UCI

To już ten moment. Ostatni dzień rozgrywania mistrzostw świata tradycyjnie przyniesie odpowiedź na przedostatnie z ważnych pytań sezonu, a uszyta z marzeń, ambicji i lat ciężkiej pracy tęczowa koszulka trafi w ręce kolarza, który nie zejdzie z pierwszego planu przez kolejnych 12 miesięcy. Wyróżnienie czy klątwa? Niespodzianka czy sumiennie wypracowana nagroda? Z całą pewnością najjaśniejszy moment w zawodowej karierze niezależnie od tego, kto ją założy.

Gdyby istniał szósty monument, byłby nim nie romantyczny Strade Bianche, ale wyścig ze startu wspólnego mistrzostw świata. A jeśli nim nie jest i nigdy nie zostanie, to dlatego, że każdego roku zmienia swoją lokalizację, charakter i pulę zawodników predestynowanych do odniesienia zwycięstwa. Jedna rzecz pozostaje jednak bez zmian: nagroda w postaci tęczowej koszulki, która w ogólnej świadomości co prawda przegrywa pod kątem rozpoznawalności z maillot jaune, ale jako jedyna wyróżnia triumfatora wyścigu ze startu wspólnego przez okrągły rok. To jednocześnie przywilej i obowiązek, który stawia na świeczniku i potrafi bardzo ciążyć, a w przeszłości uginały się pod nim nawet najsilniejsze osobowości tego sportu.

Tegoroczna odsłona czempionatu, choć przeniosła rywalizację na drugą stronę globu i w odmęty europejskiej nocy, dobrze wpisała się w charakter ostatnich trzech edycji imprezy goszczonych przez Yorkshire (Harrogate), Emilię-Romanię (Imola) i Flandrię (Leuven). Oznacza to, że walka o tytuł mistrza świata ponownie rozstrzygnie się na trasie, która nikogo nie wyklucza i która kolarzowi niemal każdej specjalności pozwala wprowadzić w życie swój wymarzony scenariusz.

Harmonogram (niedziela, 25 września)

02.15-08.50 CEST: wyścig ze startu wspólnego elity mężczyzn

Trasa

Tygodniowe święto kolarstwa szosowego spod znaku tęczy tradycyjnie zwieńczy niedzielny wyścig ze startu wspólnego elity mężczyzn, który w tym roku liczyć będzie 266,9 kilometra i 3945 metrów przewyższenia.

Podobnie jak sobotnia rywalizacja elity kobiet, również ostatni z wyścigów ze startu wspólnego tegorocznego czempionatu rozpocznie się w położonej w pobliżu Sydney miejscowości Helensburgh.

Pierwsza cześć trasy, która wiedzie wzdłuż wybrzeża Morza Tasmana, liczy tylko 27,7 kilometra i pozbawiona jest wartych odnotowania przeszkód. Jej charakter radykalnie zmienia się po pierwszym przejeździe przez Wollongong, kiedy kolarze znajdą się na 34-kilometrowej rundzie prowadzącej przez najdłuższy podjazd dnia: Mount Keira (8,7 km, śr. 5.0%, max. 15%). Ostatnim elementem mistrzowskiej układanki będzie licząca 17 kilometrów pętla w mieście goszczącym tegoroczny czempionat – dokładnie ta sama, która wieńczyła rywalizację w rozegranych już kategoriach. Zawodnicy elity mężczyzn pokonają ją aż 10-krotnie, co przenosi na nią główny punkt ciężkości i nadaje szczególne znaczenie krótkim podjazdom w zachodniej części Wollongongu: Mount Ousley (0,7 km, śr. 6,7%), Mount Pleasant (1,1 km, śr. 7,7%) i Brokers Road (0,1 km, śr. 10%).

Pogoda

Dla niepowstrzymanej Annemiek van Vleuten australijska aura wymalowała na południowym niebie tęczę, a co przygotowała na nadchodzącą rywalizację elity mężczyzn? Wygląda na to, że po kilku deszczowych dniach nad Nową Południową Walię powróci słońce, a ostatniemu z wyścigów tegorocznego czempionatu towarzyszyć będzie temperatura w zakresie 16-18 stopni Celsjusza i bardzo lekki wiatr od strony wybrzeża.

Faworyci

Wyliczankę pretendentów do mistrzowskiego tytułu nie po raz pierwszy rozpocznę od Belgów, dla których tegoroczny czempionat w Wollongongu wyznacza dość przykry jubileusz: upływa właśnie 10 lat, odkąd reprezentant tego kraju po raz ostatni założył koszulkę w tęczowe pasy (Philippe Gilbert, Valkenburg 2012). Na konferencji prasowej poprzedzającej wyścig ze startu wspólnego elity mężczyzn Wout van Aert i Remco Evenepoel powiedzieli sobie niesakramentalne „tak”, ale co deklaracja wzajemnej współpracy oznacza dla obu kolarzy i ewentualnego przebiegu wyścigu?

Porażki w wielu docelowych imprezach ewidentnie poskromiły apetyt starszego z Belgów, który w tym roku wybrał mniej obciążającą ścieżkę przygotowań do mistrzostw świata i zrezygnował ze startu w jeździe indywidualnej na czas. Forma zaprezentowana przez Van Aerta w Kanadzie nie była jeszcze optymalną, co może być dobrą informacją, a o odpowiadającej mu trasie nie warto nawet dyskutować – dość trudno jest skroić taką, na której wszechstronny Belg byłby bez szans. Potencjalnych problemów poszukiwać można w najbardziej prawdopodobnym scenariuszu niedzielnego wyścigu, jakim jest sprint z kilkuosobowej grupy, ponieważ Van Aert ma za sobą serię dziwnych porażek w takich właśnie okolicznościach. Nie oznacza to oczywiście, że nie jest on w stanie rozstrzygnąć tego rodzaju pojedynku na swoją korzyść, ale wspomnienie popełnionych już błędów może znacznie zmącić jasność widzenia na finałowych kilometrach.

Pod względem taktycznym, Van Aert potrzebuje Remco Evenepoela znacznie bardziej niż zwycięzca tegorocznej Vuelty potrzebuje jego, ponieważ tylko atak młodszego z Belgów zwolni go z pracy, którą chętnie zrzucają na jego barki rywale. Efektem ubocznym może okazać się kolejne solowe zwycięstwo Evenepoela, choć start w jeździe indywidualnej na czas każe postawić mały znak zapytania przy jego aktualnej dyspozycji.

W tym roku Julian Alaphilippe (FRA) bronić musi nie tylko tytułu, ale kontrowersyjnej decyzji Fédération Française de Cyclisme o wyróżnieniu męskiej części reprezentacji przelotem w klasie business. Stawka jest więc wysoka, a dotychczasowy przebieg sezonu 30-latka nie napawa optymizmem, ale dokładnie to samo pisałam na jego temat przed wyścigami ze startu wspólnego w Imoli i Brabancji Flamandzkiej. Każdorazowo Alaphilippe udowadniał, że ma wyjątkowy dar budowania formy na tę właśnie imprezę, dlatego tym razem nie zamierzam go przedwcześnie skreślać. Gdyby natomiast okazało się, że niedawne urazy odcisnęły na aktualnym mistrzu świata zbyt duże piętno, Francuzi mają w zanadrzu świetnie dysponowanego Benoita Cosnefroya. To jeden z niewielu prawdziwych puncheurów zawodowego peletonu, po którym spodziewać się trzeba fajerwerków na rundach wieńczących rywalizację w Wollongongu. W rolę czarnych koni tej reprezentacji mogą się też skutecznie wcielić Valentin Madouas i Christophe Laporte.

Jeśli w ostatnich miesiącach nauczyliśmy się czegoś nowego o Tadeju Pogacarze (SLO), to właśnie tego, że niewiele rzeczy w kolarstwie szosowym sprawia mu aktualnie taką frajdę, jak wyścigi jednodniowe i sprinty z kilkuosobowej grupy. Zdarza mu się w tej materii popełniać krytyczne błędy, co we Flandrii zakończyło się zajęciem czwartego miejsca w dwójkowym pojedynku, ale 23-letni Słoweniec zdołał też udowodnić, że po ciężkim wyścigu jest w stanie pokonać każdego. Przepis na sukces wydaje się więc oczywisty, a w jego realizacji wspomogą go Jan Tratnik, Jan Polanc i Domen Novak.

Na starcie niedzielnego wyścigu w Wollongongu nie zabraknie też Mathieu van der Poela (NED), którego sezon miał bardzo wyraźne wzloty i upadki, ale przygotowania do czempionatu w Australii naznaczyła podbudowująca morale seria zwycięstw w mniejszych imprezach jednodniowych. Można podejrzewać, że dyspozycja Holendra nie jest optymalna, a we wrześniu i październiku z reguły wykazuje on ogólne zmęczenie miesiącami rywalizacji, ale ciągle jest on jednym z niewielu kolarzy zdolnych wygrywać pojedynki z Pogacarem i Van Aertem. Spośród Holendrów, o zaskakującą akcję mogą się pokusić Dylan van Baarle i Bauke Mollema.

Wielka Brytania zbudowała swoją drużynę z myślą o przyszłości, a spośród zdolnej młodzieży na pierwszy plan wysuwają się Ethan Hayter i Fred Wright. Ten pierwszy, pechowy w jeździe indywidualnej na czas, wydaje się bardziej prawdopodobnym zwycięzcą niedzielnej rywalizacji, choć triumf Wrighta po całej serii dotkliwych porażek byłby materiałem na znacznie ciekawszą historię.

Pierwsze skrzypce w reprezentacji Włoch ma grać Alberto Bettiol, ale na pagórkowatej trasie wyścigu ze startu wspólnego równie dobrze mogą się odnaleźć Andrea Bagioli, Samuele Battistella czy Lorenzo Rota. Podobnie sytuacja ma się w ekipie Duńczyków, którzy postawić mogą na Mikela Honore, Magnusa Corta, Alexandra Kampa czy Mattiasa Skjelmose.

Gospodarze mistrzostw swoje nadzieje słusznie pokładają w Michaelu Matthewsie (AUS), ale czy ten jeden raz zdoła on udźwignąć presję i odnieść naprawdę znaczące zwycięstwo?

Na swoje szanse w sprincie z niewielkiej grupy liczyć będzie również Biniam Girmay (ERI), podczas gdy Marc Soler (ESP), Joao Almeida (POR), Sergio Higuita (COL), Neilson Powless (USA), Mauro Schmid (SUI), Quentin Pacher (FRA) czy Alexey Lutsenko (KAZ) powinni być autorami akcji zaczepnych na krótkich podjazdach.

Polskę w wyścigu ze startu wspólnego elity mężczyzn reprezentować będą Stanisław Aniołkowski, Maciej Bodnar i Łukasz Owsian.

 

Mistrzostwa Świata Wollongong 2022 rozgrywane są od 18 do 25 września 2022.

Pełna zapowiedź imprezy dostępna jest > TUTAJ
Lista startowa wyścigu ze startu wspólnego elity mężczyzn > TUTAJ
Harmonogram transmisji telewizyjnych można znaleźć > TUTAJ

Poprzedni artykułIluzoryczna równość [felieton]
Następny artykułMathieu van der Poel zatrzymany przez policję, wrócił do hotelu kilka godzin przed startem
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
giec
giec

nasz skład to chyba troche symbol kryzysu naszego męskiego kolarstwa , niestety

Alvaro
Alvaro

Obawiam że żaden do mety nie dojedzie:(