Kilka godzin temu kolarze ruszyli na trasę pierwszego etapu Giro d’Italia. Wśród nich był Jan Hirt, z którym przed wyścigiem porozmawialiśmy m.in na temat jego celów na ten wyścig, a później zaprosiliśmy do wypełnienia krótkiej ankiety na temat Włoch i Corsa Rosa.

Jeszcze w ubiegłym sezonie 30-latka mogliśmy oglądać w barwach CCC Team. Z jego przenosinami do polskiego zespołu polscy kibice wiązali spore nadzieje, które miały swoje uzasadnienie. W końcu rok wcześniej zajmował 5. miejsce w Tour de Suisse, a walkę o etap Giro d’Italia przegrał tylko ze znajdującym się wówczas w wybornej formie Giulio Ciccone. Niestety, jego drugi pobyt w polskiej ekipie (wcześniej występował w prokontynentalnym CCC Sprandi) nie był specjalnie udany.

Choć wystartował w dwóch wielkich tourach, to ciężko było zapamiętać go z czegoś konkretnego. Nie jeździł zbyt aktywnie i nie sięgnął choćby po jeden wynik porównywalny z tym osiągniętym rok wcześniej w Szwajcarii. W górach co jakiś czas udawało mu się chwilę wytrzymać w wyselekcjonowanej grupie faworytów, ale nie na to liczył zasilając szeregi największej polskiej grupy.

Przygotowania do sezonu ułożyły się całkiem nieźle, no ale niestety przerwa pandemiczna udaremniła wszystkie nasze plany. Zaczęliśmy się ścigać późnym latem i jesienią, a więc po okresie, podczas którego byłem w najlepszej dyspozycji. Można powiedzieć, że chwilę po tym, jak zaczął się sezon, ja już byłem zmęczony. Poza tym już w Tour de l’Ain – moim pierwszym wyścigu po wznowieniu sezonu wziąłem udział w kraksie, w wyniku której straciłem trzy zęby i złamałem sobie coś w ręce. Generalnie to był pechowy sezon, dlatego w tym roku chciałbym powetować sobie tamte niepowodzenia

– wspomina Czech, który od kilku miesięcy jest już kolarzem Intermarche Wanty-Gobert Materiaux – zespołu zastępującego upadłe CCC Team w kolarskiej elicie.

Niestety jego początki w nowej ekipie znów nie są łatwe. Szybko nabawił się choroby, która sprawiła, że pierwsze kluczowe dla siebie wyścigi – Tirreno-Adriatico i Volta a Catalunya zakończył na odległych pozycjach. Lepiej miało być podczas Tour de Romandie, ale i tam nie udało mu się odegrać istotnej roli, a na domiar złego, musiał wycofać się z wyścigu na deszczowym, czwartym etapie.

Tamtego dnia było mi bardzo zimno – czułem się jak jedna, wielka kostka lodu. Uznałem, że nie ma sensu ryzykować. Dopiero co wróciłem po chorobie i po prostu nie chciałem mieć kłopotów tuż przed Giro d’Italia

– mówi nam.

Od tamtych wydarzeń minął zaledwie tydzień, więc nic dziwnego, że dziś nie jest w takim miejscu, w jakim powinien znajdować się o tej porze.

W tym momencie na pewno nie jestem jeszcze w zbyt dobrej formie. Myślę jednak, że moja dyspozycja będzie rosła z każdym etapem, więc to może być dla mnie całkiem udany wyścig

– zapewnia.

Dla fanów Czecha jest to mimo wszystko zła wiadomość. Większość z nas pamięta go bowiem z występu w Giro d’Italia 2017, na które przyjechał wraz z CCC Sprandi. Zajął wówczas niezłe, 12. miejsce. Jak powiedział nam wiele miesięcy później, jednym z jego największych kolarskich marzeń jest to, by zająć kiedyś w tego typu wyścigu miejsce w pierwszej “10”. Wydawało się, że Intermarche może być do tego idealnym zespołem, w końcu Hirt nie musi, jak kiedyś w Astanie, pracować na swoich liderów – teraz wygląda na to, że zdecydowanie bardziej realna staje się walka o etapy w drugiej fazie wyścigu, choć z drugiej strony…

Niczego nie wykluczam. Będę starał się nie tracić czasu na początkowych etapach i myślę, że rzeczywiście jestem w stanie zminimalizować straty nawet pomimo swojej aktualnej dyspozycji. Mimo wszystko nie to jest najważniejszym celem naszego zespołu na wyścig. Będziemy głównie starać się o zwycięstwa etapowe, a moja walka o klasyfikację generalną będzie odbywać się trochę przy okazji – nie będzie głównym celem 

– przyznaje sam zainteresowany.

Szefowie Intermarche z pewnością liczą na to, że Hirt szybko wróci do optymalnej formy. W końcu skład belgijskiej ekipy jest prawdopodobnie najsłabszy w całym World Tourze. Do tego jej najbardziej rozpoznawalni zawodnicy – Danny Van Poppel i Louis Meintjes nie przystąpili do Giro, ponieważ szykują się do występu w Tour de France. Mimo to były kolarz CCC Team wierzy w swoich kolegów.

Mamy wiele możliwości. Nasz zespół jest bardzo wyrównany. Wszyscy jesteśmy aktywnymi zawodnikami, pewnie często będziemy widoczni w ucieczkach. Mamy mocnych górali, choćby Simone Petilliego, który świetnie wypadł w niedawnym Tour de Romandie. Mamy dwóch sprinterów – Riccardo Minaliego oraz Andreę Pasqualona. Duże nadzieje wiążę też z występem Quintena Hermansa – ten chłopak wywodzi się z kolarstwa przełajowego i jest bardzo eksplozywny – moim zdaniem może wszystkich zaskoczyć

– zapewnia.

Wydaje się jednak, że każde ewentualne zwycięstwo kolarzy w biało-granatowych strojach będzie dużą niespodzianką i wielkim świętem. Wszystko dlatego, że pomimo upływu wielu miesięcy, zespół wciąż czeka na jakiekolwiek zwycięstwo. Po Intermarche widać niestety, podobnie jak jeszcze niedawno po CCC Team, że zespół dopiero zaczyna swoją przygodę z World Tourem.

Wszystko jest zrobione bardzo profesjonalnie – mamy świetny sprzęt, jeździmy w bardzo prestiżowych wyścigach, organizujemy zgrupowania – pod tym względem wszystko jest jak należy. Gorzej wyglądają nasze wyniki, ale to nie jest nic dziwnego, ponieważ przemiana w worldtourowy zespół nigdy nie jest prosta. Nawet początki Jumbo-Visma były trudne, a dziś ta ekipa należy do najlepszych na świecie – my mamy nadzieję, że pójdziemy podobną drogą i krok po kroku uda nam się dołączyć do czołówki

– zakończył Czech.

Ankieta ze środka różowego peletonu

Ulubione miejsce we Włoszech:

Uwielbiam Cinque Terre, bardzo pięknym miastem jest Florencja, poza tym warto odwiedzić Sardynię… Włochy to przepiękny kraj i naprawdę trudno jest wybrać jedno miejsce. Są tu góry, jest morze – właściwie niczego nie brakuje. Poza tym mam sentyment do tego kraju – mieszkałem w nim przez dwa lata jeszcze jako amator, tuż po zakończeniu kategorii juniora. Wszystko mi się tu podoba – kultura, jedzenie, a nawet moda

Ulubione włoskie jedzenie:

Bardzo lubię spaghetti carbonara, a z deserów tiramisu. Generalnie uważam, że tutejsi kucharze są najlepsi na świecie – nawet na stacji benzynowej jesteś w stanie zjeść bardzo dobrze. Włosi mają świra na punkcie jedzenia, dlatego właściwie wszędzie jesteś w stanie zjeść coś smacznego

Czy podczas Giro d’Italia i innych włoskich wyścigów jest miejsce na jakieś elementy włoskiej kuchni?

Mamy zespołowego kucharza – Massimo, który oczywiście jest Włochem. Podczas wyścigów musimy pamiętać o ograniczeniach – jedzenie nie może być zbyt ciężkie, żeby później, podczas etapu nie dokuczały nam kłopoty żołądkowe, ale mimo to Massimo świetnie sobie radzi. Potrafi sprawić, by mimo to nasze posiłki były bardzo smaczne. Dobrze jest mieć go w swojej ekipie.

I jak wygląda przykładowy jadłospis w czasie dnia wyścigowego?

Na śniadanie jemy jakąś owsiankę z owocami lub orzechami, później dostajemy ryż lub makaron z omletem. Po wyścigu znów jemy kuskus albo znowu ryż lub makaron. Różnica jest taka, że tym razem do makaronu możemy dodać sos, bo przed wyścigiem musimy unikać tego typu dodatków, które są zbyt ciężkie. Do tego jakieś mięso, sałatki – tak to zwykle wygląda. Trochę więcej luzu mamy podczas dnia przerwy – możemy zjeść hamburgera czy inne, nawet trochę niezdrowe rzeczy. Poza tym jednak musimy się bardzo pilnować.

Pierwsze wspomnienie związane z Giro d’Italia:

Po raz pierwszy na Giro przyjechałem jako kolarz CCC – wcześniej nie chodziłem na trasę jako kibic – rywalizację mogłem śledzić tylko przez ekran telewizora. Tamten wyścig z 2017 roku wspominam w samych superlatywach i naprawdę bardzo się cieszę, że moja przygoda z tym wyścigiem zaczęła się od 12. miejsca w klasyfikacji generalnej. 

Pierwsze Giro obejrzane w telewizji:

To mógł być 2003 rok, ale nie jestem pewien. Bardzo dobrze pamiętam zwycięstwo Damiano Cunego z 2004, ale to na pewno nie była pierwsza edycja, którą widziałem. 

Kolarz, któremu najmocniej kibicowałeś:

Byłem wtedy dzieciakiem, więc moje wybory były dość instynktowne, nie podyktowane jakimiś specjalnymi kryteriami. Najbardziej lubiłem Roberto Herasa, ale nie przypominam sobie żadnego jego startu w Giro d’Italia [nic dziwnego, czterokrotny zwycięzca Vuelta a Espana startował we włoskim wyścigu tylko raz – w 1999 roku. Zajął 5. miejsce – przyp. red.]. Dlatego podczas Corsa Rosa kibicowałem włoskim kolarzom, jak Cunego czy Simoni, gdy obaj jeździli w Saeco.

Ulubiony podjazd:

Mortirolo to bardzo fajne wzniesienie albo Stelvio, które jest bardzo długie. Myślę, że te dwa podjazdy lubię najbardziej. 

Najpiękniejszy etap: 

Nie mam jednego, ale generalnie mogę powiedzieć, że najpiękniej jest w górach, zwłaszcza w Dolomitach. W tym roku znów tam wjedziemy, będziemy podjeżdżać pod Passo Giau, Passo Pordoi i Passo Fedaia. Już nie mogę się doczekać. 

Poprzedni artykułGiro d’Italia 2021: Filippo Ganna imponuje mocą. Trzecia najszybsza czasówka w historii wyścigu
Następny artykułMaciej Bodnar: „Dałem z siebie wszystko”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments