Pierwszy etap hiszpańskiej Vuelty padł łupem Astany, jednak kto wie, jak potoczyłaby się wczorajsza rywalizacja, gdyby nie to, że chwilę po punkcie pomiaru czasu upadek zaliczyli kolarze Jumbo-Visma.
Około ósmego kilometra Neilson Powless, Lennard Hofstede, Primoz Roglic i Steven Kruijswijk wywrócili się na ostrym zakręcie, na którym nie wiedzieć czemu, pojawiła się woda. W grupie nie było już wtedy Seppa Kussa, który wcześniej zaliczył defekt roweru i odpadł z grupy, dzięki czemu uniknął wątpliwej przyjemności związanej z bliskim spotkaniem z podłożem.
Jechaliśmy z pełną prędkością, kiedy nagle zobaczyliśmy przed sobą bandę, a obok niej wylaną wodę. Sprawy się skomplikowały. Nie mieliśmy jak jej ominąć. Nie byliśmy w stanie zareagować odpowiednio wcześnie . Chłopcy z przodu poślizgnęli się i runęli na ziemię. Szczęśliwie każdy z nas dał radę jechać dalej. Zobaczymy co będzie działo się w kolejnych dniach, ale niestety cała ta sytuacja to wielki cios w nasze morale
– mówił po wszystkim Tony Martin.
Na szczęście jak na razie wydaje się, że żaden z zawodników nie odniósł większego urazu. Jednak spadek morale w ekipie i 40 sekund straty do zwycięskiej Astany sprawiają, że Holendrzy i tak są bardzo niezadowoleni z tego co się wczoraj stało. Widać to też choćby po wypowiedzi Addy’ego Engelsa- dyrektora sportowego ekipy:
To nie tak miało wyglądać. Zaraz po drugim punkcie pomiaru czasu na drodze pojawiła się woda, której nie było, gdy byliśmy na rekonesansie. W rezultacie połowa naszej drużyny znalazła się na ziemi, wliczając w to naszych liderów- Primoża i Stevena. To był koniec naszych marzeń o zwycięstwie etapowym. Zaczęła się walka o zminimalizowanie strat. Wyszło nam to całkiem dobrze, ale i tak straciliśmy wiele cennych sekund do kilku faworytów. Musimy oszacować straty i jechać dalej- zobaczymy z jakim skutkiem. Takiego scenariusza nie braliśmy pod uwagę. Byliśmy jednym z faworytów, na początku trzymaliśmy się blisko czołówki, a teraz jesteśmy 40 sekund do tyłu.
Dodał też, że wie już co było przyczyną pojawienia się wody na drodze.
Nawet jeśli okaże się, że żaden z zawodników nie doznał poważniejszego urazu, to i tak będziemy poszkodowani. Dlatego po wszystkim zapytałem organizatorów, jak mogło do tego dojść. Oni to sprawdzili i okazało się, że woda wypłynęła z domu znajdującego się 500 metrów od trasy, zbudowanego na stromym zboczu. Tam było dziecko, które bawiło się w nadmuchiwanym basenie. Niestety w pewnym momencie basen się przedziurawił, a woda spłynęła w dół, między innymi na drogę
– zakończył swoją wypowiedź.