Po wczorajszym etapie Primož Roglič wrócił na pozycję lidera. Zrezygnował jednak z możliwości odniesienia zwycięstwa.
To było kilka miesięcy temu na Paryż-Nicea. Gino Mader mocno naciskał na pedały, by po długiej ucieczce w końcu odnieść wymarzone zwycięstwo. Niestety, w ostatniej chwili zza jego pleców wyskoczył Roglič, który zgarnął mu etapowy triumf sprzed nosa. Po tamtym etapie na Słoweńca wylała się fala krytyki. Zarzucano mu, że w perfidny sposób odebrał kolarzowi będącemu na dorobku życiowy sukces.
Z tymi zarzutami można się oczywiście nie zgadzać, ale sam kolarz prawdopodobnie nie chce już kolejnego zamieszania wokół swojej osoby. Dlatego wczoraj, w bardzo podobnej sytuacji zachował się nieco inaczej. Choć był o krok od wyprzedzenia Magnusa Corta – ostatniego z uciekinierów, tym razem nie wygrał. Od razu zaczęło to rodzić domysły, że dwukrotny zwycięzca Vuelta a Espana postanowił odpuścić w końcówce. W swojej poetapowej wypowiedzi zresztą sam zdaje się to potwierdzać.
Nie byłem zdeterminowany, by wygrać ten etap. Magnus był bardzo mocny i zasłużył na zwycięstwo. Dla mnie i zespołu liczyło się głównie to, by bezpiecznie przekroczyć linię mety. Czułem się dobrze, pod koniec wykonałem kolejny sprint… jestem zadowolony z tego, że udało mi się powiększyć przewagę nad najgroźniejszymi rywalami
– mówił nowy lider wyścigu.
Teraz jego sytuacja w wyścigu jest bardzo komfortowa. Prowadzi z 26 sekundami przewagi nad najmocniejszym kolarzem z trio z Movistaru, a jego przewaga nad drugim z wielkich faworytów – Eganem Bernalem to już 41 sekund. Dziś jednak wszystko może się odwrócić, ponieważ etap do Alicante powinien być bardzo selektywny.
Spodziewam się kolejnej ostrej rywalizacji. To będzie trudny etap do kontrolowania, ale wierzę w siebie i w zespół. Będziemy zwarci o gotowi na kolejne wyzwanie
– zapowiedział Słoweniec