fot. Cofidis, Solutions Credits

Kilka godzin temu rozpoczęło się Tour de France, a to oznacza powrót naszego cyklu “ze środka peletonu”. Tym razem porozmawialiśmy z Simonem Geschke – kolarzem Cofidisu, który rok temu reprezentował barwy CCC Team. Niemiec opowiedział nam m.in. o tym, jak przejechał siedem tygodni ze złamanym kręgiem.

Ubiegły sezon był dla 36-latka jednym z najlepszych w karierze. Zajął 3. miejsce w Tour Down Under (co jest najlepszym wynikiem w klasyfikacji generalnej wyścigu WT w historii CCC Team), później był jeszcze 6. w Volta ao Algarve, 10. w Strzale Walońskiej, a także zajmował czołowe lokaty na etapach Tour de France. Po przejściu do Cofidisu jeszcze nie udało mu się nawiązać do tych wyników. Wynika to przede wszystkim z różnych strategii obu zespołów

Tam skupialiśmy się przede wszystkim na walce o etapy. Tutaj bywa z tym różnie – z Guillaumem zdecydowanie częściej jeździmy na wyścigi z myślą o “generalce” i nieraz odnosimy sukcesy, jak w ostatnim Paryż-Nicea, gdzie mój lider był szósty. Poza tym, dzięki Christophowi Laporte’owi jesteśmy widoczni także na finiszach. W CCC na pewno miałem nieco więcej wolności. Zrobiłem kilka dobrych wyników – w Cofidisie jeszcze nie miałem takiej okazji, ale może wynikać to także z groźnej kontuzji pleców, którą odniosłem w kwietniu. Na szczęście sezon jest długi, ja znów jestem w dobrej formie i myślę, że Tour de France może być dla mnie punktem zwrotnym

– tłumaczy nam.

Jazda z urazem

Wspomnienie o kwietniowym urazie może być dość zaskakujące, ponieważ kwiecień był dla Geschkego najintensywniejszym miesiącem w tym sezonie – przejechał wtedy 10 dni wyścigowych. 

Jak się okazuje, nabawił się go podczas Wyścigu Dookoła Kraju Basków, a później przejechał ardeńskie klasyki pomimo kontuzji. To od razu może budzić skojarzenia z Michałem Kwiatkowskim, który wziął udział w Mediolan-San Remo pomimo złamanego żebra i nawet wykręcił tam niezły wynik. Tak samo jak tam, sytuacja spowodowana była tym, że początkowo wszystko wskazywało na lżejszą kontuzję.

W ogóle nie wiedziałem, że kość jest złamana – wydawało nam się, że to tylko stłuczenie. Niestety ból utrzymywał się przez siedem tygodni. W końcu zrobiliśmy badanie USG, bo mój lekarz stwierdził, że tak długo utrzymujący się ból pleców nie jest normalny i okazało się, że to jednak jest złamanie. Nie powiem, gdzie dokładnie, wiem że to była część któregoś z kręgów. To był spory problem, bo plecy to jednak jest dla kolarza bardzo ważna część ciała. Mimo to jestem optymistą. Dauphine miało być moim testem – ukończyłem wyścig i jestem zbudowany swoją postawą

– mówił zawodnik, który jednak od czasu do czasu wciąż odczuwa ból związany z niedawnym urazem.

Gdy jeżdżę jest w porządku. Tylko po cięższych treningach albo po zawodach czuję ból, jednak w nocy moje ciało się regeneruje i kolejnego dnia znów czuję się dobrze. Nie mogę narzekać – to była ciężka kontuzja, więc nic dziwnego, że odczuwam jej skutki przez dłuższy czas i po prostu cieszę się, że z każdym dniem jest coraz lepiej

zapewnia.

Co ciekawe kraksa, w której wziął udział podczas pobytu na Półwyspie Iberyjskim nie była ostatnią. Później, już podczas wspomnianego Criterium du Dauphine znów leżał na ziemi. Na szczęście wtedy obyło się bez urazu, dzięki czemu Niemca możemy oglądać teraz na trasie Tour de France.

Weteran z ambicjami

Ostatni sprawdzian przed najsłynniejszym kolarskim wyścigiem na świecie 35-latek przeszedł w ostatnią niedzielę. Wystartował wówczas w mistrzostwach Niemiec – wyścigu w którym wielokrotnie brał udział, kilka razy zajmował wysokie pozycje, ale jeszcze ani razu nie był na podium. W tym roku to się nie zmieniło, a Geschke w ogóle nie ukończył rywalizacji.

Po prostu nie miałem swojego dnia. Wyścig ułożył się tak, że dość szybko straciłem szanse na zwycięstwo, więc uznałem, że najlepiej będzie się wycofać i nie marnować sił przed Tourem. Ogólnie jednak uważam, że moja dyspozycja jest całkiem dobra. Po Dauphine miałem kilka naprawdę udanych treningów. Czuję się już lepiej niż w kwietniu. Z powodu tamtego urazu moja dyspozycja falowała, ale teraz wszystko jest już w porządku i wiem, że jestem w stanie zrealizować założone cele

– zapewnia doświadczony zawodnik, dla którego będzie to już dziewiąty występ w Tour de France.

W poprzednich latach kojarzyliśmy go przede wszystkim z udziałem z ucieczkach dnia. To właśnie w taki sposób w 2015 roku wygrał etap. Samotnie dojechał do mety, zostawiając za plecami rywali, wśród których byli m.in. Rigoberto Uran, Thibaut Pinot i Andrew Talansky. W poprzednim sezonie również był widoczny w odjazdach, choć tym razem obyło się bez spektakularnych sukcesów. W tym roku będzie nieco inaczej – oczywiście Geschke dostanie swoje szanse, ale paleta jego zadań będzie dużo szersza, niż walka o etapy.

Jestem jednym z najbardziej doświadczonych kolarzy w naszym zespole, więc będę takim trochę kapitanem – moim zadaniem będzie pomaganie młodszym zawodnikom. Oczywiście nie zamierzam na tym poprzestawać, ponieważ wiem, że poza obyciem z wyścigami wciąż prezentuję odpowiednie umiejętności, powalczyć na własny rachunek. Myślę, że będę miał jedną-dwie okazję, by zabrać się w ucieczkę i powalczyć o zwycięstwo etapowe. Jednak moim głównym celem będzie wspieranie Guillaume’a Martina, który jest naszym liderem.

– wyjaśnia.

Dla Martina trwający sezon jest przyzwoity – poza 6. miejscem w Paryż-Nicea wygrał Mercan’Tour Classic Alpes-Maritimes. Jednak najważniejszy test – Criterium du Dauphine nie poszedł po jego myśli – zajął dopiero 20. miejsce, co wygląda blado przy 3. pozycji przed rokiem. Nie był tak mocny na podjazdach, jak wtedy, a jego największą bolączką była jazda indywidualna na czas, która zajmuje bardzo ważne miejsce na tegorocznej trasie Touru. Dlatego tym razem walka o czołową “10” nie będzie dla lidera Cofidisu celem numer jeden.

Na pewno chciałby zająć dobre miejsce w “generalce”, ale nie będzie skupiony tylko na niej. Cieszylibyśmy się, gdyby na przykład wygrał któryś z etapów, a cały wyścig skończył, powiedzmy, na 12. miejscu

– przewiduje Geschke.

Co po Tourze? Oby Tokio!

W naszej rozmowie kolarz Cofidis, Solutions Credits często powtarza, że sezon jest długi i że na pewno dostanie swoje szanse. Postanowiliśmy więc zapytać go, jakie ma cele po Vuelcie. Odpowiedział:

Chciałbym znaleźć się w składzie Niemiec na igrzyska olimpijskie. Jednak nic nie zostało jeszcze postanowione – kadra powinna zostać ogłoszona w ciągu kilku kolejnych dni. Generalnie druga część sezonu jest dość trudna dla górali. Nie ma dla nas zbyt wielu wyścigów, a do tego ja nie jadę na Vueltę, więc prawdopodobnie moim głównym celem będą włoskie klasyki z Il Lombardia na czele.

To są jednak dopiero wstępne plany i bardzo możliwe, że coś się jeszcze zmieni. Można zakładać, że pomiędzy Wielką Pętlą, a włoskimi klasykami znajdzie się kilka innych wyścigów. Niewykluczone, że będzie to Tour de Pologne. Niemiec startował u nas już pięciokrotnie, a raz wygrał nawet klasyfikację górską. Do tego wydaje się, że trasa powinna mu pasować, ponieważ jest wymagająca, ale brakuje na niej wielkich przełęczy.

Lubię wasz wyścig – już nie raz w nim startowałem i wróciłem z wieloma świetnymi wspomnieniami. Na razie liczę na start w Tokio, a jeśli się nie uda, to zobaczymy, co się wydarzy – żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Być może będę chciał zrobić sobie dłuższą przerwę po Tour de France? Ale na pewno nie wykluczam startu u was. W końcu w 2019 roku przejechałem oba wyścigi i wyszło nie najgorzej

– mówi Niemiec, który jednak na razie skupia się na występie w Wielkiej Pętli – na myślenie o tym co potem przyjdzie jeszcze czas.

Ankieta ze środka żółtego peletonu:

Ulubione miejsce we Francji: 

Nicea

Czy to, że jesteś członkiem francuskiego zespołu ma wpływ na twoją znajomość tego kraju?

Myślę, że tak. Nauczyłem się trochę mówić po francusku, ponieważ w Cofidisie musimy znać ten jezyk. Oczywiście można rozmawiać po angielsku, ale bez francuskiego jest ciężko. To chyba największa zmiana związana z moimi przenosinami tutaj. Nie zamierzam jednak narzekać. Mam już swoje lata, więc cieszę się, że mam okazję stanąć przed innymi wyzwaniami niż tylko sama jazda na rowerze.

Ulubione francuskie dania:

Nie mam swojego ulubionego francuskiego dania, ale rano lubię zjeść sobie francuską bagietkę. Lubię także Crêpe [rodzaj francuskiego cienkiego naleśnika przyp. B.K].

Jak wygląda jadłospis podczas Tour de France?

Potrzebujemy dużo węglowodanów – ryż, makaron i quinoa. Jemy też sporo białka, w postaci ziemniaków albo tofu – to głównie tym będziemy się żywić podczas kilku najbliższych tygodni. Niestety teraz radość z jedzenia nie będzie najważniejsza. Musimy skupić się głównie na przyjmowaniu kalorii, węglowodanów i białka, żeby wyglądać dobrze podczas wyścigu.

Pierwsze wspomnienie związane z Tour de France?

Myślę, że to było w 1997 roku, kiedy Jan Ullrich wygrał Tour de France. Miałem jedenaście lat i stałem się wtedy prawdziwym fanem kolarstwa, ponieważ w Niemczech powstała prawdziwa moda na Ullricha. Był pierwszym Niemcem, który wygrał Wielką Pętlę, więc w naszym kraju wszyscy o nim mówili. Myślę, że gdyby nie to wydarzenie, mógłbym nigdy nie zostać kolarzem.

Wiem, że nie mogłeś tego pamiętać – miałeś wtedy tylko jeden rok, ale w 1987 roku w twoim mieście rozpoczynało się Tour de France.

Tak, niestety moja rodzina mieszkała we wschodniej części Berlina, a start był w części zachodniej, więc nie mogliśmy być przy trasie, a szkoda.

Twoje pierwsze Tour de France jako kolarz:

Takie chwile na zawsze zostają w pamięci. Chyba najmilszym wspomnieniem z tamtego okresu jest etap, podczas którego peleton podzielił się na wiatrach, a ja znalazłem się w jednej grupie z Lancem Armstrongiem. To było naprawdę coś dla takiego młodego kolarza, jak ja.

Napiękniejsze wspomnienie związane z Tour de France:

To oczywiście wygrany etap z 2015 roku. Takich rzeczy się nie zapomina. Do dziś mam w swojej głowie każdy kilometr pokonany tamtego dnia. Dobrze wspominam też Grand Depart w Dusseldorfie. To było coś wyjątkowego – nie każdy kolarz ma przyjemność rozpoczynać Tour w swoim własnym kraju. Oczywiście Francuzi mogą cieszyć się tym na co dzień, ale dla nas, Niemców albo kolarzy innych narodowości, to zawsze jest coś bardzo przyjemnego.

Poprzedni artykułTour de France 2021: Julian Alaphilippe zwycięski na otwarcie zmagań!
Następny artykułJulian Alaphilippe: „Nie panikowałem, gdy zamieszałem się w kraksę”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments