Equipe Cycliste FDJ

Szef ekipy FDJ w swoim blogu na portalu cyclingnews.com wspomina wprowadzanie dywizji ProTour i WorldTour do światowego kolarstwa.

ProTour wprowadzony został w 2004 roku, w bardzo trudnym dla kolarstwa okresie – niecałe 5 lat po ogromnej aferze Festiny, chwilę przed Operacion Puerto, w trakcie pamiętnych zwycięstw Lance’a Armstronga. Wprowadzenie najwyższej dywizji wśród drużyn i wyścigów miało zapewnić lepszą organizację, etykę, dokładniejsze kontrole i przejrzystość. Nie było to jednak tak proste – paszporty biologiczne wprowadzono dopiero w 2008 roku, a przez kolejne sezony trwały spory między organizatorami największych imprez i UCI.

Jednocześnie pojawił się też system punktowy, podobny do rozgrywek ligowych w sportach zespołowych – drużyny z najmniejszym dorobkiem traciły licencję WorldTour. Taki los spotkał też drużynę Madiota, która na jeden sezon (2011) spadła do drugiej dywizji.

System 'spadku i awansu’ okazał się dla nas dobry. Zmieniliśmy skład, wzmocniliśmy się młodymi kolarzami (Thibaut Pinot, Arnaud Demare, Arthur Vichot i Nacer Bouhanni) i odzyskaliśmy mocną pozycję w pierwszej dywizji. Wierzyliśmy w WorldTour w tych niestabilnych czasach, bo liczyliśmy na poprawę sytuacji. Chcieliśmy startować i potrzebowaliśmy największych wyścigów. Trzeba to tak przedstawić – największym atutem WorldTour jest automatyczne zaproszenie na Tour de France

– pisze Madiot w blogu na cyclingnews.com.

Problemem WorldTour są… pieniądze. By zyskać nowych, potężnych sponsorów UCI decyduje się na tworzenie wyścigów najwyższej dywizji w krajach bez kolarskiej tradycji – Katarze, Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Chinach. Pomimo możliwości zdobycia ważnych punktów większość liderów nie decyduje się na męczące wyjazdy.

Musimy być ostrożni przy zmienianiu sportu. Kolarstwo potrzebuje silnych korzeni, a prezydenci UCI chcieli wprowadzać reformy zbyt szybko. WorldTour w Australii i Kanadzie się sprawdził, bo tam kolarstwo to nic nowego. Sukces wyścigów przychodzi przez tłumy kibiców przy drogach, ale oni uczyli się tego oglądając Tour de France w telewizji, a nie przez to, że pojawił się WorldTour. Ludziom wmawia się, że najlepsi będą rywalizować w Adelaidzie, Montrealu i Pekinie, ale to kłamstwo. Większość mistrzów nie pojawia się na tych wyścigach. ASO robi to z kryteriami w Japonii i Chinach.

Świetny plan i wprowadzenie podziału na dywizje z systemem punktowym nie do końca się sprawdził. W ostatnim czasie brak chętnych na awansowanie do najwyższej „ligi” i w kolejnych sezonach, bez względu na dorobek, pojawiają się te same ekipy.

Kolarze zasługują na wyższe pensje i lepsze wsparcie, ale koncepcja tych samych osiemnastu zespołów ścigających się ze sobą przez cały rok zamknęła świat kolarstwa – wszystko stało się ustawione, skalibrowane i zależne od watów i technologii. W ten sposób Liege-Bastogne-Liege, jeden z najtrudniejszych wyścigów świata, stał się sprinterską walką na ostatnim kilometrze. Kibice wyraźnie nie są z tego zadowoleni. Możemy im mówić o modelu biznesowym, ale dla nich najważniejsze jest oglądanie wspaniałego ścigania. WorldTour stał się tak nudny, że organizatorzy wymyślają innowacje takie jak szutry czy prawdziwe etapy na brukach, które nie pojawiały się w Tour de France od lat. Ściganie musi wrócić w ręce kolarzy [a nie organizatorów].

Poprzedni artykułBoogerd wraca do Roompot po karze za doping
Następny artykułBohaterowie sezonu 2017: kucharz, kolarz, akrobata
Menedżer sportu, fotograf. Zajmuje się sprzętem, relacjami na żywo i wiadomościami. Miłośnik wszystkiego co słodkie, w wolnym czasie lubi wyskoczyć na rower żeby poudawać, że poważnie trenuje.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments