Thibaut Pinot wciąż nie doszedł do siebie po kontuzji pleców. Wciąż nie wiadomo, kiedy Francuz wróci do dawnej formy.
Wielu osobom mógł umknąć fakt, że 30-latek od środy startuje w Tirreno-Adriatico. Wszystko dlatego, że jego występ, podobnie jak ten w Tour des Alpes Martimes, był bardzo dyskretny. Niestety Francuz wciąż odczuwa kłopoty z plecami, które rozpoczęły się po upadku na jednym z etapów Criterium du Dauphine i uniemożliwiły mu udaną walkę w Tour de France i Vuelta a Espana.
Thibaut daje sobie radę, nawet jeśli wie, że jego sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Jest wysoły i odnajduje się w grupie. To wszystko co się dzieje nie sprawiło, że nagle znalazł się na psychicznym dnie i całe szczęście, bo w przeciwnym razie byłoby nam ciężko go z niego wydobyć. Plusem jest także to, że jego forma jest dość dobra – problemem są tylko te plecy, a dokładniej odcinek lędźwiowy
– mówi Sebastian Joly – dyrektor sportowy Groupama-FDJ w rozmowie z l’Equipe.
Niestety pomimo dobrej dyspozycji jego podopiecznego, wciąż zagadką jest to, kiedy plecy pozwolą mu na to, by znów dawać z siebie sto procent.
Jest jeszcze za wcześnie, by zaplanować mu nowy harmonogram zawodów. Nie wiemy jeszcze, jak dużo może jeździć. Wygląda na to, że musimy przeprowadzić kolejne badania, by przeanalizować parę kwestii
– dodaje.
Cóż, nam pozostaje trzymać kciuki za to, by pechowy 30-latek prędzej czy później wrócił do poważnego ścigania. W końcu pamiętamy, że Pinot w formie jest jednym z niewielu zawodników starszego pokolenia, którzy są w stanie postawić się młodym kolarzom, którzy ostatnio przejęli rządy w peletonie.