Drugi etap wyścigu Tour de Romandie zakończył się zwycięstwem Stefana Kunga. Kolarz Groupama-FDJ zdołał przechytrzyć peleton i dojechał do mety samotnie z niemal minutowym zapasem. Na mecie Szwajcar przyznał, że swoją akcję planował jeszcze przed startem imprezy.
Kung podczas deszczowego etapu znalazł się w ucieczce dnia. Peleton nie docenił jego możliwości i zapłacił za to surową cenę: specjalista od jazdy na czas bez kłopotu utrzymał bezpieczną przewagę, odnosząc swoje dziesiąte zwycięstwo w zawodowej karierze.
Przed startem wyścigu analizowałem profile poszczególnych etapów i doszedłem do wniosku, że ten czwartkowy odpowiada mi najbardziej. Wiedziałem, że jeżeli 20 kilometrów przed metą będę mieć minutę zapasu, zdołam wygrać
– mówił Kung, dodając, że „dał z siebie wszystko i przyniosło to efekt”.
Bardzo lubię ten wyścig i mam związane z nim, dobre wspomnienia
– podsumował kolarz, który w przeszłości wygrywał etapy TdR dwukrotnie (w 2015 i 2017 roku).
W piątek zawodnicy będą mieć do pokonania 161 kilometrów. Start i meta ulokowane będą w Romont.