Wout Van Aert (Belgia) podobnie jak na MŚ w Imoli musi zadowolić się drugim miejscem, choć przyznał, że tym razem jest nie czuje się zawiedziony. Belg docenił wyjątkowość medalu olimpijskiego i wyraził szacunek w stosunku do świetnie dysponowanego dzisiaj Richarda Carapaza (Ekwador).
Po znakomitym wyścigu Tour de France, Van Aertowi udało się wywalczyć wicemistrzostwo olimpijskie. 26-latek jest bardzo zadowolony z sukcesu na poziomie olimpijskim.
– Zawsze ścigam się o zwycięstwo, ale dzisiaj był jeden kolarz silniejszy. Ciężko było nawet utrzymać się w grupie i finiszować, ale cieszę się, że udało mi się to zrobić. Naprawdę jestem bardzo szczęśliwy ze srebrnego medalu. To jest coś wyjątkowego. Celowałem w złoto, ale dziś to był jedyny możliwy rezultat
– mówił za metą Van Aert.
Koledzy z narodowej reprezentacji Wouta Van Aerta włożyli dużo wysiłku w to, aby Belg powalczył o medal. We wcześniejszej fazie wyścigu swoje siły poświęcił ustępujący mistrz olimpijski Greg Van Avermaet, zaś później pracowali Tiejs Benoot i Mauri Vansevenant. Dobre tempo nadawali przede wszystkim na Mikuni Pass, kontrolując sytuację i męcząc rywali.
– Na Mikuni Pass zdecydowałem się jechać własnym tempem. Wiedziałem, że nie powinienem tam przesadzać. Było bowiem ryzyko, że wówczas nie wróciłbym do czołówki, a w konsekwencji nie mógłbym walczyć o medale. Na szczęście byłem w stanie ponownie dołączyć do grupy. Cieszę się, że mogłem zrewanżować się moim kolegom za pracę
– dodał Van Aert.
W środę Belg wystartuje w wyścigu jazdy indywidualnej na czas. Przyznał, że dobrze czuje się po Tour de France i ma nadzieję, że po kilku dniach odpoczynku także tam powalczy o krążek.