fot. CCC-Liv

Marianne Vos (CCC-Liv) wygrała już trzy etapy w tegorocznej edycji Giro Rosa, a w sumie ma już ich na koncie dwadzieścia osiem. Wspaniałej Holenderce kończy się w tym roku kontrakt z „Pomarańczowymi”, ale pomimo to w swoich ostatnich startach daje z siebie wszystko, a jej współpraca z koleżankami układa się bardzo pomyślnie. 

W środę podczas Giro Rosa zawodniczki pokonały 97 kilometrów z Torre del Greco do Noli, w okolicach Neapolu. Na trasie znajdowała się jedna górska premia, a o losach etapu rozstrzygnął finisz peletonu. W tej rywalizacji ponownie najszybsza była Marianne Vos, która pokonała Hannę Barnes (Canyon-SRAM) oraz Lottę Kopecky (Lotto-Soudal).

Vos jest bardzo zadowolona z pracy swojej drużyny i z tego, jak układa się dla niej włoski wyścig:

– Jak zawsze podchodzimy do tego wyścigu dzień po dniu, ale wspaniale jest mieć na koncie trzy zwycięstwa etapowe. To niesamowite, jak wielki wysiłek wkłada w to wszystko nasza drużyna i jak na razie wszystko układa się dla nas dobrze, w związku z czym będziemy kontynuować walkę o zwycięstwa. W takim wyścigu jak Giro Rosa świetnie jest mieć jeden wygrany etap, dwa to już coś naprawdę wielkiego, a trzy jest czymś niewiarygodnym

– cieszyła się Vos po mecie szóstego etapu.

Według medialnych doniesień 33-latka domówiła się już z nowo powstającą drużyną dla kobiet – Jumbo-Visma, z którą miała podpisać dwuletni kontrakt. Obecna umowa z CCC-Liv kończy się jej bowiem w bieżącym roku. Pomimo to zawodniczka nie chciała odnosić się do przyszłości, deklarując, że koncentruje się na tym, co tu i teraz.

– To prawda, mój kontrakt się kończy, a przede mną są różne możliwości. Teraz skupiam się na tym, co robię obecnie, czyli na ściganiu w Giro Rosa. Jestem bardzo szczęśliwa w drużynie CCC-Liv i jak widzicie nasza współpraca układa się bardzo dobrze. To jest w tej chwili moim głównym celem

– oświadczyła dyplomatycznie Vos, choć nie można jej odmówić, że na włoskich szosach daje z siebie wszystko.

Profil dzisiejszego etapu był podobny do poprzedniego, który także padł łupem Vos. W pierwszej i środkowej części etapu znajdowały się podjazdy, na których peleton kontrolowały kolarki w pomarańczowych strojach – tak, aby jak najmniej szybkich zawodniczek walczyło potem w masowym sprincie.

– Zastosowałyśmy dzisiaj podobną taktykę do wczorajszej. Na podjazdach chciałyśmy uczynić wyścig jak najtrudniejszym i dziś kosztowało nas to naprawdę wiele, ponieważ było stromo, gorąco, kręto… Było wszystko

– relacjonowała Vos.

Przypomnijmy, że liderką klasyfikacji generalnej wyścigu Giro Rosa jest Annemiek Van Vleuten (Mitchelton-Scott), zaś na drugim miejscu plasuje się Kasia Niewiadoma (Canyon-SRAM), która szósty etap ukończyła wysoko w głównej grupie – na dziesiątej pozycji.

W czwartek na kolarki czeka ponownie pagórkowaty etap z dwiema premiami górskimi w końcówce, a do mety w Maddaloni będzie prowadził zjazd. Jest zatem bardzo ponowne, że ręce w geście triumfu po raz czwarty uniesie Marianne Vos.

Poprzedni artykułPrimoz Roglic: „Sepp miał powalczyć o etap”
Następny artykułSkoda-Tour de Luxembourg 2020: Degenkolb wraca na zwycięską ścieżkę!
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments