fot. Alpecin-Deceuninck / Vincent Kalut / Photonews

Marceli Bogusławski był niewątpliwie jednym z najlepszych kolarzy kontynentalnych ubiegłego sezonu. W przeciwieństwie do poprzednich lat, odnosił zwycięstwa nie tylko w prologach, ale i w szybkich końcówkach. Z byłym zawodnikiem HRE Mazowsze Serce Polski porozmawialiśmy o sprinterskim przełamaniu, offroadowych korzeniach i transferze do rozwojowej drużyny Alpecin-Deceuninck.  

Można śmiało powiedzieć, że Marceli Bogusławski, który w ubiegłym roku ścigał się w barwach HRE Mazowsze Serce Polski, był jednym z największych odkryć sezonu 2022. Wcześniej wielokrotnie pokazywał niesamowitą moc, walcząc na prologach jak równy z równym z kolarzami najwyższej dywizji, jednak w 2022 roku dołożył do tego również sukcesy w wyścigach ze startu wspólnego.

Polak regularnie plasował się w czołówkach, a do swojego palmares dopisał etapy takich wyścigów, jak Tour of Thailand, Dookoła Mazowsza (+ zwycięstwo w klasyfikacji generalnej), Tour of Bulgaria, a także jednodniówki – GP Legionowo-Wieliszew-Nasielsk-Serock i GP Polski z cyklu klasyków wyszehradzkich. Ubiegły sezon w ogóle był bardzo udany w wykonaniu zawodników HRE Mazowsze Serce Polski – odnieśli oni łącznie 16 zwycięstw w wyścigach UCI, w tym w zmaganiach o tytuł mistrza Polski ze startu wspólnego, które padły łupem Norberta Banaszka.

– Myślę, że był to dla mnie najlepszy sezon w mojej szosowej karierze. Byliśmy bardzo zgrani jako cała drużyna. Każdy wiedział, co ma robić i każdy dawał z siebie wszystko, dlatego ten sezon dla mnie, jak i całej ekipy, wyszedł rewelacyjnie. Dodatkowo zrealizowaliśmy nasz główny cel, jakim były mistrzostwa Polski, gdzie Norbert Banaszek sięgnął po koszulkę z orłem na piersi. Dodało nam to dodatkowej motywacji w kolejnej części sezonu

– podsumował ubiegły rok w wykonaniu HRE Mazowsze Serce Polski Marceli Bogusławski.

– Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że uda mi się zwyciężyć w tylu wyścigach. Liczyłem i oczywiście nastawiałem się na zwycięstwo, ale nie wiedziałem, że te zwycięstwa będą tak licznie przychodzić. Dzięki pomocy chłopaków wszystko wychodziło samo z siebie bez żadnej presji

– dodał.

Jak przyznał Marceli Bogusławski, dużą rolę w jego przełamaniu w końcówkach odegrało zgranie zespołu, a w szczególności pociągu sprinterskiego.

– Złożyło się na to wiele czynników, ale było to głównie bardzo duże wsparcie ze strony drużyny. Czułem się komfortowo w końcówkach, a do tego dochodziło również doświadczenie kolegów z ekipy, którego dostarczali mi w każdym wyścigu. To dlatego z wyścigu na wyścig czułem się coraz lepiej i pewniej w sprinterskich pojedynkach

– opisywał Polak.

– W tamtym roku wszystko szło nam naprawdę bardzo dobrze. Byliśmy zgrani i nawet w kryzysowych sytuacjach potrafiliśmy się odnaleźć, zebrać i na ostatni kilometr wjeżdżaliśmy razem z super rozprowadzeniem

– dodał.

fot. Radosław Makuch
Przełajowe korzenie 

Patrząc na wyniki Marcelego Bogusławskiego z ubiegłego sezonu można pomyśleć, że zjadł zęby na kolarstwie szosowym. 25-latek w tej dyscyplinie jest jednak stosunkowo nowy – przeszedł on na szosę dopiero w 2018 roku, w wieku 21 lat, a wcześniej z sukcesami ścigał się w kolarstwie górskim i przełajowym. W kategoriach młodzieżowych był między innymi mistrzem Polski w cross-country i eliminatorze, a także w przełajach.

Pierwszą szosową ekipą Marcelego Bogusławskiego był Wibatech Merx 7R – kolarz ze Sławna przyznaje, że znalazł się w tej drużynie dzięki pomocy Marka Rutkiewicza, który najpierw był jego zespołowym kolegą, a później, już w HRE Mazowsze Serce Polski, dyrektorem sportowym.

– Szosa zaczęła mnie coraz bardziej ciekawić. Dużo osób mówiło mi również, że mam bardzo dobre predyspozycje do jazdy na szosie i chciałem spróbować czegoś nowego.  Wiedziałem, że będzie ciężko, ale po pierwszym roku mi się bardzo spodobało. Myślę, że w moim pierwszym sezonie na szosie trafiłem na naprawdę fajnych zawodników i to mnie nie zniechęciło

– mówił Bogusławski.

Na przejście było już trochę późno – niektórzy zawodnicy w wieku 21 lat są już na światowym poziomie. Z perspektywy czasu żałuję, że nie zrobiłem tego kilka lat wcześniej

– dodał.

Polski sprinter zwrócił też uwagę, że przystosowanie się do szosowej rzeczywistości nie przyszło łatwo, jednak zdołał przezwyciężyć mentalne i fizyczne bariery, dzięki czemu z roku na rok na szosie radzi sobie coraz lepiej.

– Początki nie były łatwe. Miałem problem z wytrzymałością. Treningi na przełaju czy MTB były o wiele krótsze. Jeżeli chodzi o dynamikę, teraz jest ona podobna do tej w CX. Dodatkowo różnica jest taka, że po 4-5 godzinach potrafię zaoszczędzić więcej mocy na najważniejsze momenty w wyścigu. W przełaju czy MTB jechało się samemu i były też inne prędkości. Nie ukrywam, że w pierwszych wyścigach szosowych dużo większe prędkości były dla mnie sporą nowością. Teraz z roku na rok staram się podnosić wytrzymałość i naprawdę jest coraz lepiej

– wyjaśniał Marceli Bogusławski

– W przełaju i MTB każdy jedzie swój wyścig bardziej indywidualnie. Nie ma tam specjalnej taktyki tak, jak wygląda to na szosie. Jeśli dochodzi do finiszu, finiszujesz z maksymalnie kilkoma osobami. Nie ma też takich prędkości. Myślę, że odblokowanie w głowie pomogło mi na finiszach

– dodał.

Zalety offroadowej przeszłości

Przełajowy rodowód niesie za sobą również korzyści – Marceli Bogusławski bardzo dobrze czuje się na krętych trasach, co wielokrotnie udowadniał, wygrywając liczne prologi, a także triumfując w Grand Prix Legionowo-Wieliszew-Nasielsk-Serock, gdzie najlepiej odnalazł się w trudnej końcówce.

– Myślę, że przełaj pomógł mi w dobraniu odpowiedniej prędkości, jak i toru w pokonywaniu zakrętów czy też rozkręceniu po każdym zakręcie. W prologach czy krętych końcówkach, to później pomaga

– mówił.

Patrząc na wyniki Marcelego Bogusławskiego w prologach – triumfował w nich między innymi w Tour of Estonia czy Tour Bitwa Warszawska 1920, a także zajmował miejsca na podium w Okolo Slovenska i Sibiu Cycling Tour, gdzie plasował się pośród kolarzy ekip World Tour – można było spodziewać się, że regularnie trenuje on tego rodzaju wysiłki. Nic bardziej mylnego.

– Jeżeli chodzi o prologi, nie skupiałem się szczególnie na zaplanowaniu pod nie konkretnych treningów. Dobre nastawienie przed startem i to wychodziło samo z siebie

– powiedział Marceli Bogusławski.

– Przed każdym startem na prologu staram się przejechać trasę 2-3 razy: raz mocniej, raz wolniej, żeby sprawdzić sobie zakręty. Wiadomo, że po wystartowaniu to są zupełnie prędkości i wszystko wygląda inaczej

– dodał Polak.

Zakręty Marceli Bogusławski ma opanowane do perfekcji – a jak wygląda to w przypadku sprinterskich finiszów ulokowanych na prostych?

– Wolę klasyczne rozprowadzenie i zostawienie mnie na 200 czy 150 metrów do mety, tak jak w ubiegłym roku perfekcyjnie robili to chłopaki. To jest dla mnie najbardziej komfortowe, żeby dojechać na 150 metrów do mety i ruszyć tyle, ile mocy w nogach

– mówił były zawodnik HRE Mazowsze Serce Polski, zaznaczając bardzo dobre działanie sprinterskiego pociągu polskiego zespołu.

Przedsmak World Touru

Znakomity sezon 2022 w wykonaniu Marcelego Bogusławskiego nie mógł przejść bez echa pośród włodarzy drużyn wyższej dywizji. Polak przyznaje, że zespoły zainteresowały się nim już po pierwszej wygranej ze startu wspólnego, która nastąpiła na etapie otwierającym Tour of Thailand. Po bardzo dobrym rozprowadzeniu, pokonał tam Mohda Harrifa Saleha i Raymonda Kredera.

– Prologi szły mi całkiem dobrze, ale zawsze brakowało mi tego zwycięstwa z dużego peletonu i masowego sprintu. Po prologu w Estonii, gdzie udało mi się pokonać zawodników z World Touru, ekipy z najwyższej dywizji zaczęły odzywać się jeszcze częściej

– dodał.

25-latek skorzystał z oferty Team BikeExchange – Jayco i został stażystą drużyny ścigającej się z licencją World Tour. W jej barwach przejechał dwa jednodniowe wyścigi rangi ProSeries – GP de Fourmies i GP de Wallonie – w których pełnił rolę pomocnika.

Były to dwa strasznie nerwowe wyścigi, ponieważ kilka ekip szukało punktów, żeby nie spaść z World Touru. W końcówkach finiszowało po dwóch kolarzy z niektórych drużyn. Był bardzo duży chaos na ostatnich kilometrach. Moim zadaniem była kontrola odjazdów od samego początku, by nie poszedł za mocny. Jechaliśmy z myślą o sprincie z peletonu, gdzie liderem był Dylan Groenewegen

– wspominał Marceli Bogusławski.

– Przed startem dyrektor sportowy pokazał nam mocne nazwiska uciekinierów, którzy mogą chcieć się zabierać, a nie mogą pójść w odjazd. Musieliśmy pilnować zawodników z mocniejszych ekip i kontrolować początek, żeby później nie dorobić sobie dodatkowej pracy

– dodał, zdradzając, jak od środka wyglądają zadania realizowane przez pomocników kontrolujących ucieczki w peletonie.

Ostatecznie Marceli Bogusławski wybrał zaplecze worldtourowej drużyny Alpecin-Deceuninck.

– Moja menadżerka prowadziła rozmowy z Alpecinem już w połowie sezonu ostatecznie, gdy nie udało mi się związać z BikeExchange, one powróciły. Udało się wszystko uzgodnić i podpisać kontrakt z drużyną. 

fot. Alpecin-Deceuninck / Vincent Kalut / Photonews
W ekipie z idolem

Z Marcelim Bogusławskim rozmawialiśmy zaledwie kilka godzin po wyścigu elity mężczyzn w ramach mistrzostw świata w kolarstwie przełajowym, który zakończył się sprintem Mathieu van der Poela i Wouta van Aerta. Zwyciężył pierwszy z nich, po raz piąty w karierze zdobywając tęczową koszulkę w elicie.

Mimo że Marceli Bogusławski ostatni raz startował w przełajach kilka lat temu, na bieżąco śledzi wyniki i emocjonuje się tą dyscypliną.

– Niesamowity finisz…

– mówił rozmarzonym głosem o końcówce wyścigu w Hoogerheide, nazywając Mathieu van der Poela – swojego nowego kolegę z drużyny – terminatorem.

– Mathieu z Woutem byli dla mnie autorytetami. Nie interesowałem się wcześniej szosą, dlatego pamiętam ich z przełaju.. Mieć w ekipie zawodnika, którego oglądałem na żywo, kiedy zdobywał swoje pierwsze mistrzostwo świata w elicie CX w Taborze, to fajne uczucie

– dodał.

Spośród tej dwójki, Polak sympatyzował z Holendrem, ale nie tylko ze względu na to, że łączy ich ta sama drużyna.

– Bardziej lubię karierę i styl Mathieu van der Poela, bo startował też w MTB – bardzo lubiłem oglądać jego pojedynki z Nino Schurterem na Pucharach Świata

– przyznał.

W ciągu kilku lat, Marceli Bogusławski z fana holenderskiego mistrza świata stał się jego kolegą z drużyny. Polak spotkał się z Van der Poelem, a także z innymi zawodnikami Alpecin-Deceuninck, na styczniowym zgrupowaniu w hiszpańskiej Denii.

– Atmosfera była bardzo fajna. Poznałem tam naprawdę fajnych zawodników. Świetnie było zobaczyć swojego idola z przełaju i pojechać z nim na wspólny trening. To była dla mnie dodatkowa motywacja

– mówił Marceli Bogusławski

– Mieliśmy łączone zgrupowanie z ekipą World Tour. Trenowaliśmy razem i nie było czuć żadnej różnicy. Myślę, że kilka dni spędzonych z taką drużyna i zobaczenie tego wszystkiego od środka zaowocuje w sezonie

– dodał.

Powrót na leśne ścieżki i starty z ekipą World Tour

Marceli Bogusławski w tym sezonie będzie jednym z liderów Alpecin-Deceuninck Development. Zespół braci Roodhooft jest jednak drużyną, która często wypożycza kolarzy z ekipy rozwojowej do World Touru – zespół ma korzystać z tego przywileju również w przypadku Polaka.

Jego pierwszym startem, właśnie z worldtourową formacją, miał być Tour of Antalya, który z powodu tragicznego trzęsienia ziemi został odwołany.

Na razie Marceli Bogusławski nie był w stanie zdradzić dokładnie swojego kalendarza, jednak należy spodziewać się, że oprócz wyścigów drugiej kategorii z ekipą development, znajdą się w nim również zmagania wyższej rangi, w których zobaczymy go obok kolarzy z World Touru.

Podążając za filozofią ekipy, Polak nie zamierza ograniczać się wyłącznie do szosy.

– Chciałbym wystartować w Mistrzostwach Polski w short tracku, XCC. Jest to głównie kwestia kalendarza, czy nie będą pokrywać się żadne wyścigi, ale chciałbym spróbować, bo to krótki, 20-minutowy wysiłek, który mi odpowiada

– mówił Marceli Bogusławski.

– Chciałbym się jak najlepiej pokazać drużynie i dyrektorom sportowym, żeby wywiązać się ze wszystkich swoich obowiązków. Liczę też na wygranie jakiegoś prologu albo wyścigu ze startu wspólnego, ale zobaczymy, co czas przyniesie. Najważniejsze, żeby obyło się bez kraks i żeby zdrowie dopisało 

– zakończył Polak.

Pierwszym startem Marcelego Bogusławskiego w nowych barwach będzie belgijski klasyk GP Jean-Pierre Monseré, który odbędzie się 5 marca.

guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments