de France. Pojedynek Duńczyka i Słoweńca okazał się być w drugim tygodniu szalenie zacięty, a żaden z tej dwójki nie mógł zyskać nad drugim wyraźnej przewagi. Można by rzec, że ostatnie 6 etapów zakończyło się pewnym remisem, choć przewaga lidera Jumbo-Visma spadła o prawie połowę. Mówimy tu jednak o pojedynczych sekundach, dokładnie 10, a szans na zmianę wszystkiego będzie jeszcze kilka. Już we wtorek jedyna jazda indywidualna na czas w tegorocznym Tour de France, a następnie środowa wspinaczka na dach wyścigu, czyli Col de la Loze, a także sobotni rollercoaster w Wogezach.

fot. UAE Team Emirates
Król Michał

Od miesięcy, a może i lat toczę ciężką walkę z wieloma kibicami, którzy przedwcześnie skreślili Michała Kwiatkowskiego. „Bidonowy”, jak go zwą prześmiewcy, kolejny raz przypomniał, że jest kolarzem wielkim. Bardzo bogaty dorobek 33-latka rozszerzył się o drugi etapowy skalp podczas Tour de France po pięknej ucieczce z finałem na Grand Colombier. „Kwiato” próbował już wcześniej, m.in. na 10. etapie, ataki Polaka oglądaliśmy także po jego zwycięstwie. Wolna ręka służy Michałowi, a forma pozwala wierzyć, że ten wielki triumf nie jest jego ostatnim słowem w tym sezonie.

fot. Getty Images / INEOS Grenadiers
Czas łez szczęścia

Wielu kolarzy płakało na mecie podczas 2. tygodnia 110. Tour de France. Wzruszenia nie krył Pello Bilbao, który po swoim pierwszym w karierze triumfie podczas Wielkiej Pętli zwycięstwo dedykował zmarłemu Gino Mäderowi, niesamowicie emocjonalny był także Ion Izagirre, który dał druga wygraną w tej edycji Cofidisowi i Krajowi Basków, prawdziwą eksplozję emocji można było oglądać na twarzy Carlosa Rodrígueza po jego pięknym zwycięstwie w sobotę i awansie na podium klasyfikacji generalnej czy wreszcie popłakał się Wout Poels, który mając 35 lat na karku (niedługo 36) wygrał swój pierwszy etap Wielkiego Touru w karierze.

fot. Le Tour de France
Jasper the Master

Po pierwszym tygodniu wniosek w kontekście sprintów był jeden – Jasper Philipsen i jego pociąg są nie do pokonania. 11. etap rozgrywany był jednak w momencie gdy mocno cierpiał z powodów zdrowotnych Mathieu van der Poel, a to mogło mocno pokrzyżować plany Alpecin-Deceuninck. Czy tak się stało? Skądże. 25-letni Belg kolejny raz triumfował i już tylko nie dotarcie do mety w Paryżu może mu odebrać triumf w klasyfikacji punktowej.

fot. Alpecin-Deceuninck
Bez chorób, ale ze złamaniami

W pierwszym, wydłużonym tygodniu z peletonem pożegnało się „tylko” 7 zawodników. Kolejne 6 etapów nie było już jednak dla kolarzy tak łaskawe, a karawana 110. Tour de France straciła w sumie aż 12 sportowców. Co smutne to winnymi części kraks byli nie sami zawodnicy, ale otaczający ich kibice. Począwszy od złowionego na wędkę Liliana Calmejane’a (on dalej jedzie), poprzez kolejną rękę z telefonem wyciągniętą nad szosę na finiszu aż po człowieka, którego obecność na jezdni położyła pół peletonu w niedzielę…

Dobrej passy nie mieli także motocykliści – to oni zatrzymali jeden z ataków Tadeja Pogačara. Czytając raporty sędziowskie było widać, że cierpliwość jury się skończyła, a kary posypały się wówczas naprawdę srogie. I dobrze.

Król gór nieznany

Za nami 2 tygodnie 110. Tour de France, a teoretycznie szansę na koszulkę w grochy wciąż mają wszyscy zawodnicy pozostający w wyścigu. W środę do zdobycia będzie bowiem aż 65 punktów, a liderujący w tej klasyfikacji Giulio Ciccone (Lidl-Trek) ma ich obecnie o 7 mniej. Problem jest jednak jeden – aż 40 oczek do zdobycia jest na szczycie Col de la Loze, a Włoch obecnie może czuć oddech wielkiej dwójki tego wyścigu. Jeśli to oni powalczą na dachu Tour de France to zainteresowanym grochami zostaje skuteczny odjazd i w środę (zebranie wcześniejszych premii) oraz walka o jak najwięcej punktów w sobotę.

Zdjęcie
fot. Lidl-Trek
Smutni gospodarze

Kto by się spodziewał, że jedynym francuskim sukcesem po 2. tygodniach będzie etap wygrany przez Victora Lafaya odniesiony jeszcze na terenie Kraju Basków? Bilans trójkolorowych wygląda jednak obecnie naprawdę kiepsko – żaden z nich nie liczy się w walce o trykot górala, w klasyfikacji punktowej Bryan Coquard musi co najwyżej liczyć na wycofanie się Jaspera Philipsena, a na podiach etapowych w drugim tygodniu meldował się tylko jeden Francuz – dwukrotnie top3 osiągnął Mathieu Burgaudeau (TotalEnergies).

Rok temu 4. w klasyfikacji generalnej był David Gaudu (Groupama-FDJ), a po sędziowskich zmianach na 6. lokacie sklasyfikowany został Romain Bardet (Team DSM). Obecnie ten pierwszy pozostaje najlepszym z gospodarzy, ale zajmuje dopiero 9. pozycję co z pewnością nie jest powodem do zadowolenia dla miejscowych kibiców.

fot. Groupama-FDJ
Wszystko o Tour de France 2023:
Poprzedni artykułTour of Qinghai Lake 2023: Henok Mulubrhan wygrywa rzutem na taśmę
Następny artykułGiro Valle d’Aosta 2023: Darren Rafferty potwierdza talent
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments