Wielu zawodników podkreślało, że pierwszy etap Tour de France jest nerwowy i nie inaczej było tym razem, a kraksy nie ominęły faworytów.
Większość wydarzeń miała miejsce w decydującej części wyścigu. 16 kilometrów przed metą na ziemi znaleźli się Koen de Kort (Trek-Segafredo), Damiano Caruso (Bahrain-Merida) oraz Jakob Fuglsang (Astana). De Kortowi i Caruso po spotkaniu z ziemią zostało kilka otarć i stłuczeń, ale dla Duńczyka sprawa skończyła się nieco gorzej. Lider Astany musiał udać się do lekarzy, a na jego łuku brwiowym znalazły się cztery szwy. Na szczęście poza otarciami i stłuczeniami obyło się bez złamań.
Druga ważna kraksa miała miejsce w samej końcówce wyścigu, około 2 kilometrów przed metą i tak jak w pierwszej z kraks ucierpiał faworyt całego wyścigu [Fuglsang], tak w drugiej na ziemi znalazł się faworyt pierwszego etapu, czyli Dylan Groenewegen (Jumbo Visma). Wraz z Holendrem leżeli także Emanuel Buchmann (Bora-hansgrohe), Matej Mohoric (Bahrain-Merida), Łukasz Wiśniowski (CCC Team), Alexis Vuillermoz oraz Benoit Cosnefroy (AG2R La Mondiale).
Groenewegen, Buchmann, Mohoric i „Wiśnia” wyszli praktycznie bez szwanku i poza otarciami nic im się nie stało. Nieco gorzej ma się sprawa z Vuillermozem i Cosnefroyem – pierwszy z nich uderzył kaskiem o asfalt, co skończyło się lekkim urazem głowy, a drugi z zawodników Ag2r miał rozciętą szczękę i potrzebował pięciu szwów. Dodatkowo młodszy z Francuzów jest „poobdzierany”, ale na szczęście badanie rentgenowskie wykluczyło jakiekolwiek złamania.