fot. Szymon Gruchalski / Lang Team

Kamil Małecki jest dowodem na to, że los bywa okrutny, a życie nie zawsze pisze dla nas takie scenariusze, jakbyśmy chcieli. Latem zajął szóste miejsce w klasyfikacji generalnej Tour de Pologne, następnie podpisał kontrakt z Lotto-Soudal, aż wreszcie piekielnie niefortunnie wywrócił się podczas treningu na rodzinnych Kaszubach. Od trzech tygodni przebywa w szpitalu w Kościerzynie. Musi leżeć z nogą na wyciągu i w samotności walczyć o powrót do sprawności oraz do sportu. W wywiadzie dla Naszosie.pl opowiedział o tym, jak się czuje, jakie są rokowania i w jaki sposób wspiera go belgijska drużyna. Zapraszamy do lektury.  

Jak się teraz czujesz?

Nie przyjmuję już żadnych leków przeciwbólowych, także jeśli chodzi o ból, to jest lepiej. Mam przewiercone kolano, nogę na wyciągu i tak musi zostać przez najbliższy czas, aby odciążyć panewkę. Kość udowa musi jakby wyjść z panewki, by jej nie dogniatać, ponieważ jest roztrzaskana w kilku miejscach, a dodatkowo w miednicy mam złamane dwie inne kości.

Mówiłeś ostatnio, że po kolejnej tomografii komputerowej dowiesz się czegoś więcej.

Tak, miałem zrobioną kolejną tomografię i jest lepiej, ale niestety nie można zoperować tych złamań. Jest w miarę dobry układ odłamków kości przy panewce, więc istnieje szansa, że się zrosną. Jednak wiadomo – nie będzie już tak jak było. Lekarze nie mówią na razie, czy wrócę na rower, ale ja mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku, że wszystko dobrze się zrośnie. Musi tak być. Biorę pod uwagę tylko jedną opcję, bo wtedy to wszystko nie będzie miało najmniejszego sensu.

A co z obojczykiem, który też uległ złamaniu?

Jeśli chodzi o obojczyk, to nie będzie już taki sam, bo mam niestety kość pod kością, a nie kość przy kości, jak powinno być normalnie. Tak to się musi się zrastać, bo ciężko byłoby zrobić z tym coś operacyjnie. Według lekarzy nie powinienem mieć z tym później żadnego problemu. Zacząłem ruszać ręką, mogę ją delikatnie podnieść, chwycić telefon, który leży tu obok, na szafce. Stopą też mogę już delikatnie ruszać, napinać trochę pośladki. Moich mięśni już praktycznie nie ma, ale to nie jest największy problem, bo mięśnie można odbudować. Jednak do tego jeszcze dużo czasu. Najpierw będę musiał nauczyć się chodzić, stanąć przy balkoniku, a później przejść długą i żmudną rehabilitację. Na razie jestem już dwadzieścia dni w szpitalu i można oszaleć. Na szczęście jest internet, to mogę chociaż porozmawiać z rodziną na FaceTime. Szkoda, że nikt nie może mnie odwiedzać. Dostaję tylko paczki z domu.

Jak doszło do tej kraksy?

Trenowałem na rowerze MTB i delikatnie zahaczyłem kierownicą kolegę. Nie wiem, dlaczego odbiło mi ją kompletnie w drugą stronę. Spadła mi lewa ręka i przekoziołkowałem. Koledze, którego szturchnąłem nic się nie stało – nie doznał żadnych obrażeń. Pech chciał, że zaledwie dwieście metrów wcześniej wjechaliśmy na ścieżkę rowerową, a wcześniej jeździliśmy w terenie. Zrobiliśmy sobie rowerowe spotkanie, żeby potrenować z większą liczbą osób. Nie wiem, jak to się stało. Trzymałem obiema rękami kierownicę, nie pajacowałem, nic… Jechałem trochę za nimi, z prędkością około 30 km/h. Nic nie mogłem zrobić, w jakikolwiek sposób zareagować. Miałem już wypadki przy 60 km/h, wstałem, otrzepałem się, a teraz… Mocno uderzyłem o asfalt i dlatego tak jest. Bardzo pomógł mi kask, bo dość mocno uderzyłem głową. Kask się rozsypał, a moja głowa pozostała cała, dlatego chciałbym powiedzieć wszystkim, którzy jeżdżą na rowerze, aby zawsze mieli na głowie kask. Widocznie los tak chciał. Mam nadzieję, że wrócę jeszcze na rower i będę mógł dostarczyć kibicom wielu pozytywnych emocji. 

Jesteś w kontakcie z drużyną Lotto-Soudal?

Tak, cały czas jesteśmy w kontakcie. Poinformowałem ich o wypadku zaraz po nim, aby nie dowiedzieli się o tym z mediów, bo ważne jest, by mieć ze swoją ekipą dobry kontakt. Na bieżąco śledzą moją sytuację. Mówią, żeby się nie martwić, że sezon jest długi, że wrócę. Bardzo im dziękuję, że tak do tego podeszli, bo mogli powiedzieć: „Co ty zrobiłeś? Cały sezon zmarnowany” itd. Podpisałem kontrakt, pracowałem już z nowym trenerem, no ale niestety zdarzył się ten niefortunny wypadek. Rozmawiałem z głównym menadżerem zespołu – panem Johnem Lelangue, który obiecał mi, że jak tylko wyzdrowieję i będę gotowy, aby ćwiczyć, to będę mógł przyjechać do Belgii i robić to pod okiem specjalistów z drużyny Lotto-Soudal. Muszę poczekać aż wszystko się zagoi, zrośnie i wtedy będziemy mogli zacząć działać.

Lekarze mówią, ile jeszcze będziesz musiał leżeć?

Trudno powiedzieć. Po drugiej tomografii chcieli podjąć się operacji, ale niestety nie ma takiej możliwości. Wysyłałem też moje badania do innych, m.in. lekarzy z CCC, aby zasięgnąć konsultacji, ale wszyscy są zgodni co do tego, że na razie najlepszą opcją jest leżenie. Tych odłamków jest dużo, ciężko byłoby je posklejać, a znajdują się tylko 7 mm od kości, także jest szansa, że to wszystko się zrośnie. Na razie wiem, że czeka mnie osiem tygodni leżenia z wyciągiem w kolanie. Taka jest w tej chwili opinia lekarzy, a poza tym moja sytuacja będzie oceniania na bieżąco. Zatem Święta na pewno spędzę w szpitalu, bo nie ma możliwości pojechać z wyciągiem do domu. To jest ciężki czas, bo chciałbym go spędzić z rodziną. Wiadomo, że zawsze często wyjeżdżałem i Boże Narodzenie to jedyna okazja, aby pobyć z rodziną, podzielić się opłatkiem, życzyć sobie wszystkiego najlepszego. Jest to dla mnie bardzo trudny czas. Mam nadzieję, że on mnie tylko wzmocni i wrócę silniejszy – zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

Rozmawiamy przez telefon i mimo tego wszystkiego słyszę w twoim głosie determinację i pozytywne nastawienie.

Teraz jest lepiej, ale możesz mi uwierzyć, że na początku było bardzo ciężko. Dobrze, że mam bliskich oraz inne osoby, które mi pomagają i wiele dla mnie robią. To wszystko pomaga mi tutaj wytrwać. Bardzo chciałbym już wrócić do domu, bo w szpitalu jest naprawdę ciężko – człowiek patrzy tylko na te ściany, w sufit, odpala Netflix w telefonie. Dni płyną wolną, bo pobudka jest o 5 rano, następnie muszę się umyć, co też nie jest łatwe, bo mam do dyspozycji tylko jedną rękę. Staram się to robić dokładnie, by nie mieć odleżyn. Ale i tak od tego ciągłego przebywania w jednej pozycji dołączają się inne problemy. Założony cewnik spowodował, że wkradła się jakaś bakteria i wciąż jeszcze biorę z tego powodu antybiotyk. Ponadto tomografia wykazała, że miałem zapchaną jakąś główną tętnicę i w związku z tym dostaję teraz zastrzyki przeciwzakrzepowe. Walczę czasami sam ze sobą. Robię naprawdę wszystko, by wrócić na rower, ponieważ kolarstwo to jest właśnie to, co chciałbym w życiu robić. Zobaczymy, co z tego wszystkie wyjdzie.

Jesteś zadowolony z opieki w szpitalu?

Tak, jestem bardzo zadowolony. Wiadomo, że nic nie mogę sam zrobić, więc muszę korzystać z pomocy pielęgniarek, ale panie są tutaj bardzo miłe. O cokolwiek poproszę, to wszystko mi przynoszą. Jednak staram się nie nadużywać tego, bo nie jestem tutaj sam. Generalnie opieka jest bardzo dobra.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułBenoît Cosnefroy: „Moim celem jest założenie maillot jaune w pierwszych dniach Touru”
Następny artykułPim Ligthart kończy karierę
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments