fot. UAE Team Emirates

Ależ to był szalony dzień. Dla wielu pechowy, ale dla jednego zawodnika szczęśliwy – chodzi oczywiście o Juliana Alaphilippe’a.

Przed wyścigiem Francuz powtarzał, że dwa pierwsze etapy będą kluczowe dla jego występu w tym wyścigu. Chciał szybko sięgnąć po zwycięstwo i założyć żółtą koszulkę. I rzeczywiście – plan wykonał w stu procentach już pierwszego dnia rywalizacji.

Naprawdę chciałem dziś osiągnąć sukces – byłem to winny zespołowi, który wykonał dla mnie kawał dobrej roboty. Wierzyli we mnie przez cały czas. Dlatego nawet gdy byłem zamieszany w kraksę, nie panikowałem i wiedziałem, że ciągle mogę na nich liczyć

– mówił chwilę po przejechaniu linii mety.

Mimo kłopotów, o których wspominał, można powiedzieć, że los obszedł się z nim łagodnie. Może i musiał przyhamować, by ominąć zawodników zamieszanych w kraksę, ale innym pech dokuczał zdecydowanie bardziej. Wyścig obfitował w kraksy – ostatnia miała miejsce na 7 kilometrów przed metą, ale na szczęście ominęła dobrze ustawionych kolarzy Deceuninck-Quick Step, którzy mogli przejąć kontrolę nad peletonem i zapewnić Alaphilippe’owi dogodną pozycję do ataku.

Ostatecznie doszło do niego na 2 kilometry przed metą. Nadążyć za Francuzem starali się dwaj pozostali członkowie Wielkiej Trójki – Wout van Aert i Mathieu van der Poel, ale nie dali rady. Podobnie jak Pogacar i Roglić, którzy próbowali swoich sił nieco później. Alaphilippe był dziś najmocniejszy, co udowodnił na kresce, wyprzedzając drugą grupę o 8 sekund. Co ciekawe cała akcja rozpoczęła się trochę przypadkowo.

Musieliśmy pozbyć się sprinterów, ale nie planowałem zrobić tego w ten sposób – chciałem po prostu sprawdzić swoich rywali. Jednak gdy między mną, a nimi utworzyła się luka, postanowiłem dać z siebie wszystko. Ból był okropny, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Fajnie jest zamienić tęczę na żółć

– mówił na mecie kolarz, który teraz będzie chciał utrzymać maillot jaune. Wydaje się, że będąc w takiej formie, nie powinien stracić jej do środowej czasówki, ale oczywiście jak zwykle o wszystkim zadecyduje szosa.

Poprzedni artykułZe środka żółtego peletonu #1: Simon Geschke
Następny artykułTour de France 2021: Krajobraz po (bitwie) kraksach
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments