fot. Trek-Segafredo

Piąte miejsce w klasyfikacji generalnej Bauke Mollemy, maglia azzurra Giulio Ciccone oraz etapowe zwycięstwo na szesnastym etapie sprawiły, że dla podopiecznych Luci Guercileny Giro d’Italia 2019 jest jednym z najlepszych wyścigów trzytygodniowych w historii. 

– Osiągnęliśmy cele, które sobie założyliśmy. Wygraliśmy etap, zajęliśmy miejsce w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej, a przede wszystkim wygraliśmy klasyfikację górską

– powiedział Kim Andersen, dyrektor sportowy w drużynie Trek-Segafredo.

Giulio Ciccone zdobył niebieską koszulkę lidera klasyfikacji górskiej już podczas pierwszego etapu jazdy indywidualnej na czas w Bolonii. Oszczędzał siły na płaskim odcinku i dał z siebie wszystko na podjeździe do Sanktuarium św. Łukasza, „wykręcając” tam zdecydowanie najlepszy czas. Tego trykotu nie oddał już do Wielkiego Finału w Weronie, zabierając się w ucieczki, walcząc o punkty, a czasem nawet drocząc się o swoje z rywalami. Wszystko to ukoronował etapowym triumfem w Ponte di Legno, gdzie na mecie dał upust swoim emocjom. Wyrzucane przez niego okulary i gesty zwycięstwa zostaną nam w pamięci na długo.

– Dzisiejszy dzień jest dla mnie bardzo emocjonalny. Gdy wjechałem do tego amfiteatru, to było dla mnie coś niesamowitego i bardzo emocjonalnego. Jestem bardzo zadowolony z tego Giro i jest dla mnie bardzo, bardzo ważne, że zrobiłem wielki skok naprzód, jeśli idzie o rozwój mojej kariery. Cieszę się także z występu swojej drużyny, ponieważ byliśmy silną grupą i myślę, że pojechaliśmy świetne Giro. Bauke [Mollema] skończył je na piątym miejscu, a takie miejsce w „generalce” było prymarnym celem drużyny

– powiedział Giulio Ciccone.

Tymczasem dla 32-letniego Bauke Mollemy to jest dopiero drugi raz, kiedy kończy wielki tour w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej. Poprzednio miało to miejsce w hiszpańskiej Vuelcie w 2011 roku. Holender awansował do pierwszej szóstki wyścigu po etapie do Pinerolo, a kolejnego dnia, w Ceresole Reale zajął nawet czwartą lokatę – choć tylko na jeden dzień, to jednak pozostał od tamtego dnia w czołówce „generalki”.

– Jestem zadowolony z poziomu, na jakim się znajduje. Od pierwszego do ostatniego dnia w drużynie panowała świetna atmosfera i to naprawdę pomogło. Wówczas każdy jest bardziej zmotywowany do współpracy i do odnoszenia sukcesów

– wyjaśnił Mollema.

Warto również odnotować, że dla 39-letniego Hiszpana Markela Irizara był to ostatni wielki tour w karierze. Pomimo że obawiał się swojej dyspozycji, to ostatecznie okazało się, że czuł się nawet lepiej niż w poprzednim roku.

– Nie byłem przekonany co do startu w tegorocznym Giro, ponieważ chciałem, aby mój ostatni wielki tour pozostawił we mnie dobre wspomnienia. Jednak okazało, że czułem się nawet lepiej niż w 2018 roku. Mam super, super wspomnienia z tego wyścigu… To jest nawet coś lepszego niż wyniki same w sobie

– przyznał Markel Irizar.

Liderem drużyny Trek-Segafredo w nadchodzącym wyścigu Tour de France będzie Richie Porte, zaś od przyszłego sezonu Guercilena najprawdopodobniej zakontraktuje drugiego w tegorocznym Corsa Rosa Vincenzo Nibalego (obecnie Bahrain-Merida).

Poprzedni artykuł57. Małopolski Wyścig Górski – zapowiedź
Następny artykułJoe Dombrowski: „To był bardzo dobry wyścig”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments