Fot. Marek Bala / naszosie.pl

Odwiedzając Brukselę, która gościła pierwsze dwa etapy tegorocznego wyścigu Tour de France mieliśmy okazję porozmawiać z byłym znakomitym belgijskim kolarzem Tomem Boonenem. Zapytaliśmy go między innymi o to, co sądzi o Michale Kwiatkowskim i polskiej drużynie CCC Team. 

Czterokrotnego zwycięzcę wyścigu Paris-Roubaix, trzykrotnego triumfatora Ronde van Vlaanderen i mistrza świata z 2005 roku spotkaliśmy całkowicie przypadkowo w paddocku drużyn przed drugim etapem jazdy drużynowej na czas w Brukseli.

Poprosiliśmy go o krótką rozmowę – i zgodził się, pomimo że robił telewizyjne wejścia na żywo, zagadywał znajomych mu kolarzy (w tym Serge’a Pauwelsa z CCC Team), podpisywał różnego rodzaju gadżety i pozował do zdjęć. Gdy zaś rozmawialiśmy, w naszą stronę błyskały flesze aparatów, a kibice krzyczeli naprzemiennie: „Tom!” i „Tommeke!”.

Jakie są twoje wrażenia z Grand Départ w Brukseli? 

Do tej pory [około godzinę przed startem drugiego etapu] wszystko przebiega wspaniale. Wczorajszy dzień okazał się wielkim sukcesem. Myślę, że to był dobry pomysł, aby zorganizować na inaugurację wyścigu etap ze startu wspólnego – dzięki temu o etapowe zwycięstwo i pierwszą koszulkę lidera mogli powalczyć sprinterzy. Cała presja spoczęła więc na barkach ekip posiadających w swoich składach szybkich kolarzy. Podczas drugiego etapu kolarze będą zaś mogli zaprezentować siłę swoich mięśni – zwłaszcza wielkie drużyny, które w kolejnej fazie wyścigu będą walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, a także te specjalizujące się w jeździe na czas.  

Jesteś zaskoczony, że pierwszym liderem sto szóstej edycji Tour de France został Mike Teunissen z drużyny Jumbo-Visma?

Tak, byłem zaskoczony, ponieważ Teunissen jest zazwyczaj rozprowadzającym. Zostałem więc pozytywnie uświadomiony, jakimi możliwościami dysponuje Holender – to jest bardzo silny facet! Także sposób, w jaki odniósł to zwycięstwo zdumiewa, ponieważ, gdy rozpoczynał się finisz znajdował się na dalekiej pozycji w peletonie. Doskonale poradził sobie z błyskawiczną zmianą sytuacji związanej z kraksą [kolegi z drużyny] Dylana Groenewagena. Ten sukces odmienił jego karierę. Pokazał, na co go stać. 

Tak się składa, że rozmawiamy obok autokaru polskiej drużyny CCC Team. Jak oceniasz możliwości „pomarańczowego składu” w tegorocznym Tour de France? 

To jedna z najlepszych drużyn i zdecydowanie ma wielu bardzo dobrych kolarzy. Greg [Van Avermaet] jest jednym z najlepszych zawodników w peletonie ostatniego dziesięciolecia. W jego zasięgu bez wątpienia znajdują się etapowe zwycięstwa. [Tom przewidywał również podczas naszej rozmowy, że aby mistrz olimpijski miał szansę na ponowne założenie żółtej koszulki lidera, drużyna CCC Team musiałaby zmieścić się w granicy dziesięciu sekund straty do najlepszych w jeździe drużynowej na czas. Jak już teraz wiadomo – podopieczni Jima Ochowicza stracili więcej – przyp. M.W.]. 

Śledzisz – chociaż trochę – karierę Michała Kwiatkowskiego z Team INEOS? 

Oczywiście! 

Uważasz, że to dobrze dla niego, że w wieku 29 lat wciąż pełni w Wielkiej Pętli rolę domestique wobec swoich kolegów z drużyny? 

To jest jego wybór. Jeśli podpisujesz kontrakt z taką drużyną jak INEOS, to wiadomo, że jednym z jej głównych celów będzie zwycięstwo w Tour de France z kolarzami takimi jak Chris Froome, Geraint Thomas czy Egan Bernal. Michał jest kolarzem, który nie jest w stanie, przynajmniej na razie, wygrać wielkiego touru. Potrafi jechać bardzo dobrze na etapach górskich, ale miewa także złe dni – powodem tego jest oczywiście również to, że pracuje na rzecz innych. Jest to jednak rola, którą przyjął. Myślę, że jest bardzo dobrze opłacany za swoją pracę, więc nie sądzę, żeby na zakończenie Touru był niezadowolony. 

Po zakończeniu profesjonalnej kariery kolarskiej zostałeś kierowcą wyścigowym, a teraz widzę ciebie tutaj, w Belgii, pracującego z telewizją. Powiedz, czym się teraz zajmujesz i jaka jest twoja rola podczas tego wyścigu? 

Tak, rzeczywiście, pracuję tutaj dla telewizji, ale tylko przez pierwsze dwa dni. To bardzo gorący czas, ale podoba mi się ta praca. Ponadto ścigam się w wyścigach samochodowych, mam swoją firmę i zdecydowanie odnalazłem w życiu swoją drogę i nie brakuje mi zajęć. 

Wyglądasz, jakbyś wciąż się ścigał – jesteś szczupły i masz wysportowaną sylwetkę. Nadal dużo jeździsz na rowerze? 

Dziękuję! Nie, nie jeżdżę już teraz zbyt wiele na rowerze. W zamian za to biegam i chodzę na siłownię – staram się po prostu robić to, co sprawia mi przyjemność. Myślę, że jazda na rowerze szosowym, zwłaszcza po długiej profesjonalnej karierze kolarskiej, nie jest konieczna. Nie muszę już robić długich, kilkugodzinnych przejażdżek. Wciąż jednak jestem aktywny fizycznie, by utrzymywać dobrą formę. 

W Brukseli rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułAlaphilippe jak Voeckler, czyli kolejny sen Francuzów
Następny artykułSir Bradley Wiggins, kolarski ekspert Eurosportu po starcie Tour de France
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments