fot. Tour de France

Carlos Rodriguez poszedł w ślady Michała Kwiatkowskiego i tak jak wczoraj Polak sięgnął po zwycięstwo etapowe. 

Po wczorajszym, pięknym dla Polaków etapie, zakończonym trudnym podjazdem, dziś miało być jeszcze trudniej. Peleton wjeżdżał w Alpy, co wiązało się nie z jednym, a wieloma trudnymi wspinaczkami. Praktycznie cała trasa to zbiór mniejszych lub większych podjazdów i zjazdów. Pierwsza górska premia – Col de Saxel (4,2 km – 4,6%) położona była już na 19. kilometrze podjazdu. O ile ona jeszcze nie była przesadnie trudna, to już kolejne – Col de Cou (7 km – 7,4%), Col de Feu (5,8 km – 7,8%), Col de la Ramaz (13,9 km – 7,1%) i Col de Joux Plane (11,6 km – 8,5%) stanowiły już dla kolarzy niemałe wyzwanie.

Profil trasy 14. etapu Tour de France:

Przesunięty początek

Biorąc pod uwagę liczne górskie premie znajdujące się w pierwszej części trasy, dzisiejszy etap stanowił smakowity kąsek dla kolarzy liczących na walkę w klasyfikacji górskiej. Jeśli ucieczka dnia utrzymałaby się przed grupą faworytów do 50. km przed metą, najlepszy z harcowników mógłby zdobyć maksymalnie aż 32 punkty. Gdyby natomiast, co również nie było przecież wykluczone, uciekinierom udało się dojechać do mety, kolejne 20 było do ugrania na ostatniej dziś górskiej premii. A to była dobra wiadomość do Michała Kwiatkowskiego, który po swoim wczorajszym wyczynie na Grand Colombier tracił do obecnego właściciela koszulki w grochy – Neilsona Powlessa zaledwie 16 punktów.

To oznaczało, że ciekawe z naszej perspektywy rzeczy mogły wydarzyć się bardzo szybko. Niestety, jeśli ktoś z tego powodu zdecydował się na obejrzenie etapu już od samego startu – dość szybko napotkał bardzo przykre obrazki. Już po kilku kilometrach doszło bowiem do olbrzymiej kraksy, w wyniku której organizatorzy zdecydowali się na neutralizację.

Prawdopodobnie tym kolarzem, który najmocniej ucierpiał w wyniku upadku, był Antonio Pedrero. Niestety Hiszpan, który jeszcze we wtorek walczył w ucieczce razem z Michałem Kwiatkowskim, złamał obojczyk i musiał wycofać się z rywalizacji. Nieco więcej szczęścia mieli inni poszkodowani, których było przynajmniej 30, w tym Phil Bauhaus, Louis Meintjes, Wilco Kelderman, czy przede wszystkim Jai Hindley – 3. zawodnik klasyfikacji generalnej. Oni jechali dalej, jednak to, jak kraksa wpłynie na ich występ pozostawało pod znakiem zapytania.

Krótka walka o górala

Dość szybko po wznowieniu ścigania, na dobre rozgorzała walka o znalezienie się w ucieczce dnia. Ta tym razem wykrystalizowała się dość szybko. Już na pierwszej górskiej premii od rywali odłączyła się niewielka grupka z Danielem Martinezem i Julianem Alaphilippem, którzy rozdzielili między siebie łącznie 3 punkty, które były do zdobycia na na Saxel. Niedługo później natomiast, dołączyło do nich kilkunastu innych kolarzy, wśród których znaleźli się m.in. Thibaut Pinot, Guillaume Martin, Giulio Ciccone i trzej główni gracze w walce o koszulkę w grochy (nie licząc kandydatów do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej) – Neilson Powless, Tobias Halland Johanessen i przede wszystkim Michał Kwiatkowski.

Nie oni jednak byli bohaterami pierwszych górskich dzisiejszych górskich premii. Obie wygrał bowiem Ciccone, który w ten sposób stał się nowym wiceliderem klasyfikacji górskiej. Powless dołożył do swojego dorobku łącznie 8 punktów, natomiast „Kwiato” i Halland Johannesen w ogóle nie zaangażowali się w walkę o punkty, najwyraźniej oszczędzając siły na kolejne podjazdy. Po trzech górskich premiach sytuacja wyglądała zatem w ten sposób:

1 POWLESS Neilson 54
2 CICCONE Giulio 42
3 POGAČAR Tadej 31
4 JOHANNESSEN Tobias Halland 30
5 KWIATKOWSKI Michał 30

 

W tamtym momencie do pokonania kolarzom pozostawały teoretycznie jeszcze dwie górskie premie, ale to, czy harcownikom uda się do nich dotrzeć, pozostawało otwartą kwestią. W tamtym momencie peleton tracił do czołówki zaledwie 1 minutę i 20 sekund. Kilkadziesiąt później okazało się, że to zbyt mało, by którykolwiek z nich był w stanie wjechać na Col de la Ramaz jako pierwszy. Najbliżej był Giulio Ciccone – zdecydowanie najmocniejszy z dzisiejszych harcowników, jednak i on nie dał rady – poddał się 7 km przed szczytem.

Mocne tempo Jumbo

Napędzana przez Jumbo-Visma grupa faworytów doścignęła go na 6 km przed szczytem. Już wtedy nie było w niej zmęczonego po ucieczce Thibauta Pinota, a także innego z francuskich bohaterów – Romaina Bardeta, który wycofał się z wyścigu w wyniku kraksy (podobnie jak Louis Meintjes). Tuż przed metą premii górskiej z tyłu został również Tom Pidcock, który, pomimo umiejętności zjazdowych nie był w stanie już odrobić tamtych strat. Swoje problemy mieli także David Gaudu i Carlos Rodriguez, jednak akurat oni zdołali utrzymać się w czołówce.

Na zjeździe natomiast trudne chwile przeżywali Simon Yates i Guillaume Martin, którzy zostali tam nieco z tyłu i musieli poświęcić dużo energii, by wrócić do czołówki. Udało im się to przed rozpoczęciem kolejnego podjazdu, gdzie doszło do małego zwrotu akcji.

UAE vs. Jumbo-Visma

Tak jak przez większość etapu karty rozdawali kolarze Jumbo-Visma, tak na podjeździe pod Col du Joux Plane rządy objęli zawodnicy UAE Team, których w głównej grupie wciąż było jeszcze trzech. Gdy na czoło wyszedł Rafał Majka, szybko odczepił Wouta Van Aerta i Wilco Keldermana. To wszystko trwało jednak bardzo krótko. Ten pierwszy szybko wrócił do głównej grupy, a gdy mu się to udało, błyskawicznie znów znalazł się na przedzie i zaczął nadawać tempo.

Rywalizacja mocarstw często kończy się problemami maluczkich – tak było i w tym przypadku. Przepychanki kolarzy dwóch najlepszych ekip kosztowały mnóstwo sił tych, którzy dziś nie mieli najlepszego dnia. Najpierw odpadł David Gaudu, w którego ślady poszli szybko Pello Bilbao i Simon Yates. Na 7 km przed metą z przodu oprócz kolarzy UAE i Jumbo pozostali już jedynie Rodriguez, Hindley i, dość niespodziewanie, Felix Gall. Dwa kilometry później z tego grona z przodu pozostał już tylko Rodriguez.

Spowolniony pojedynek

Hiszpan dzielnie trzymał się na kole dwójki faworytów i pomocników, a z tyłu został dopiero wtedy, gdy na czoło wyszedł Adam Yates. Niedługo później, na 3,7 km przed metą podjazdu na atak zdecydował się Pogacar. Vingegaard początkowo czujnie wskoczył mu na koło, ale kilka mocniejszych pociągnięć Słoweńca sprawiło, że ten odjechał rywalowi. Duńczyk trzymał go jednak na krótkiej, kilkusekundowej smyczy. Przez kolejne dwa kilometry obaj jechali tym samym tempem – do momentu, w którym Vingegaard na moment nieznacznie przyspieszył, Pogacar minimalnie zwolnił. W efekcie obaj znów jechali razem. Zwolnili i w bardzo spokojnym tempie, dojechali do szczytu.

Sprint po bonifiktatę jako pierwszy, na 500 metrów przed kreską rozpoczął Pogacar, jednak na przeszkodzie stanął mu mu nieuważny motocyklista. Słoweniec musiał zwolnić, a na wznowienie rozgrywki musieliśmy poczekać jeszcze kilkaset metrów. Tym razem jako pierwszy ruszył Vingegaard, który jako pierwszy wjechał na Col de Joux Plane i w ten sposób nadrobił nad rywalem trzy sekundy.

Walkę o kolejne sekundy mieli stoczyć na mecie, tuż po zjeździe, ale, jak się okazało – tym razem nie miał być to pojedynek. Do dwójki najlepszych górali na świecie dołączyli bowiem Rodriguez i Yates. Ten pierwszy okazał się fenomenalnym zjazdowcem, dzięki czemu dość szybko odjechał od trójki rywali i popędził po zwycięstwo. Wypracowaną w ten sposób niewielką przewagę udało mu się utrzymać aż do mety. Vingegaardowi i Pogacarowi pozostała więc już tylko walka o drugie miejsce, z której zwycięsko wyszedł Słoweniec.

Wyniki 14. etapu Tour de France 2023

Results powered by FirstCycling.com

Poprzedni artykułTour de Pologne 2023: Intermarché-Circus-Wanty stawia na zwycięzcę z Zamościa
Następny artykułTour de France 2023: Rodríguez zainspirowany zwycięstwem Kwiatkowskiego oraz faworyci [wypowiedzi]
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Marcraft
Marcraft

Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Na czasówce Pogacar i tak powinien włożyć z minutę Vingegaardowi.