fot. Deceuninck-Quick Step

Czas na 22. etap Tour de France – bo tak niektórzy zwykli nazywać jedyny hiszpański wyścig jednodniowy rangi World Tour – Clásica San Sebastián. Suma przewyższenia wynosząca ponad 5 tys. metrów i znakomicie obsadzona lista startowa z obrońcą tytułu Julianem Alaphilippem (Deceuninck-Quick Step) i mistrzem świata Alejandro Valverde (Movistar) zapewni ściganie na poziomie wielkiego touru – tyle że w nieco spokojniejszej atmosferze.

San Sebastián to w języku baskijskim Donostia – stolica hiszpańskiej prowincji Gipuzkoa w Kraju Basków. Jeszcze w 2011 roku oficjalna nazwa tego miasta brzmiała Donostia-San Sebastián. To tam kolarze wystartują, i to także tam będą finiszować po przejechaniu nieco ponad 227 km.

Już w pierwszej fazie wyścigu nastąpią podjazdy, ale to trzy ostatnie wspinaczki zdecydują o losach trzydziestej dziewiątej edycji wyścigu: Erlaitz (I kat.; 8,1 km; 6%), Mendizorrotz (II kat.; 4 km; 7,5%) oraz znajdujący się osiem kilometrów przed metą Murgil-Tontorra (II kat.; 1,9 km; 10,8%).

Zielone krajobrazy charakterystyczne dla Kraju Basków będą stanowiły reminiscencje alpejskich etapów Tour de France, a gdy człowiek wprowadziłby się w stan głębokiego skupienia i spojrzał w znajdujący się gdzieś w oddali punkt, mógłby przysiąc, że znajduje się w Szwajcarii. W takiej scenerii kolarze rozegrają jeden z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych wyścigów jednodniowych w kalendarzu. Swoiste antidotum na pełną napięcia i medialnego szumu Wielką Pętlę, i jednocześnie okazja do podbudowania morale dla tych, którzy wynikami we Francji nie są usatysfakcjonowani.

Wzmacniać swojej pewności siebie nie musiał w ubiegłym roku Julian Alaphilippe, któremu udało się, tak jak Michałowi Kwiatkowskiemu rok wcześniej, podtrzymać znakomitą formę z Touru i ubrać popularną baskijkę, czyli txapeldun. Zwycięzca Tour de Pologne zakłada góralski kapelusz, zaś triumfator Klasikoa – txapeldun właśnie. Francuz przyjeżdża do Hiszpanii, by podjąć wyzwanie obrony tytułu. W tym roku jego domowy wielki tour był dla niego jeszcze bardziej łaskawy, bo nie dość, że wygrał dwa etapy, zdobył czerwony numer najbardziej walecznego kolarza i przez dwa tygodnie nosił maillot jaune, to jeszcze objawił się jako jeden z najbardziej uniwersalnych i wartościowych kolarzy w peletonie, który być może w przyszłości, po zastosowaniu odpowiednich przygotowań i znalezieniu się w specjalizującej się w wielkich tourach drużynie, ma szansę na triumf w tego typu wyścigu.

Jeśli już o mowa o Michale Kwiatkowskim, zwycięzcy Clásica San Sebastián z 2017 roku, który również zdołał oszukać zmęczenie po Tour de France, w trakcie którego odegrał kluczową rolę w czwartym sukcesie w karierze Chrisa Froome’a, to jego tym razem zabraknie. Zmęczony fizycznie i psychicznie „Kwiato” zdecydował się zafundować sobie odpoczynek i zrezygnował ze startu nie tylko w Kraju Basków, ale również w Tour de Pologne, który to wyścig wygrał w ubiegłym sezonie. Nie zobaczymy zresztą ani jednego kolarza z kraju nad Wisłą.

Zanim przyjdzie czas na fiestę w Kolumbii, do Kraju Basków postanowił zawitać również zwycięzca Tour de France – Egan Bernal z drużyny INEOS. Do momentu bardzo poważnie wyglądającej kraksy w poprzedniej edycji 22-latek jechał bardzo dobrze i kto wie, czy tym razem, niesiony falą przełomowego dla jego kariery sukcesu we Francji, nie powetuje sobie tego, co nie udało się ostatnio.

Tylko czterem kolarzom w historii Clásica San Sebastián udało się zwyciężyć w tym wyścigu dwa razy – to Alejandro Valverde, Luis Leon Sanchez, Francesco Casagrande oraz Laurent Jalabert. Z tego grona jedynie „El Bala” zamelduje się na starcie w San Sebastián. W Wielkiej Pętli, którą mistrz świata ma w nogach, nie odniósł etapowego zwycięstwa, ale tuż przed tym wyścigiem triumfował w La Route d’Occitane. Jakże piękny byłby to dla kolarza Movistaru sukces na własnej ziemi i to w dodatku w tęczowej koszulce… I nie jest to niemożliwe, bowiem dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej Tour de France mówi samo za siebie. Zresztą Valverde to marka i jeśli tylko będzie miał chociaż odrobinę mocy w nogach, to nie odpuści do samej mety.

Drużyna Movistar będzie dysponowała jeszcze dwiema dość mocnymi kartami do gry – zwycięzcą Giro d’Italia Richarda Carapaza oraz „lokalsem” – Mikelem Landą, który należy do grona potrzebujących odbudować morale po nie do końca udanym Tourze.

W silnym składzie przyjeżdża drużyna Mitchelton-Scott. Będzie bowiem zwycięzca z  2015 roku Adam Yates oraz zdobywca dwóch etapowych zwycięstw w tegorocznym Tour de France – jego brat bliźniak Simon. Sztywne i dość krótkie baskijskie podjazdy wydają się idealnie odpowiadać „panczerskiemu” stylowi jazdy braci Yates, a zwłaszcza Simona, który – nie wolno zapomnieć – jest zwycięzcą klasyfikacji generalnej wyścigu Vuelta a España 2018.

W składzie drużyny Trek-Segafredo znajduje się jeszcze inny zwycięzca z ostatnich lat, a konkretnie z 2016 roku – Bauke Mollema. Towarzyszyć mu będzie między innymi Giulio Ciccone – król gór tegorocznego Giro d’Italia oraz jednodniowy lider Tour de France.

Ponadto warto będzie zwrócić uwagę na Grega Van Avermaeta (CCC Team), Tiesja Benoota (Lotto-Soudal), George’a Bennetta (Jumbo-Visma) oraz Dana Martina (UAE Team Emirates).

Wyścig kobiet

W tym roku po raz pierwszy odbędzie się także wyścig kobiet. Na liczącej prawie 127 km trasie z łącznym przewyższeniem wynoszącym ponad 2 tys. metrów najlepsze góralki i radzące sobie w górzystym terenie zawodniczki, będą mierzyły się z tymi samymi podjazdami, co mężczyźni.

Na początku panie podjadą pod Jaizkibel oraz Arkale i 49 km przed końcem wyścigu przejadą przez linię mety. Następnie skierują się w stronę podjazdu Mendizorrotz, który pokonają od strony Mount Igeldo, co oznacza, że wspinaczka będzie liczyła 4 km, średnie nachylenie wyniesie 7,3%, a maksymalne 19%! Następnie nastąpi zjazd do Orio i Usurbil, by raz jeszcze przejechać przez „kreskę” i w samej końcówce powalczyć na Murgil-Tontorra.

Na starcie zameldują się trzy Polki. Po pierwsze, Małgorzata Jasińska, która jest jedyną nie-Hiszpanką w składzie. To nie lada zaszczyt, bowiem nie wymaga obszernego wyjaśnienia, jak ważny jest to wyścig zarówno dla żeńskiej, jak i męskiej drużyny Movistaru. Ponadto w zespole CCC-Liv zobaczymy Martę Lach – trzecią w klasyku Femenina Navarra oraz Agnieszkę Skalniak, dziewiątą w tym samym wyścigu.

Portal o tematyce kolarskiej to nie miejsce na dywagacje o polityce, chociaż aż palce świerzbią, by wystukać na klawiaturze choć odrobinę o tym… Ach, no to niech będzie. Baskowie, którzy są jednymi z najbardziej szalonych (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) kibiców, borykają się również z zawirowaniami dotyczącymi ustanowienia niezależności Kraju Basków od Hiszpanii. Podobnie zresztą jak Katalończycy. Być może mówić o tym regionie jako o beczce prochu to obecnie zbyt wiele, ale tak czy inaczej ten temat istnieje i wydaje się, że istnieć nie przestanie. Zwolennicy separacji z pewności wykorzystają szansę, jaką stanowi kolarskich wyścig, by zamanifestować swoje poglądy. Chociażby poprzez wywieszenie przy trasie baskijskiej flagi.

Komu więc txapeldun? O tym będzie można przekonać się oglądając w sobotę 3 sierpnia transmisję z wyścigu kobiet w godzinach od 12:30-13:30 w pierwszym kanale Eurosportu oraz z wyścigu mężczyzn od 15:30 do 17:30. A Baskom życzmy pokoju, przede wszystkim pokoju. Hiszpania bowiem zdążyła się boleśnie przekonać, czym jest wojna domowa i oby nigdy się to nie powtórzyło.

Poprzedni artykułGeraint Thomas: „Ktoś będzie musiał przejąć rolę lidera”
Następny artykułBernas za Sajnoka na Tour de Pologne 2019!
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments