Fot. www.giroditalia.it

Rozpocznie się na ciągle rumianej wspomnieniami minionego lata Sycylii, ale delikatne pocałunki słońca i melodyjne “Ciao bella” podczas podróży na północ Półwyspu Apenińskiego szybko zastąpią wyzwania rzucane przez wymagającą trasę i brutalne warunki atmosferyczne. Przez ogień i popiół Etny, narastające pomruki gniewnego Adriatyku, żyzne gleby winnic Valdobbiadene i rozrzedzone powietrze mitycznego Stelvio, zaprosi nas do tańca ze wszystkimi żywiołami – tyleż pociągającego, co niebezpiecznego. Eksplozja najpiękniejszego z odcieni różu i kolarska nieśmiertelność spotkają się zaś w miejscu, które było jego pierwszym domem. To miała być zupełnie inna historia, ale chaos naznaczonych niepewnością miesięcy nie tylko go nie wykorzenił, ale zmusił do powrotu do źródeł, otarcia z kurzu dawnych schematów i odkrycia na nowo tego, co jeszcze dekadę temu było jego istotą. Zamiast w swoim stylu kazać na siebie zbyt długo czekać, w tym roku bierze nas z zaskoczenia, ale gdy tylko staje przed nami pełne swojego włoskiego rozmachu i smaku, momentalnie wraca to uczucie, które towarzyszyć będzie nam wszystkim przez kolejne trzy tygodnie. Nazywamy je Giro d’Italia, czyli amore infinito.

Gelato, gorgonzola, prosciutto crudo i przyjemnie musujące prosecco. Jeśli podobnie jak Andy Hampsten macie włoskie żołądki, za sprawą coraz bogatszej oferty portugalskich i niemieckich sieci supermarketów te produkty już na stałe zagościły w waszym menu. Jeśli zaś narodowości włoskiej są wasze serca, kolarstwo szosowe musi Wam najlepiej smakować w maju, bo maj to tradycyjnie miesiąc odrodzenia i początek najbardziej obfitującej w akcję fazy sezonu. 

To za nim tęsknimy podczas zimowej przerwy, to o nim skrycie marzymy ekscytując się klasykami, kiedy najlepsi specjaliści od wyścigów wieloetapowych po cichu szlifują formę w Sierra Nevada. Bo pierwszy wielki tour sezonu to zjawisko daleko wykraczające poza sportowe wydarzenie. To żarliwa, zaraźliwa i kompletnie pozbawiona organizacji pasja włoskich tifosi, która u zarania miała jednoczyć wbrew wszelkim podziałom i jednoczy po dziś dzień. To najnowocześniejszy z największych wyścigów etapowych, który jako pierwszy potrafił wyciągnąć rękę do przeciętnego kibica i stworzyć spójną medialną oprawę, idealnie wpisującą się w rytm naszego życia. Wreszcie to angażująca narracja rozpisana na wszystkie zmysły, która bezbłędnie przenika przez systemowe bariery i dociera to tego miejsca, które jest źródłem podejmowania większości nieracjonalnych decyzji.

W świecie, który rozumiemy i znamy, maj to Giro d’Italia.

Wystarczy jednak, podobnie jak zawodnicy ekipy EF Pro Cycling, przebrać się za bohaterów rodem z kina lat osiemdziesiątych, by udać się do jednego z równoległych światów, w którym najbardziej wyczekiwany z wyścigów trzytygodniowych rozgrywany jest tuż po Wielkiej Pętli, w środku chaotycznego sezonu klasyków i po gorszej stronie najcieplejszej pory roku. Powietrze lepkie od wiosennych burz i zapachu kwitnących kwiatów zastępuje woń tysięcy umierających liści, a ulice miast świecą pustkami. Tyle, że to nie żaden Upside Down. To po prostu rok 2020.

Organizatorzy imprezy nie tylko jednak nie przestraszyli się tego wyzwania, ale jak się wydaje skorzystali z okazji, aby z założenia brutalną 103. edycję Giro d’Italia uczynić jeszcze bardziej spektakularną, jak zwykle sypiąc nam konfetti prosto w oczy. Cukierkowa oprawa i nostalgiczna narracja o złotej jesieni w Apeninach nie mogą bowiem przesłonić faktu, że zza znajomego szumu śmigieł helikoptera i krajobrazów w high definition wyłoni się obraz chaotycznej, wymagającej nieludzkiego wysiłku i momentami niebezpiecznej rywalizacji na trasie, która otwarcie gardzi jakimikolwiek kompromisami. A jeśli się nie uda? O tym w przeddzień Grande Partenza nikt zdaje się nie myśleć zbyt wiele, bo Giro d’Italia doskonale wie, że wcale nie musi być idealne, póki jest spośród wszystkich imprez trzytygodniowych najbardziej kochane. I że zostało stworzone do tego, by przez trzy tygodnie patrzeć na nie w niemym zachwycie.

Jaka zatem będzie 103. edycja włoskiego wielkiego touru?

Klasyczna. Po kilku nieco łatwiejszych edycjach, otwarcie zachęcających największe gwiazdy zawodowego peletonu do zmierzenia się z dubletem Giro-Tour, już ta zeszłoroczna zwiastowała obranie nowego-starego kursu, a trasa zaproponowana na sezon 2020 nawet w swojej oryginalnej wersji była dość jasnym nawiązaniem do najbardziej zuchwałych propozycji z czasów, kiedy wyścigiem zarządzał Angelo Zomegnan. O ile bowiem w modzie klasyka utożsamiana jest z szeroko pojętym umiarem, klasyczne Giro d’Italia to mnóstwo wysokich gór, mnóstwo jazdy indywidualnej na czas i niewiele miejsca na cokolwiek pomiędzy. Uzasadnieniem tego pozbawionego kompromisów kierunku był stosunkowo niewielki odstęp pomiędzy włoskim wielkim tourem i Tour de France w oryginalnej wersji kalendarza, który czynił program zakładający udział zawodników w obu wyścigach bardzo mało prawdopodobnym. Pomimo wielu zawirowań od czasu październikowej prezentacji trasy, Giro postanowiło nie wybierać i do imponującego górskiego menu dorzuciło bogatą wkładkę etapów jazdy indywidualnej na czas, z których dwa dedykowane są dysponującym dużą mocą specjalistom.

Spektakularna. Trzeba otwarcie przyznać, że już majowy wariant z Grande Partenza w Budapeszcie był wystarczająco trudny, a jesienna wersja ze startem na Sycylii wznosi zazwyczaj spektakularną trasę na jeszcze wyższy poziom. Charakteryzująca Giro zmienna aura, zamiast tradycyjnie stawać się coraz korzystniejsza, tym razem będzie wraz z przesuwaniem się wyścigu na północ i narastającym zmęczeniem zawodników coraz bardziej dawać się we znaki, a zamiana Węgier na południe Włoch oznacza kolejne setki metrów przewyższenia. Przed bohaterami walki o wymarzoną maglia rosa zatem aż 10 odcinków, które będą trudnymi wspinaczkami lub jazdą indywidualną na czas, w tym pięć prawdziwych górskich maratonów: 5. etap (4686 m przewyższenia na dystansie 225 km), 9. etap (4537 m przewyższenia na dystansie 208 km), 17. etap (5650 m przewyższenia na dystansie 203 km), 18 etap (5847 m przewyższenia na dystansie 209 km) i 20. etap (5364 m przewyższenia na dystansie 198 km)

Nieprzewidywalna. Ponieważ nie tylko nie sposób przewidzieć, jak w obliczu niepełnych przygotowań będzie się kształtowała forma pretendentów do tytułu na przestrzeni trzech tygodni, ale które z górskich etapów organizatorzy zdołają przeprowadzić w drugiej połowie października. Nie wspominając już nawet o ewentualnym rozwoju sytuacji epidemiologicznej. 

Tym, do których mędrca szkiełko i oko przemawia silniej niż przydługie opisy, proponuję bardziej nasycone faktami podsumowanie: 103. edycja Giro d’Italia to 3 etapy jazdy indywidualnej na czas, 7 etapów z metą na podjazdach i 4 etapy dedykowanych sprinterom. Pozostałe 6 odcinków, między innymi wiodące fatalnej jakości szosami Sycylii i wschodnimi wybrzeżami włoskiego “buta”, najprawdopodobniej padną łupem uciekinierów lub specjalistów od wyścigów klasycznych.

Trasa

Organizatorzy La Corsa Rosa wielokrotnie udowadniali nam, że najbardziej niedorzeczne trasy Wielkiego Touru bywają najbardziej interesujące. Niewykluczone więc, że podobnie będzie także tym razem, gdyż planów przygotowanych przez RCS Sport nie da się opisać w normalny sposób. Co prawda sprinterzy otrzymają mniej szans z urzędu, ze względu na odwołanie Grande Partenza w Budapeszcie, lecz jednocześnie trzeba przyznać, że w kolejnej części ścigania do głosu powinni dojść absolutnie wszyscy zawodnicy w peletonie.

Etap 1, Monreale – Palermo, 15,1 km, płasko, ITT

Na sam początek, można powiedzieć, że tradycyjnie, kolarze zmierzą się z krótką jazdą na czas, na której umiejscowiona została jedna premia górska, mająca na celu przyznanie niebieskiego koszulu, nieco na styl polskich wyścigów etapowych (w końcu sponsor od początku musi być widoczny). W walce o zwycięstwo z pewnością liczyć się będą typowi czasowcy, ale i także zawodnicy celujący w wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, gdyż nie mogą sobie oni pozwolić na straty już pierwszego dnia rywalizacji.

Giro 2020 etap 1

Etap 2, Alcamo – Agrigento, 149 km, pagórki

Stosunkowo trudny podjazd na metę już drugiego dnia rywalizacji? Czemu nie! Nie będzie to jednak finisz przeznaczony dla typowych górali. Wręcz przeciwnie – wspinaczka do Agrigento będzie idealnie odpowiadać zawodnikom dobrze czującym się w wyścigach klasycznych. Niewykluczone, że swojej szansy będzie mógł tu poszukać nawet Michael Matthews, znany z solidnych umiejętności jazdy pod lekkie góry.

Giro 2020 etap 2

Etap 3, Enna – Etna, 150 km, wysokie góry

Skoro wyścig zaczyna się na Sycylii, na trasie nie mogło zabraknąć podjazdu pod Etnę. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że do mety powinna dojechać stosunkowo liczna, choć wyselekcjonowana grupka kolarzy, mających na celu walkę o triumf w całej imprezie. Z drugiej strony, wciąż nie jest pewne, czy etapy alpejskie w ogóle da się rozegrać. Tym samym Etna wydaje się być idealnym miejscem do stworzenia pierwszych różnic, które być może zdecydują nawet o finalnym układzie klasyfikacji generalnej.

Giro 2020 etap 3

Etap 4, Catania – Villafranco Tirrena, 140 km, średnie góry

Po etapie kończącym się na trudnym podjeździe, czas na odcinek idealnie pasujący uciekinierom. Na 140 kilometrach rywalizacji do pokonania będzie tylko jeden podjazd pod Portella Mandrazzi, liczący jednak 12,4 km o nachyleniu 5,2%. Można więc w ciemno założyć, iż do głosu dojdą zawodnicy, którzy dzień wcześniej celowo oszczędzali siły.

Giro 2020 etap 4

Etap 5, Mileto – Camigliattello Silano, 225 km, wysokie góry

Mówiąc, że trasa tegorocznego Giro jest dziwna, mieliśmy na myśli etapy takie jak ten. Długi, trudny, z bardzo długim podjazdem w końcówce, lecz z metą na odcinku praktycznie płaskim. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ponownie do głosu mogą dojść uciekinierzy, tym bardziej, że ostatni podjazd nie należy wcale do najtrudniejszych (22,7 km, 5,8%). Z drugiej strony, przy tak długim podjeździe, także faworyci do wygrania całego wyścigu mogą odczuć duży ból w nogach.

Giro 2020 etap 5

Etap 6, Castrovillari – Matera, 188 km, pagórki

Mamy dopiero 6 dzień rywalizacji, a po raz trzeci trasa jest perfekcyjnie skrojona pod harcowników! Bardzo trudny początek rywalizacji powinien ułatwić uformowanie silniej ucieczki, która później nie powinna mieć większego problemu z utrzymaniem przewagi. Końcówka jest z kolei za trudna dla sprinterów i za łatwa dla górali. Nie wiadomo więc, czy ktokolwiek będzie miał ochotę wziąć się za porządny pościg.

Giro 2020 etap 6

Etap 7, Matera – Brindisi, 143 km, płasko

W końcu swoją szansę otrzymają sprinterzy! Zasadniczo nic więcej ciekawego o tym etapie powiedzieć się nie da. Cała trasa będzie praktycznie perfekcyjnie płaska, dzięki czemu najszybsi kolarze w peletonie nie powinni mieć problemu z dojechaniem do ostatnich kilometrów.

Giro 2020 etap 7

Etap 8, Giovinazzo – Vieste, 200 km, pagórki

Wydaje się, że lepszej okazji na zwycięstwo etapowe Peter Sagan mieć nie będzie. Po pierwszej, łatwej części ścigania, na kolarzy czekać będzie dość trudny podjazd pod Monte Sant’Angelo (9,4 km, 6,2%). Po zjeździe z kolei płasko już nie będzie. Na odcinku 80 kilometrów pełno będzie krótkich i stromych wzniesień, które powinny dodatkowo podzielić grupę zasadniczą. Ostatnia trudność została zaplanowana na 14 kilometrów przed kreską. Mowa o podjeździe Via Saragat (1 km, 9,1%).

Giro 2020 etap 8

Etap 9, San Salvo – Roccaraso, 208 km, średnie góry

Na zakończenie pierwszego tygodnia rywalizacji organizatorzy przygotowali bardzo ciekawy, choć nie najtrudniejszy etap, na którym na pewno zobaczymy w akcji najmocniejszych zawodników w stawce. Ponownie początek będzie nieco łatwiejszy, lecz później peleton zmierzy się z podjazdami pod Passo Lanciano (12,4 km, 7,0%), Passo San Leonardo (14,4 km, 4,3%), Bosco di Sant’Antonio (9,4 km, 5,1%) oraz Roccaraso (9,6 km, 4,4%, z bardzo trudną końcówką). Co prawda różnice nie powinny być wielkie, lecz na pewno jakieś powstaną.

Giro 2020 etap 9

Etap 10, Lanciano – Tortoreto, 177 km, pagórki

Kto będzie najlepszy na pierwszym etapie po dniu przerwy? Trudno powiedzieć. Z jednej strony wydaje się, że sprinterzy powinni wytrzymać pagórkowaty teren, z którym głównie będą musieli się zmierzyć na ostatnich 40 kilometrach. Z drugiej strony na stosunkowo trudnych wzniesieniach niektóre ekipy będą z pewnością miały interes, by nieco przyspieszyć. Przede wszystkim mowa tu o teamie BORA – hansgrohe, który powtórzyłby taktykę z Tour de France. Oczywiście możliwa jest też opcja numer 3, czyli skuteczny odjazd kilku silnych kolarzy z licznymi stratami.

Giro 2020 etap 10

Etap 11, Porto Sant’Elpido – Rimini, 182 km, płasko

Kolejnego dnia rywalizacji ponownie powinniśmy zobaczyć walkę najszybszych kolarzy w stawce. Co prawda ponownie do pokonania będzie kilka niedużych wzniesień, lecz tym razem będą one na tyle łatwe, by nie robić wielkich problemów cięższym i silniejszym zawodnikom.

Giro 2020 etap 11

Etap 12, Cesenatico – Cesenatico, 204 km, średnie góry

Jeśli kiedykolwiek mielibyśmy wytłumaczyć komukolwiek czym jest stereotypowy etap dla uciekinierów, na pewno wykorzystalibyśmy profil etapu nr 12. Na długości 204 kilometrów organizatorzy przygotowali zawodnikom 8 stosunkowo ciężkich wspinaczek, które jednak nie będą odpowiadać zawodnikom walczącym o prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Scenariusz jest więc jednak tylko jeden – ucieczka.

Giro 2020 etap 12

Etap 13, Cervia – Monselice, 192 km, płasko

Na pierwszy rzut oka, etap nr 13 jest kolejną idealną szansą dla sprinterów. Kiedy jednak nieco bardziej przyjrzymy się profilowi, mogą najść nas pewne wątpliwości. Na ostatnich 40 kilometrach do pokonania będą bowiem 2 trudne podjazdy, na których wysokie tempo może wymęczyć niejednego zawodnika. Przede wszystkim warto pochylić się nad wspinaczką pod Calaone (2 km, 10%), gdzie momentami nachylenie będzie dochodzić do 15%.

Giro 2020 etap 13

Etap 14, Conegliano – Valdobiaddene, 34,1 km, pagórki, ITT

Po kilku odcinkach spokoju, czas na powrót do walki o zwycięstwo w całym wyścigu. Drugi etap jazdy indywidualnej na czas z pewnością wprowadzi w czołówce sporo zamieszania, tym bardziej, że trasa nie jest aż tak oczywista. Na trasie znajdują się bowiem 2 wzniesienia, z czego jedno o średnim nachyleniu 12,1%. Można więc być praktycznie pewnym, że typowi czasowcy mogą mieć pewne problemy z pokonaniem, na przykład, Gerainta Thomasa.

Giro 2020 etap 14

Etap 15, Base Aerea Rivolto – Piancavallo, 185 km, wysokie góry

Po czasówce wracamy do walki w górach! Aż od etapu na Etnę będzie to pierwszy etap zakończony długim i stromym podjazdem, gdzie najmocniejsi zawodnicy w stawce będą już musieli pojechać wszystko co mają. W sumie do pokonania będą 4 góry, lecz najważniejsza będzie ta prowadząca do mety, licząca 14,3 km o średnim nachyleniu 7,9%. Największa selekcja powinna jednak mieć miejsce na początkowych 9 kilometrach, gdzie nachylenie wielokrotnie będzie przekraczać 10%.

Giro 2020 etap 15

Etap 16, Udine – San Daniele del Friuli, 229 km, pagórki

Trzeci tydzień rywalizacji rozpocznie się od bardzo długiego etapu, idealnego dla uciekinierów. Na całej długości odcinka do pokonania będzie kilka względnie trudnych gór, na których sprinterzy uformują grupetto, a z kolei górale będą oszczędzać siły na ostatnie, rozstrzygające odcinki.

Giro 2020 etap 16

Etap 17, Bassano del Grappa – Madonna di Campiglio, 203 km, wysokie góry

Wchodzimy w decydującą fazę rywalizacji w Giro d’Italia 2020. Zważając na wysokość poszczególnych przełęczy na etapie nr 17, powinniśmy zobaczyć go w pełnej krasie, a będzie na co patrzeć. Kolarze będą mieli do pokonania 4 doskonale znane góry – Forcella Valbona (21,4 km, 6,7%), Monte Bondone (20,5 km, 6,6%), Passo Durone (10,6 km, 5,8%) i Madonna di Campiglio (11,9 km, 5,9%). Do głosu dojdą więc kolarze walczący o miejsca w klasyfikacji generalnej. Co więcej, zważając na możliwe problemy ze śniegiem w wyższych partiach gór, może to być odcinek królewski.

Giro 2020 etap 17

Etap 18, Pinzolo – Laghi di Cancano, 207 km, wysokie góry

Myśląc o tym etapie, możemy robić tylko jedno – trzymać kciuki za pogodę. Już przed Giro pojawiały się obrazki z Passo dello Stelvio, gdzie nie tylko było mroźnie, ale i śnieżnie. Jeśli jednak uda się rozegrać etap zgodnie z planem, zawodnicy z pewnością odczują ogromny ból w nogach. Już po starcie do pokonania będzie podjazd pod Campo Carlo Magno (14,2 km, 5,8%), po którym przyjdzie wspinaczka pod Passo Castrin (8,6 km, 8,9%). Później kolarzy czeka nieco dłuższy odcinek płaski, po którym przyjdą z kolei dwie najważniejsze góry – wspomniane już Stelvio (24,8 km, 7,4%) oraz finałowie Laghi di Cancano (9 km, 6,8%). Rywalizacja zapowiada się znakomicie!

Giro 2020 etap 18

Etap 19, Morbegno – Asti, 253 km, płasko

Jeśli organizatorzy chcieli liderom sprezentować mały dzień przerwy, to raczej im się nie udało. Płaski odcinek do Asti będzie bowiem zdecydowanie najdłuższym w wyścigu, przez co z pewnością będzie sennie, a co za tym idzie niebezpiecznie. W końcówce jednak do głosu dojdą ci sprinterzy, którzy byli w stanie wytrzymać trudne odcinki górskie.

Giro 2020 etap 19

Etap 20, Alba – Sestriere, 198 km, wysokie góry

Czas na ostatni z górskich etapów, który jednocześnie też nie jest wcale pewniakiem do rozegrania. Organizatorzy zaplanowali bowiem 4 trudne góry, z których co najmniej jedna ma duże szanse na wypadnięcie z trasy. Mowa o Colle dell Agnello (23,6 km, 6,6%), gdzie także zrobiło się już zimowo. Później peleton na prześliznąć się przez francuskie Alpy, zahaczając o legendarne Col d’Izoard (13 km, 7,3%) oraz Col du Montgenevre (7,2 km, 6,5%). Ostatnim podjazdem w wyścigu będzie z kolei wspinaczka do Sestriere (11,3 km, 6,1%), gdzie dojdzie do (prawie) ostatecznych rozstrzygnięć.

Giro 2020 etap 20

Etap 21, Cernusco sul Naviglio – Mediolan, 15,7km, płasko, ITT

Wyścig w tym roku zakończy się czasówką, prowadzącą do centrum Mediolanu. Jeśli po górskich etapach jeszcze coś będzie nierozstrzygnięte, tutaj poznamy ostateczne odpowiedzi. Trasa będzie jednak na tyle krótka, że lepsi czasowcy nie będą w stanie odrobić wiele czasu.

Tegoroczne Giro d’Italia to wyścig trudnych rozliczeń, ponieważ trójka największych faworytów do tytułu ma związane z włoskim wielkim tourem słodko-gorzkie wspomnienia i porachunki. I nawet jeśli nie znamy jeszcze nazwiska zawodnika, na którego spadnie w Mediolanie morze różowego konfetti, już teraz wiemy, że będzie to kolarz odporny psychicznie, wytrzymały fizycznie i bardzo wszechstronny.

Festiwal drugich szans otwiera Simon Yates (Mitchelton-Scott), któremu do zaskakującego zwycięstwa w Giro d’Italia 2018 zabrakło dosłownie kilku przełęczy. 28-letni Brytyjczyk w międzyczasie z młodego-zdolnego stał się zawodnikiem w kwiecie wieku i triumfatorem wielkiego touru (Vuelta a Espana 2018), a na szosy La Corsa Rosa powraca w świetnej dyspozycji, co potwierdził zakończonym sukcesem występem w niedawnym Tirreno-Adriatico. Dość powszechnie podkreśla się, że bardziej dynamiczny z bliźniaków ustępuje swoim największym konkurentom umiejętnościami w zakresie jazdy na czas, jednak warto pamiętać, że w szczycie formy był w stanie z łatwością pokonać Toma Dumoulina na etapie z metą w Rovereto. W górach Yates będzie mógł liczyć na wsparcie Jacka Haiga i Lucasa Hamiltona.

Jeśli utrata różowej koszulki przez Simona Yatesa należała do spektakularnych, z pewnością przebija to wyczyn Stevena Kruijswijka (Jumbo-Visma) z sezonu 2016, kiedy to przewodzący klasyfikacji generalnej wyścigu Holender wywinął pamiętnego orła w śnieg na Colle dell’Agnello. Choć nic dwa razy się nie zdarza, 33-letni zawodnik ekipy Jumbo-Visma nie tylko dostanie kolejną szansę na rozliczenie się w włoskim wielkim tourem, ale również z mitycznym Agnello, na którym z pewnością i tym razem nie zabraknie śniegu. Chociaż wspierający Kruijswijka skład nie może równać się z tym, który jego drużyna wystawiła na Tour de France, na papierze posiada on wszelkie predyspozycje, by błyszczeć na arcytrudnej trasie Giro – świetnie jeździ na czas, jest stworzony do walki na bardzo długich podjazdach, nieźle znosi zmienne warunki atmosferyczne. Główne wątpliwości dotyczące jego walki o tytuł sprowadzają się więc do pytania, czy zdołał on w pełni wydobrzeć i odbudować formę po kraksie z Criterium do Dauphine.

Ostatnim z wymienionej trójki jest Geraint Thomas (INEOS Grenadiers), ostatni raz widziany na trasach Giro d’Italia w 2017 roku, kiedy to wycofał się z wyścigu po 12. etapie. Zwycięzca Tour de France sprzed dwóch lat ustępuje swoim największym rywalom we wspinaczce, ale nadrabia jazdą indywidualną na czas, co nie jest bez znaczenia przy blisko 65 kilometrach samotnej walki z tykającym zegarem. Obiecujący występ w Tirreno-Adriatico wskazuje, że 34-letni Walijczyk nie załamał się brakiem powołania do składu na Wielką Pętlę i zdoła idealnie trafić z formą na włoski wielki tour, ale znając koleje jego obfitującej w mniejsze i większe katastrofy kariery kluczowym wydaje się pytanie, czy w ogóle zdoła on dotrzeć do Mediolanu. Jeśli wspierany przez Tao Geoghagana Harta, Jonathana Castroviejo i Rohana Dennisa Thomas przetrwa chaotyczny pierwszy tydzień oraz późniejsze śniegi i deszcze, może ukończyć wyścig na samym szczycie.

Po bardzo dobrym występie w Tirreno-Adriatico, z trudami bezkompromisowej trasy tegorocznego Giro d’Italia zmierzy się również Rafał Majka (Bora-hansgrohe). O ile „winna” czasówka spod znaku prosecco powinna przypaść 31-letniemu Polakowi do gustu, tak pozostałe – dedykowane specjalistom w tej dyscyplinie, w najgorszym scenariuszu mogą wyeliminować go z realnej walki o tytuł. Gór w drodze do Mediolanu jest jednak dość, by do woli nadrabiać ewentualne straty, a po nieco gorszych sezonach kariera Majki wydaje się wracać na właściwe tory, co daje nadzieje na bardzo dobry wynik w klasyfikacji generalnej włoskiego wielkiego touru. Wspierać Polaka będą w górach Paweł Poljański, Patrick Konrad i Matteo Fabbro.

Jako jedyny, w dodatku dwukrotny zwycięzca Giro, na starcie w Monreale stanie Vincenzo Nibali (Trek-Segafredo). Nie trzeba przekonywać, że Rekin z Messyny posiada niezbędny do odniesienia triumfu wachlarz umiejętności, ani że będzie w stanie trafić w formą na piekielnie trudny, ostatni tydzień rywalizacji, ale wydaje się, że do powtórzenia wyczynu z sezonu 2016 potrzebny mu będzie równie nieprawdopodobny splot korzystnych okoliczności.

Bardzo silny skład na tegoroczne Giro d’Italia wystawiła Astana, której liderem będzie Jakob Fuglsang. 35-letni Duńczyk zdaje się przeżywać swoją drugą młodość, ale w ostatnich latach zaczął się jawić przede wszystkim jako wybitny specjalista od pagórkowatych wyścigów jednodniowych, dlatego na włoskich szosach stanie przed swoją być może ostatnią już szansą by udowodnić, że potrafi sprawdzić się również na przestrzeni trzech tygodni. Jeśli zawiedzie, przejęciem jego roli na pewno zainteresowany będzie utalentowany Aleksandr Vlasov, a po dobrym występie w Tour de France w składzie Astany na włoski wielki tour znalazł się również Miguel Angel Lopez.

Z grona sprinterów, w 103. edycji Giro d’Italia zdecydowali się wziąć udział Arnaud Demare (Groupama-FDJ), Fernando Gaviria, Juan Sebastian Molano (UAE-Team Emirates), Elia Viviani (Cofidis), Alvaro Hodeg, Davide Ballerini (Deceuninck-Quick Step), Peter Sagan (Bora-hansgrohe) i Michael Matthews (Sunweb).

W wyścigu weźmie udział pięciu Polaków: Rafał Majka, Maciej Bodnar, Paweł Poljański (Bora-hansgrohe), Kamil Gradek i Kamil Małecki (CCC Team).

103. edycja wyścigu Giro d’Italia będzie rozgrywana od 3 do 25 października 2020.

Lista startowa 103. edycji wyścigu Giro d’Italia.

Poprzedni artykułValverde nie pojedzie w Liège-Bastogne-Liège
Następny artykułKamil Małecki przed debiutem w Giro d’Italia: „Start w tym wyścigu jest dla mnie wyróżnieniem”
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments