fot. Cofidis, Solutions Credits

Szymon Sajnok już jakiś czas temu wrócił z Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Po cichu marzył, że w Japonii zdobędzie medal, niestety rzeczywistość okazała się bezwzględna. Nasz reprezentant uplasował się daleko za czołówką, a teraz, w rozmowie z naszą redakcją próbuje znaleźć przyczynę niepowodzeń, a także zdradza swoje najbliższe plany na szosowe starty.

Pierwszym  celem Polaka podczas rozgrywanej w Tokio (choć akurat torowe konkurencje rozgrywane były na welodromie w oddalonym o ponad 100 kilometrów od stolicy Japonii Izu) było omnium.

Niestety już w pierwszej konkurencji zajął 14. miejsce i znacząco ograniczył swoje szanse na dobry wynik. Co prawda rozgrywany później wyścig tempowy poszedł mu zdecydowanie lepiej, ale kolejne słabsze wyścigi odebrały mu jakiekolwiek szanse na dobry wynik.

Naprawdę, miejsce w czołowej ósemce wziąłbym w ciemno, choć gdzieś z tyłu głowy pojawiała się u mnie jakaś myśl o medalu. Niestety dałem tam ciała. Właściwie nie wyszła mi żadna konkurencja. Niby wynik w wyścigu tempowym był dobry, ale… no po prostu przez cały czas czułem, że ta noga nie kręci się tak, jak powinna. Jeździło mi się tak jakoś ciężko. Każdy skok, nawet każde przyspieszenie kosztowało mnie więcej, niż powinno. Nie potrafiłem odnaleźć się w grupie. Zupełnie tak, jakbym jechał na rowerze pierwszy raz w życiu. To nie byłem ja.

Pytany o przyczynę niepowodzenia odpowiada:

No właśnie zupełnie nie mam pojęcia, co nie zagrało. Z tym że miałem wrażenie, że dobrze się przygotowałem. Były interwały, były ćwiczenia szybkościowe, właściwie wszystko, co powinno być. Czułem się gotowy, ale coś nie poszło. Może to była też trochę psychologiczna kwestia. Może się “spaliłem”. Starałem się nie narzucać na siebie presji, ale coś zawiodło.

Co konkretnie? Najłatwiej byłoby powiedzieć, że organizacja w PZKol. O bałaganie panującym od wielu lat w naszym krajowym związku można byłoby napisać kilka książek. Sajnok jednak nie zamierza szukać problemów poza sobą – wręcz przeciwnie:

W ogóle nie odczułem problemów organizacyjnych. Po zawodach we Firenzuoli pojechaliśmy na zgrupowanie do Livigno. Robiliśmy tam głównie wytrzymałość, trochę siłowni. Było trochę treningów za motocyklem, treningów na torze. Naprawdę czułem że wszystko jest dobrze dopracowane

– mówi zawodnik, który nie narzekał także na brak odpowiedniej aklimatyzacji – w Japonii był już 9 dni przed pierwszym startem.

Długa przerwa od toru

Co zatem mogło pójść nie tak? Olbrzymią rolę mógł odegrać brak obycia z torem. W 2018 roku Sajnok jako zaledwie 20-latek zdobył złoty medal, jednak od tego czasu wiele się zmieniło. Kartuzianin postanowił skupić się na szosie, co okazało się dobrą decyzją. Szybko wskoczył na bardzo wysoki poziom i zaczął być uważany za jednego z najbardziej utalentowanych kolarzy w Polsce.

Zajmował miejsca w czołówce na finiszach takich wyścigów jak Vuelta a Espana, Tirreno-Adriatico czy Tour de Pologne – o jeździe na torze właściwie nie myślał. Decyzję o starcie w igrzyskach podjął dopiero w tym roku, po transferze do Cofidisu, zespołu, w którym jeżdżą również inni torowcy – Elia Viviani i Simone Consonni. 

Warunki pandemiczne, które sprawiły, że w ogóle miał szansę na występ w igrzyskach (gdyby nie ona, odbyłyby się już w 2020 roku), utrudniły mu przygotowania do imprezy czterolecia. Zawody były odwoływane na potęgę, co w połączeniu z szosowymi zobowiązaniami Sajnoka sprawiło, że młody kolarz nie miał wielu okazji, by na nowo obyć się z zawodami na welodromie. 

Mimo to zdołał wystartować w 500+1 Kolo w Bernie, a także w  6 Giorni delle Rose we Firenzuoli. Pierwsze z tych zawodów wygrał, na drugich, nieco lepiej obsadzonych zajął 2. miejsce w wyścigu eliminacyjnym, a i kilka innych konkurencji zakończył w czołówce.

Oczywiście nie były to zawody na najwyższym poziomie, choć było tam paru zawodników z czołówki. Moje wyniki nie były jakieś bardzo dobre, ale byłem z nich zadowolony. Nawet we Włoszech byłem w stanie powalczyć w paru konkurencjach. Czułem, że się rozkręcam, że wszystko idzie w dobrym kierunku i po dołożeniu jeszcze kilku treningów szybkościowych będę w stanie sprostać swoim oczekiwaniom

– mówił.

Niestety nie poszło, ale może lepiej będzie w Paryżu. Kolarz Cofidis, Solutions Credits nie zamierza bowiem zrażać się niepowodzeniem i dziś, na 3 lata przed tą imprezą jego plany są takie, by w niej wystartować. Mało tego, wiele wskazuje na to, że tym razem da sobie więcej czasu, by się do niej przygotować. Zamierza bowiem zwiększyć częstotliwość swoich występów na torze.

Jeśli zdrowie mi pozwoli, to tak. Myślę, że teraz bardziej regularnie będę pojawiał się na zawodach torowych. To, że w poprzednich latach trochę odpuściłem sobie tę dyscyplinę z pewnością miało wpływ na moją dyspozycję w Tokio, dlatego w kolejnych sezonach chciałbym częściej startować. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie to kolidowało z moimi planami szosowymi.

Powrót na szosę

Właśnie, plany szosowe – one wciąż pozostają dla Sajnoka kwestią priorytetową. Bo choć Polak marzy o dobrym występie w Paryżu, to doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jego pracodawcą jest zespół skupiający się na kolarstwie szosowym.

Cofidis jest dla nas dość wyrozumiały. Puścił nas na igrzyska i cieszył się, że będziemy mogli pokazać się na takiej imprezie. Jednak na pewno nie podobałoby im się, gdybym zbyt dużo czasu spędzał na torze i przez to odpuszczał starty na szosie. Płacą mi, więc wiadomo, że muszą wymagać, bym regularnie zakładał ich strój

– mówi.

I w ostatni piątek rzeczywiście założył strój francuskiego zespołu. Grote Prijs Marcel Kint było jego pierwszym wyścigiem od czasu czerwcowych mistrzostw Polski. I raczej nie będzie wspominał go zbyt dobrze. Na kilometr przed metą on i jego lider – Elia Viviani ucierpieli w kraksie, przez co stracili możliwość udziału w decydującym sprincie. Na szczęście już wkrótce Sajnok dostanie szansę by zatrzeć złe wspomnienia. 

Jutro pojadę w Tour Poitou – Charentes en Nouvelle Aquitaine, a następnie prawdopodobnie w BinckBank Tour. W obu wyścigach będę prawdopodobnie pomocnikiem Elii Vivianiego. Długo nie startowałem na szosie, ale jestem optymistą

– zakończył.

Poprzedni artykułTour de l’Avenir 2021: Co mówi nam tegoroczna edycja? [analiza]
Następny artykułLasse Norman Hansen wzmocni skład zespołu Uno-X Pro Cycling Team
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Michal
Michal

Tak mało tych talentów i po kolei je tracimy…