Foto: Alex Duffill / INEOS Grenadiers

Po tygodniu ścigania w Tour de France wiadomo już, że w tegorocznym wyścigu nie wydarzy się cud i Egan Bernal nie nawiąże w żaden sposób do swojego zwycięstwa z 2019 roku. Kolumbijczyk wciąż ma jednak do odegrania swoją, bardzo ważną rolę…

Zawodnik, który we wspomnianym 2019 roku stał się najmłodszym zwycięzcą Tour de France w powojennej historii wyścigu (później jego rekord pobił Tadej Pogacar), a dwa lata później wygrał jeszcze Giro d’Italia, długo przyzwyczajał nas do tego, że w większości wyścigów, w których startuje, potrafi znakomicie radzić sobie ze zdecydowanie starszymi od siebie rywalami. Niestety, w okresie przygotowawczym przed sezonem 2022 Kolumbijczyk miał wypadek, który spowodował, że musiał przerwać karierę na kilka miesięcy.

I nawet jeśli do ścigania wrócił już w drugiej części poprzedniego roku, na Wyścig Dookoła Danii, to wciąż jeszcze bardzo dużo brakuje mu do Egana Bernala sprzed kontuzji – także z powodu kolejnej, nieco mniej poważnej kontuzji, z którą zmagał się kilka miesięcy temu. Dlatego choć dziś jego nazwiska próżno wypatrywać w czołowej „10” klasyfikacji generalnej Tour de France (jest w niej 24. z 12-minutową stratą do lidera), to sam jest zadowolony ze swojej postawy.

Jestem tutaj, żeby pomóc zespołowi. Każdy z tych chłopaków był przy mnie, gdy wygrywałem kolejne wyścigi, więc cieszę się, że mogę się odwdzięczyć i dać z siebie wszystko pomagając im. W pewnym momencie woziłem kolegom żele i bidony. Potem nadawałem tempo grupie… cieszę, się, że mogę się na coś przydać.

– mówił po zakończeniu wczorajszego, bardzo trudnego etapu, który prawdopodobnie już ostatecznie ustalił hierarchię w INEOS Grenadiers.

Przed rozpoczęciem wyścigu, kwestia tego, kto będzie liderem ekipy na klasyfikację generalną była dość otwarta. W jej składzie byli bowiem Daniel Felipe Martinez, Carlos Rodriguez, Tom Pidcock czy nawet sam Bernal, którego odrodzenia na trasie wyścigu również nie można było wykluczyć, biorąc pod uwagę jego kilka obiecujących wyników w ostatnich lat.

Każdy z nich ma wiele ograniczeń, ale jednocześni każdy jest świetnym kolarzem, zdolnym do tego, by w optymalnych warunkach osiągnąć jakiś mniejszy lub większy sukces. Nawet w komunikacie prasowym ekipy przed rozpoczęciem wyścigu próżno było szukać jakichś wskazówek co do tego, na kogo będzie jechać ekipa. Ostatnie dwa dni (zwłaszcza ten ostatni) wiele w tej kwestii rozjaśnił.

Za nami naprawdę trudny etap, bardzo ważny dla kolarzy walczących w „generalce”. Tempo było szalone – naprawdę trudno było je utrzymać. Na szczęście przetrwaliśmy jakoś ten dzień. Carlitos [Rodriguez – przyp. red.] zakończył etap z Hindleyem, a Tom [Pidcock] również był wysoko. Cieszę się, że choć wciąż dopiero wracam do formy, to już teraz mogłem pomóc Carlitosowi

– zakończył swoją wypowiedź mocniejszy z każdym dniem Kolumbijczyk, który na kolejnych etapach pewnie znów będzie pomagał Carlosowi Rodriguezowi – 5. kolarzowi klasyfikacji generalnej.

 

Poprzedni artykułSibiu Cycling Tour 2023: Lennert Van Eetvelt z pierwszym zawodowym zwycięstwem
Następny artykułTour de France 2023: Philipsen ubiegł Cavendisha walczącego o rekord, hat-trick Belga
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments