fot. Tour de Pologne / ATCCommunication

Od kilkunastu lat Tour de Pologne nosi miano wyścigu wschodzących gwiazd. Przed kolejną, 77. edycją zaplanowaną w tym roku na 5-9 sierpnia przypominamy, kto wyrobił sobie nazwisko w największym i najbardziej prestiżowym wyścigu kolarskim w Polsce.

Obecne w Polsce niemal od zawsze wpływy francuskie dawały o sobie znać nie tylko w literaturze czy sztuce, ale także w sporcie. Jednym z przykładów jest wyścig Tour de Pologne. W 1928 roku Warszawskiemu Związkowi Kolarskiemu oraz „Przeglądowi Sportowemu” z „poetą w służbie sportu” Kazimierzem Wierzyńskim jako redaktorem naczelnym zamarzył się wyścig na miarę Tour de France. Skamandryta doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym była „La Gazzetta dello Sport” dla Giro d’Italia oraz „Le Vélo” i „L’Auto” dla Wielkiej Pętli. W swoim kraju bardzo chciał uczynić podobnie – żeby sportowa gazeta codzienna napędzała kolarską imprezę i odwrotnie.

I tak rozpoczęła się historia największego i najbardziej prestiżowego wyścigu kolarskiego w Polsce. Pierwszą edycję trwającą od 7 do 11 września i liczącą półtora tysiąca kilometrów wygrał Feliks Więcek z Bydgoskiego Klubu Kolarskiego. Następnie zmagania przerwała druga wojna światowa, a po nich kontynuowano wyścig o charakterystyce raczej wydarzenia dla amatorów, choć niejednokrotnie przynoszącego wielkie emocje i rywalizację na wysokim poziomie. W pamięci zapadły przede wszystkim nazwiska zmarłego przed kilkoma dniami Mariana Więckowskiego, Andrzeja Mierzejewskiego i Dariusza Baranowskiego – zawodników, którzy wygrywali klasyfikację generalną Tour de Pologne trzykrotnie. Do momentu aż w 1993 roku dyrektorem wyścigu został Czesław Lang i zaczął czynić go imprezą coraz bardziej profesjonalną, było tylko czterech zwycięzców zza granicy: Włoch Francesco Locatelli (1949), Belgowie Roger Diercken (1960) i André Delcroix (1974) oraz Hiszpan José Viejo (1972).

Pod wodzą Czesława Langa Tour de Pologne krok po kroku coraz bardziej zaczął zasługiwać na miano wyścigu wschodzących gwiazd. Przełomowy w tej kwestii był rok 2005, kiedy to nasz narodowy tour wszedł do „kolarskiej ligi mistrzów”, ale już wcześniej miały miejsce zwycięstwa, które dla biografii poszczególnych kolarzy były przełomowe. Jednak o tym za chwilę. Najpierw przyjrzyjmy się temu, co mogło spowodować taki, a nie inny status wyścigu.

Z uwagi na to, że Tour de Pologne nie cieszy się taką renomą i nie posiada tak bogatej historii jak chociażby Paryż-Nicea, Critérium du Dauphiné czy Tirreno-Adriatico, a także ma inne usytuowanie w kalendarzu, konkurencja i presja jest nieco mniejsza, co sprzyja dopiero zbierającym doświadczenie kolarzom. Jednocześnie dzięki profesjonalnej organizacji oraz zapewniającej walkę do ostatnich metrów trasie jakiekolwiek zwycięstwo w Polsce (etapowe czy w klasyfikacji generalnej) stanowi wartościową pozycję w palmáres każdego kolarza. Początkującemu przeciera szlaki do zawrotnej kariery, zaś dla obytego już w zawodowym peletonie zawodnika jest łupem przyjmowanym z dobrodziejstwem inwentarza. Na potwierdzenie tej tezy wystarczy przywołać zwycięstwa Jensa Voigta, Alessandro Ballana czy Pietera Weeninga. Ten drugi, Włoch, który w 2009 roku przyjechał nad Wisłę jako mistrz świata, mówił w wywiadzie dla „Polski The Times” następująco:

– Przyjeżdżam do Polski od siedmiu lat z przerwami i z całą pewnością mogę powiedzieć, że z roku na rok jest to coraz większy wyścig. Poza tym jest jakby stworzony dla mnie. Nie ma jazdy na czas, w której sporo tracę. Góry są takie, jak lubię. Podoba mi się tu bardzo.

Charakterystyki Tour de Pologne jako wyścigu młodych talentów jest oczywiście świadomy dyrektor Lang, który niejednokrotnie mówił o tym w wywiadach.

– Cieszę się z tego tym bardziej, że Tour de Pologne potwierdza w ten sposób charakter bardzo otwartego wyścigu, w którym nikt nie kalkuluje, a każdy chce wygrywać. To jest taka forma rywalizacji, która nie tylko mnie podoba się najbardziej. Dzięki temu możemy się cieszyć walką uznanych gwiazd z tymi, którzy dopiero wchodzą do wielkiego świata

– mówił oficjalnej stronie internetowej Tour de Pologne, a dla serwisu Poland.pl dodawał:

– Tour de Pologne jest wyścigiem, w którym rodzą się nowe gwiazdy. Pamiętam, że zanim nie odniósł zwycięstwa w Karpaczu w 2003 roku nikt nie słyszał o Alberto Contadorze. Peter Sagan także stał się odkryciem dzięki Tour de Pologne – w 2011 roku wygrał wyścig pokonując Daniela Martina o 6 sekund. Marcel Kittel również pierwsze kroki w karierze stawiał tutaj.

Właśnie, przede wszystkim o tym ma być tutaj mowa. Alberto Contador, zwycięzca wszystkich trzech wielkich tourów (w każdym z nich triumfował więcej niż jeden raz), symbol złotej ery hiszpańskiego kolarstwa, jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy góral swojego pokolenia. Pierwsze zwycięstwo w zawodowej karierze odniósł w 2003 roku na ósmym etapie Tour de Pologne, który był jazdą indywidualną na czas z metą na Orlinku. To jeden z najlepszych przykładów dowodzących temu, że Tour de Pologne jest wyścigiem wschodzących gwiazd. W wywiadzie udzielonym portalowi Cyclingnews.com Contador wskazywał nasz narodowy tour jako jeden z pięciu wyścigów, które odmieniły jego życie.

– W Tour de Pologne w 2003 roku odniosłem swoje pierwsze zwycięstwo jako zawodowiec. Ścigaliśmy się na naprawdę niebezpiecznych trasach. Prawie codziennie padał deszcz, a kiedy dotarliśmy do finałowej jazdy na czas, w peletonie zostało tylko dwóch kolarzy z mojej grupy ONCE, ja i Koldo Gil. Tamtego dnia jechaliśmy dwa etapy – rano krótki po górach, a po południu raczej płaską czasówkę, ale kończącą się około pięciokilometrowym odcinkiem pod górę. Zawsze dobrze sobie radziłem w czasówkach, ale wtedy byłem żółtodziobem w zawodowym peletonie… W nocy przed tymi etapami poszedłem do naszego dyrektora Santiego Garcii i zapytałem: „Hej, a co jeśli rano pojechałbym tak, by zaoszczędzić jak najwięcej sił na popołudnie i wtedy ostro ruszę do przodu?”. Dyrektor spojrzał na mnie i powiedział: „OK, jeśli tego chcesz, to tak zrób”. Rano więc, gdy było naprawdę ciężko, po prostu pozwoliłem zostawić się z tyłu. Po południu podczas rozgrzewki bardzo się denerwowałem. Powtarzałem sobie od czasu do czasu: „Muszę wygrać, muszę wygrać”. A potem osiągnąłem najlepszy czas. Nikt z czołówki wyścigu nie mógł mnie pokonać. To był jedyny przypadek w mojej zawodowej karierze, gdy celowo odpuściłem jeden etap i pozwoliłem zostawić się z tyłu, by w następnym pojechać jak najlepiej

– mówił.

Peter Sagan, obecnie trzykrotny mistrz świata, zwycięzca monumentu Paryż-Roubaix i mnóstwa innych mniej lub bardziej prestiżowych wyścigów, przyjechał na Tour de Pologne 2011 jako 21-latek o chłopięcym obliczu. Wygrał dwa etapy (w Cieszynie i Zakopanem) oraz zwyciężył w klasyfikacji generalnej. Na najwyższym stopniu podium stawał w swojej karierze już wcześniej, ale triumf w Polsce poprzedził sukcesy, które zdefiniowały jego kolarską karierę. Gdy wrócił do Polski w 2017 roku w koszulce mistrza świata, a start w Tour de Pologne był jego pierwszym po kontrowersyjnej dyskwalifikacji w Tour de France za spowodowanie upadku Marka Cavendisha na sprinterskim finiszu, był gwiazdą numer jeden. Jak pisał dziennikarz magazynu „Procycling” Alasdair Fotheringham na konferencji prasowej poprzedzającej wyścig flesze aparatów skierowanych na Słowaka nie przestawały błyskać. I tak naprawdę nie wiadomo, czym były zainteresowane bardziej – jego nową fryzurą (ogolona głowa) czy nim samym.

Także w przypadku Daniela Martina sukcesy w Tour de Pologne, a przede wszystkim zwycięstwo w klasyfikacji generalnej w 2010 roku, poprzedziły jego najważniejsze triumfy, jak chociażby wygrane w wyścigach monumentalnych Liége-Bastogne-Liége (2013) oraz Il Lombardia (2014). Irlandczyk ewidentnie dobrze czuje się na naszym polskim wyścigu, ponieważ we wspomnianym 2010 roku nie tylko zdobył żółtą koszulkę, ale również wygrał etap w Ustroniu. Rok później także prezentował wysoką formę – uniósł ręce w geście triumfu na mecie w Termie Bukovinie, a w „generalce” ustąpił jedynie Saganowi.

Na oddzielny akapit w tym zestawieniu zdecydowanie zasługują również dwaj najbardziej utytułowani polscy kolarze swojego pokolenia: Michał Kwiatkowski i Rafał Majka. „Kwiato” także zaczął przecierać swoje najlepsze szlaki w wyścigu pod kierownictwem Czesława Langa. W 2012 roku, czyli w wieku 22 lat, zajął drugie miejsce w „generalce”, a do przedostatniego etapu dzierżył pozycję lidera. Ponadto plasował się w czołówkach na poszczególnych etapach – był drugi na pierwszym odcinku i trzeci na przedostatnim. Wrócił dokonać swego w 2018 roku, już jako były mistrz świata, zwycięzca monumentu (Mediolan-San Remo) i właściciel koszulki z orzełkiem na piersi. Mówił wówczas skromnie, że jego wkład w historię Tour de Pologne jest niewielki, ale nikt nie mógł zaprzeczyć temu, że świadectwa o swojej kolarskiej klasie wystawiał także, a może przede wszystkim, na polskich szosach jako ten zdolny i dobrze prosperujący na przyszłość 22-latek. Gdy Majka w 2014 roku przyjechał na Tour de Pologne, by stanąć na najwyższym stopniu podium był w świetnej formie, ponieważ dopiero co został królem gór w Tour de France. To zwycięstwo było zatem nieco inne niż w przypadku chociażby Contadora, ale jednak brązowy medal olimpijski czy trzecie miejsce w hiszpańskiej Vuelcie wciąż były przed Polakiem. Tak więc także w jego przypadku w jakiś sposób ziściła się zasada wyrabiania nazwiska w Tour de Pologne.

Od kiedy zaś komentatorzy transmisji telewizyjnych niemal jak mantrę powtarzają zdanie, że Tim Wellens znakomicie radzi sobie w deszczu i chłodzie? Mianowicie od momentu, kiedy Belg przyjechał na metę piątego etapu Tour de Pologne 2016 w Zakopanem jako pierwszy. Wówczas po znakomitym samotnym rajdzie w ulewie i chłodzie uzyskał przewagę prawie czterech minut. Warto dodać, że z rywalizacji wycofało się ponad osiemdziesięciu zawodników, a kolejny etap został odwołany z powodu złych warunków atmosferycznych. W tamtym sierpniu dała o sobie aż nadto znać polska kapryśna pogoda. Natomiast podczas jazdy indywidualnej na czas w Krakowie kolarz drużyny Lotto-Soudal obronił prowadzenie w klasyfikacji generalnej i zapisał w swoim dorobku bardzo cenne zwycięstwo w wyścigu etapowym rangi World Tour, otwierając tym samym worek zwycięstw w tygodniowych „etapówkach”, między innymi w Wyścigu Dookoła Andaluzji czy Eneco Tour.

Także inny młody i zdolny Belg (tylko rok młodszy od Tima Wellensa) Dylan Teuns odniósł w ładnym stylu zwycięstwo w Tour de Pologne. Było to rok później, w 2017 roku, kiedy to zacięte boje o drugi triumf w karierze toczył z nim Rafał Majka. „Zgred” ostatecznie musiał uznać jego wyższość zaledwie o dwie sekundy. Zresztą marginalne różnice czasowe pomiędzy kolarzami znajdującymi się w czołówce stawki to od jakiegoś czasu znak rozpoznawczy Tour de Pologne. Mają na to wpływ krótkie i dynamiczne etapy, zbliżone charakterystyką do ardeńskich klasyków, w których czy to Wellens, Teuns czy zwycięzca Liége-Bastogne-Liége Wout Poels, który wygrał etap w Bukowinie Tatrzańskiej, czują się zawsze bardzo dobrze. Raczej nie można uznać tego za czynnik działający na korzyść młodych, ale na pewno sprawia, że praktycznie rokrocznie czekamy na zdobywcę żółtej koszulki do ostatniego centymetra wyścigu.

Bardzo świeżo w pamięci mamy zwycięstwo Rosjanina wychowanego we Francji Pavla Sivakova z drużyny Ineos. Wówczas 22-latek zwyciężył w ubiegłorocznej edycji Tour de Pologne, przyćmionej niestety bardzo smutnym wydarzeniem, jakim była śmierć Björga Lambrechta (Lotto-Soudal). Dla podopiecznego Dave’a Brailsforda jest to niewątpliwie milowy krok w karierze, dziewicze zwycięstwo w wyścigu etapowym rangi World Tour, potwierdzenie, że triumf w Tour of the Alps i dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej Giro d’Italia nie były przypadkowe. W ostatnim wywiadzie „na żywo” dla naszego portalu, który można zobaczyć TUTAJ, Sivakov następująco wspominał start w Wyścigu Dookoła Polski:

– Mam bardzo dobre wspomnienia nie tylko z ubiegłorocznej edycji, ale także z 2018 roku, mojego pierwszego w World Tourze, kiedy to wygraliśmy ten wyścig z “Kwiato” [Michałem Kwiatkowskim]. Ja tam byłem i to było bardzo miłe, a ponadto dzięki temu występowi otrzymałem powołanie na wyścig Vuelta a España. Nie mogłem doczekać się kolejnej edycji, która była jednak rollercoasterem, ponieważ wyścig zaczął się w bardzo smutny sposób z powodu śmierci Björga [Lambrechta z drużyny Lotto-Soudal]. Znałem go bardzo dobrze, ścigaliśmy się razem, więc było to bardzo przykre. Ale wyścig jechał dalej, a to zwycięstwo jest w tym momencie moim największym sukcesem w karierze. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że tego dokonam, nie uwierzyłbym. Byłem w dobrej formie, ale nie spodziewałem się, że drużyna będzie na mnie stawiała. Razem z Benem Swiftem byliśmy chronionymi kolarzami, a do tego w dobrej formie był Tao [Geoghegan Hart]. Ostatecznie okazało się, że to ja zostałem zwycięzcą. To było wspaniałe doświadczenie. Organizacja wyścigu jest bardzo dobra, a trasy ostatnich etapów bardzo mi się podobały, bo wymagały jechania na całego od startu do mety. Było wspaniale

– deklarował.

Choć temat wschodzących gwiazd, które wyrobiły sobie nazwisko w Tour de Pologne dominują kolarze walczący o zwycięstwa w klasyfikacji generalnej, to nie można zapominać o sprinterach. Czesław Lang wspominał o przebywającym już na kolarskiej emeryturze Marcelu Kittelu, który wygrywać etapy na Tour de Pologne zaczął już w 2011 roku. Wówczas pokonywał między innymi Alexandre’a Kristoffa czy Heinricha Hausslera, a dopiero w kolejnych latach rozpoczęły się jego wspaniałe sukcesy na Tour de France czy Giro d’Italia, które bez wątpienia sytuują go na liście najlepszych sprinterów na świecie ostatnich lat. Podobnie rzecz ma się z Pascalem Ackermannem czy Alvaro Hodegiem. Gdy Ackermann po raz pierwszy zwyciężał Polsce w 2018 roku, to później wygrał chociażby Brussels Cycling Classic, a w kolejnym sezonie święcił triumfy w Giro d’Italia, gdzie zdobył cenną cyklamenową koszulkę zwycięzcy klasyfikacji punktowej. Chociaż słynna katowicka „świątynia sprintu”, która być może nie jest tym, czym The Mall w Londynie albo finisze niemieckich klasyków dla sprinterów Eschborn-Frankfurt czy Cyclassics Hamburg, to posiada na tyle dużą renomę, że zwycięstwo pod Katowickim Spodkiem znaczy, a dla kibiców jest wielką frajdą, ponieważ mogą oglądać zawrotne prędkości rozwijane przez najszybszych kolarzy na świecie.

Taką oto drogę przechodzi Tour de Pologne – od ważnej imprezy sportowej w Polsce w latach przedwojennych, przez odrobinę zbyt amatorską i przyćmioną przez Wyścig Pokoju w czasach PRL-u, aż do wyścigu kreującego gwiazdy i stanowiącego ważny przystanek dla najlepszych kolarzy na świecie przygotowujących się do wielkich tourów lub chcących powetować swoje niepowodzenia w pierwszej części sezonu. Pomimo że da się wskazać kilka wad tego wyścigu jak chociażby powtarzające się już niemal do znudzenia wizyty na Śląsku czy w Bukowinie Tatrzańskiej, przy jednoczesnym zaniedbaniu północnej i północno-zachodniej części Polski, czy nieco przaśną atmosferę w kibicowskich miasteczkach i przy trasach obstawionych charakterystycznymi pompowanymi balonami, to bez wątpienia Tour de Pologne jest powodem do dumy i wydarzeniem wartym wspierania, promowania i doceniania. Z niecierpliwością oczekujemy na tegoroczną edycję, która z powodu panującej pandemii odbędzie się za tak zwanymi „zamkniętymi drzwiami”, ale z pewnością wypromuje kolejne młode talenty. Czy będzie to z impetem wchodzący do światowego kolarstwa Remco Evenepoel, a może ktoś inny, dowiemy się 9 sierpnia po finiszu na Krakowskich Błoniach.

Marta Wiśniewska 

Poprzedni artykułKolarskie cytaty [quiz]
Następny artykułMazowsze Serce Polski gotowe na kolejne wyścigi
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments