fot. Team DSM

Ależ to była niespodziewana końcówka sprinterskiego etapu Giro d’Italia. W Caorle przypomnieli o sobie zawodnicy, o których mówiono w tym roku nieco mniej, a po wygraną sięgnął mający ostatnimi czasy gorszy okres Alberto Dainese.

Włoch zdawał się być źle traktowany przez Team DSM. 25-latek anonimowo przejechał niejeden klasyk, a następnie z zupełnie niezrozumiałych powodów został powołany najpierw na Tour of the Alps, a następnie Tour de Romandie. Obu tych wyścigów nie ukończył i jak sam mówił miał później odpoczywać, tymczasem trafił na start Giro d’Italia, gdzie choć rok temu wygrał etap to… został rozprowadzającym młodszego Mariusa Mayrhofera. Do dziś najwyższym miejscem na etapie Alberto Dainese była 33. lokata w Tortonie – trzeba przyznać, że można było stracić wiarę w 25-letniego Włocha.

To jest niesamowite. Pierwsze sprinty w Giro nie poszły zgodnie z planem. Zrobiliśmy wszystko dobrze, ale nie osiągnęliśmy pożądanego rezultatu. Dzisiaj mieliśmy naprawdę szalony finał. Marius Mayrhofer i Niklas Märkl wykonali genialną robotę Na ostatnich metrach musiałem dać z siebie absolutnie wszystko. Byłem naprawdę na granicy moich możliwości. Widziałem zbliżającego się Jonathana Milana, do tego nie wyszedł mi wyrzut roweru na mecie. Byłem naprawdę załamany, bo myślałem, że przez to przegrałem. Przez ostatnie pięć dni byłem też dość chory i miałem problemy z żołądkiem i oddychaniem. Dziś był pierwszy dzień, kiedy znów poczułam się dobrze. Nie potrafię opisać tego, co teraz czuję

— mówił na mecie Alberto Dainese.

Zespół jechał dzisiaj idealnie w końcówce, a Alberto zakończył idealnie naszą pracę. Wiedziałem, że muszę być pierwszym, który pokona finałowe zakręty, a będzie dobrze

— krótko dodał podczas tej rozmowy Marius Mayrhofer.

Długi finisz rozpoczął dziś Michael Matthews i naprawdę niewiele zabrakło by to właśnie Australijczyk cieszył się z wygranej na zupełnie płaskim etapie, co nie byłoby dla niego czymś normalnym. Od lat bowiem kolarz Team Jayco AlUla przyzwyczaił nas, że do tego typu pojedynków włącza się tylko gdy uda się zredukować peleton bądź finisz prowadzi jakkolwiek pod górkę.

To było ekscytujące. Lubię techniczne końcówki. Grupa mocno się rozciągnęła i wymagało to tym samym mniej bezpośredniej walki. Jestem również zadowolony z tego, jak dzisiaj jechał zespół. Skończyłem na podium po tym, jak dałem z siebie absolutnie wszystko. Zawsze jest trudno przeciwko klasycznym sprinterom. Byliśmy w dobrej sytuacji i spróbowaliśmy. Zespół ustawił mnie idealnie, potem wszystko zależało ode mnie. To po prostu nie wystarczyło

— opowiadał Michael Matthews.

W czołówce etap ukończyli także nie finiszujący ostatnimi czasy tak wysoko Niccolò Bonifazio (Intermarché – Circus – Wanty), Simone Consonni (Cofidis) czy Alex Kirsch (Trek-Segafredo). Ekipa tego pierwszego mogła jechać na 4. na drugim etapie Arne Marita, ale Belgowi w samej końcówce spadł łańcuch i 24-latek ze łzami w oczach przejechał siłą rozpędu metę na 12. pozycji.

Walczyłem w górach przez dwa tygodnie, żeby się tu dostać i dzisiaj wszystko poszło idealnie do pewnego momentu… Nie mam na to słów. Cały dzień czułem się dobrze i miałem nogi, żeby wygrać… Znajdowałem się na piątym miejscu w grupie gdy startował Alberto Dainese. Poczułem moc w nogach 250 metrów przed metą i miałem wrażenie, że po raz pierwszy mogę wygrać etap w Wielkim Tourze. To jest ku*wa nie do opowiedzenia co teraz czuję. Kiedy zacząłem sprint, spadł mi łańcuch. Prawie przewróciłem się przez kierownicę, ale na szczęście utrzymałem się w pozycji pionowej. Bardzo chciałbym tutaj wygrać, ale…

— mówił na mecie dziennikarzom Eurosportu nie do końca panujący nad emocjami Arne Marit.

Dla sprinterów pozostaje już tylko jedna szansa w tegorocznym Giro d’Italia. Będzie to finałowy etap z metą w Rzymie. Jeśli nie wydarzy się już nic dziwnego to koszulkę punktową do końca wyścigu dowiezie drugi dziś na mecie Jonathan Milan, który ma obecnie gigantyczną przewagę nad drugim w tej klasyfikacji Derekiem Gee.

Poprzedni artykułGiro d’Italia 2023: Alberto Dainese przypomina o sobie
Następny artykułGiro d’Italia 2023: EOLO-Kometa motywuje swoich kolarzy nowymi kontraktami
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments