Czasówka w ramach Vuelta a Espana już za nami. Zasadniczo „etap prawdy” nie przyniósł żadnych niespodzianek. Czas na oceny.
Plusy:
TGV
Jak miał, tak zrobił. Primoz Roglic nie miał sobie równych na trasie wtorkowej czasówki w Pau, przejął koszulkę lidera oraz zbudował bezpieczną przewagę nad najgroźniejszymi rywalami. Jeśli jego forma nie spadnie, Valverde czy Lopez będą mieli niemałe problemy z dogonieniem Słoweńca w klasyfikacji generalnej.
Wynik ponad stan?
Choć do zwycięzcy stracił może i całkiem sporo, bardzo przyzwoitą czasówkę pojechał Miguel Angel Lopez. Kolumbijczyk przez cały dystans cisnął ile sił w nogach, ostatecznie wykręcając lepszy rezultat od Rafała Majki, który przecież na Giro wyprzedził go w generalce na ostatnim etapie, którym była właśnie jazda indywidualna. Lider Astany na pewno nie wypadł z gry.
Dublet?
Równie duże słowa uznania należą się dziś Tadejowi Pogacarowi. Młodszy ze Słoweńców pojechał naprawdę dobry etap, który przybliżył go nawet do marzeń o podium. Przy potencjalnej słabości rywali jest to naprawdę prawdopodobne. Dublet Słoweńców w Wielkim Tourze? Czemu nie!
Minusy:
Najsłabszy z najlepszych
W sieci pojawiły się dziś komentarze, iż Nairo Quintana jest najsłabszym zwycięzcą jakiegokolwiek Wielkiego Touru w XXI wieku. Choć w taką polemikę wchodzić nie chcemy, nie da się ukryć, że Kolumbijczyk kompletnie nie przypomina siebie z początków swojej kariery. Dzisiejszy etap tylko wszystkich w tym utwierdził.
Kolejni nieobecni
Choć miejsca w czołówce dzisiejszej czasówki nikomu nie odbieramy, należy przyznać, iż była to jedna z najsłabiej obsadzonych prób czasowych w Wielkim Tourze. Zasadniczo na podium stanęli co prawda solidni specjaliści od tej dziedziny, lecz do ścisłej czołówki im dość daleko. Tym samym w tej części kolarskiego rzemiosła podczas Vuelty także mamy braki.