fot. UCI

Nie da się wygrywać wszystkiego – dziś przekonała się o tym Annemiek Van Vleuten.

Holenderka od kilku sezonów przyzwyczaja nas do tego, że walczy o zwycięstwo właściwie wszędzie, gdzie tylko startuje. A odkąd w lipcu wyleciała na igrzyska olimpijskie do Tokio była właściwie nie do powstrzymania. Na sześć startów, bez zwycięstwa zakończyła tylko dwa – olimpijski wyścig ze startu wspólnego i niedawne mistrzostwa Europy.

I właściwie obie porażki dało się wytłumaczyć. W Tokio nie wiedziała, że z przodu jedzie Kiesenhofer, dlatego nie podejmowała pogoni za Austriaczką – przyspieszyła pod koniec myśląc, że walczy o złoto i dojechała przed rywalkami. W Trydencie solowego odjazdu próbowała jej koleżanka z zespołu – Ellen Van Dijk – Van Vleuten nie mogła jej gonić.

Dziś jednak ciężko o jakiekolwiek wymówki – Van Vleuten była wyraźnie słabsza od dwóch rywalek – Marlen Reusser i wspomnianej wcześniej Van Dijk. Do tej ostatniej straciła 24 sekundy. Zdobyła brązowy medal. Być może, w porównaniu z poprzednimi wynikami, ten wypada blado, ale Holenderka potrafi go docenić.

Ten wynik wcale mnie nie dziwi, choć miałam nadzieję, że uda mi się zdobyć tę koszulkę. Dobrze mi się jechało, nie czułam żadnego większego kryzysu. Czuję, że pojechałam dobrą czasówkę

– mówiła na mecie zawodniczka na co dzień jeżdżąca dla Movistaru.

Co ciekawe, podobnie jak w czasie pamiętnego wyścigu w Tokio, swoją, oczywiście tym razem zdecydowanie mniejszą, rolę odegrał brak komunikacji radiowej. O ile w tam nie mogło być o niej mowy, o tyle podczas czasówek jest ona dozwolona. Problem polegał jednak na tym, że…

Radio nie działało. Problem pojawił się już na pierwszym zakręcie. Nie miałam możliwości, by zorientować się, jakie są różnice czasowe. Dlatego cieszę się, że ostatecznie straciłam do Ellen „aż” 24 sekundy. Gdyby dzielił nas mniejszy dystans, trudno byłoby mi to znieść – brak komunikacji potrafi zrobić naprawdę dużą różnicę

– kończy, a każdy kto widział, co wydarzyło się dwa miesiące temu, z pewnością jest w stanie w to uwierzyć.

Poprzedni artykułEllen Van Dijk: „Reusser wygrywała ze mną za każdym razem, teraz się jej zrewanżowałam”
Następny artykułRemco Evenepoel i Max Walscheid, czyli dwie drogi do jednego celu
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
zbig Machander
zbig Machander

coś ci holendrzy mają kłopoty z rozwiniętą techniką…(może IQ ciut małe)…

Michal
Michal

To zlikwidujmy radia