Podczas tegorocznego Tour de France kibice wielokrotnie widzieli kolarzy leżących na szosie po kraksie. Pech ten nie ominął także młodego i utalentowanego Belga z drużyny Trek- Segafredo, Edwarda Theunsa, który leżąc na plecach w rowie zwijał się z bólu.
Belg w swoim pierwszym sezonie na poziomie World Touru osiągnął kilka dobrych wyników – zajął między innymi trzecie miejsce w Dwars door Vlaanderen, a także był czwarty w Scheldeprijs. W kolejnych miesiącach wygrał etap Baloise Belgium Tour. Podczas indywidualnej jazdy na czas, belgijski sprinter padł ofiarą silnych podmuchów wiatru, które zmiotły go z trasy podczas pokonywania jedynego tego dnia zjazdu.
„Jest lepiej niż się spodziewałem, mogę trenować z harmonogramem. Od czasu do czasu czuję jeszcze ból w plecach. Studiowałem fizjoterapię i wiedziałem, że coś z moimi plecami może być nie tak. To było przerażające, urazy kręgów mogą być naprawdę niebezpieczne.” – mówił Theuns.
„Byłem szczęśliwy, kiedy po wypadku czułem wsparcie mojej drużyny i mojej ukochanej dziewczyny, która spędzała ze mną dużo czasu. Tak naprawdę, gdy po długim okresie czasu wstałem pierwszy raz ze szpitalnego łóżka, musiałem uczyć się chodzić. Było to straszne przeżycie” – dodał Belg.