Wcześniej kolarz drużyny Liquigas, ale ostatnio triatlonista Cameron Wurf zadebiutował w barwach drużyny Ineos w wyścigu Cadel Evans Great Ocean Road Race.
Miejsce w drużynie Ineos dla Camerona Wurfa zrobił Vasil Kiryienka, który został zmuszony przedwcześnie zakończyć karierę z powodu problemów z sercem. Australijczyk jest byłym wioślarzem, w latach 2007-2013 uprawiał kolarstwo reprezentując barwy między innymi Liquigasu, a ostatnio był triatlonistą.
Miał jednak kontakt z drużyną Dave’a Brailsforda. Po pierwsze, trenował go Tim Kerrison odpowiedzialny chociażby za sukcesy w Tour de France Chrisa Froome’a, po drugie, sponsorowała go firma Ineos, a po trzecie, niejednokrotnie był zapraszany na przedsezonowe zgrupowania drużyny. Było mu więc o tyle łatwiej, że znał otoczenie, w którym teraz przyszło mu się ścigać.
– Tak, jak się spodziewałem było bardzo ciężko. Nie mieliśmy w składzie sprintera, więc plan był taki, aby uczynić ten wyścig tak trudnym, jak to tylko będzie możliwe. W moim pierwszym wyścigu po powrocie do profesjonalnego kolarstwa byłoby najlepiej, gdyby pierwsze 50-60 kilometrów były stosunkowo spokojnie, aby trochę się w to wszystko wprowadzić. Jednak ja byłem pierwszą osobą, która ciągnęła peleton. W rezultacie od piątego kilometra wyścigu doszedłem do swojego limitu
– powiedział Cameron Wurf.
Były jednak pozytywne aspekty powrotu do zawodowego peletonu 36-letniego Australijczyka.
– Czułem się w peletonie dość komfortowo. Nie wiedziałem, czy ktokolwiek mnie pozna, czy da mi trochę przestrzeni, ale wielu chłopaków podjeżdżało i mówiło witamy z powrotem, co było bardzo miłe. Generalnie to był miły początek. Nie było łatwo, ale jestem zadowolony, że dokonałem tego tak wcześnie, jak było to możliwe. Teraz już wiem, czego się spodziewać i co poprawić
– zakończył Wurf.
Cameron Wurf nie ukończył wyścigu Cadela Evansa i udał się rowerem w liczącą 29 kilometrów drogę powrotną do hotelu.