Michał Kapusta / naszosie.pl

Etapowe zwycięstwo Michele Scarponiego na wzgórzu Hungerburg dla wielu było sporym zaskoczeniem. Co ciekawe, sam włoski kolarz był zaskoczony swoją dobrą formą. Jednocześnie doświadczony zawodnik zapewnia, że postara się jak najdłużej utrzymać prowadzenie w wyścigu.

Pierwszy odcinek Tour of the Alps kończył się niespełna 4-kilometrowym podjazdem pod wzgórze Hungerburg, górujące nad Innsbruckiem. Najlepszy na mecie okazał się Michele Scarponi, który odniósł swój pierwszy triumf w wyścigu znanym wcześniej jako Giro del Trentino.

To moje pierwsze zwycięstwo w tym wyścigu, ale mam ochotę na więcej. Cały etap był trudniejszy niż wydawało się to z profilu. Swoje zrobiła też pogoda, która od rana nas nie rozpieszczała. Na końcowym podjeździe od samego dołu tempo było bardzo mocne, szczególnie za sprawą kolarzy Team Sky. 2 kilometry przed metą zaatakował Thomas, a ja, razem z Domenico Pozzovivo, miałem wystarczająco sił by doskoczyć mu do koła. 300 metrów przed metą rozpocząłem długi finisz, który przyniósł odpowiedni rezultat. Cieszę się ze zwycięstwa, ale nie mam nic przeciwko kolejnym. 

– powiedział na konferencji prasowej Scarponi.

Dzisiejszy triumf Włocha był jednocześnie pierwszą wygraną całego teamu Astany w sezonie 2017, oraz pierwszą wiktorią Scarponiego w barwach kazachskiej ekipy.

Nie dość, że pierwszy raz wygrałem tutaj etap, to jeszcze jest to pierwsze zwycięstwo teamu oraz mój pierwszy triumf w tych barwach. Cały dzień wszyscy ciężko pracowali, by w końcu się udało. Etap ułożył się tak jak chcieliśmy i mamy tego efekty. Jest to bardzo ważny moment dla całej Astany. Na pewno podniesie morale i pozwoli optymistycznie patrzeć w przyszłość.

– dodał.

Były zwycięzca Giro d’Italia jest także zaskoczony tym, w jak dobrej formie się obecnie znajduje, gdyż całkiem niedawno wrócił ze zgrupowania wysokogórskiego.

Wszyscy spodziewali się, że kolarze tacy jak Thomas będą dziś z przodu. Sam nie sądziłem, że moja noga będzie tak dobrze kręcić, gdyż dopiero co wróciłem z obozu przygotowawczego. Moim celem było pojechać jak najlepiej, a wszystko wskazuje na to, że nie doceniłem swoich możliwości. Byłoby miło, gdyby przed Giro udało się jeszcze nieco podkręcić obecną formę, lecz jeśli wystartuje w Maju w takiej dyspozycji jak teraz, nie będę miał na co narzekać.

– powiedział z uśmiechem Scarponi.

Jednocześnie włoski mistrz zadedykował swój triumf żonie, córkom oraz regionowi, z którego pochodzi.

Na koniec podniesiony został trudny, choć interesujący temat. Mowa o możliwym powrocie Fabio Aru jeszcze przed La Corsa Rosa, do czego Sardyńczyka namawiał sam Vincenzo Nibali.

Nibali powiedział to samo, co my mamy w myślach. Każdy chciałby powrotu Fabio jeszcze przed Giro, choćby po to, by mógł pomóc mi w osiągnięciu jak najlepszego rezultatu. Jego kontuzja jest jednak dość poważna i nikt za wszelką cenę nie będzie wyciągał go z domu i zabierał na trzytygodniowy tour. Miło by było mieć go w teamie, szczególnie ze względu na start na jego rodzinnej Sardynii, ale nie wszystko da się przeskoczyć.

– zakończył dzisiejszy zwycięzca etapowy.

Drugi etap Tour of the Alps nie będzie wielce wymagającym, w związku z czym Scarponi nie powinien mieć problemów z obroną koszulki lidera.

 

Z Innsbrucku, Dawid Gruntkowski

Poprzedni artykułTro-Bro Léon: Damien Gaudin zgarnął świniaka
Następny artykułGiro del Belvedere: Riabushenko wygrywa, ładna jazda Grodzickiego
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments