Pięciokrotny zwycięzca Tour de France oraz idol z czasów dzieciństwa Bradleya Wigginsa, powiedział tygodnikowi „Cycling Weekly”, że Brytyjczyk nie ma sobie nic do zarzucenia w sprawie kontrolowanego zażywania zakazanych środków.
Hakerski atak na bazę danych Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) ujawnił, że Bradley Wiggins stosował za pozwoleniem Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) kortykosteroidy przed dwoma startami w Tour de France (w 2011 i 2012 roku) oraz przed Giro d`Italia 2013.
Sprawę po raz pierwszy od czasu jej ujawnienia skomentował hiszpański mistrz Miguel Indurain, który wspierał Wigginsa na welodromie w Londynie, gdy ten bił rekord w jeździe godzinnej.
– Nie śledziłem tej sprawy szczegółowo, ale nie ma powodu, by media robiły z tego aferę, bo on nie złamał prawa. Reguły się zmieniają, Wiggins dostał wówczas pozwolenie, zatem nie musi się przed nikim tłumaczyć i może chodzić z podniesioną głową.
Każdy wie, z jakimi problemami może borykać się kolarz, który ściga się na tak wysokim poziomie. Mogą to być różnego rodzaju choroby, kontuzje, a wtedy trzeba znaleźć możliwie najlepsze rozwiązanie. Ludzie, którzy są za to odpowiedzialni, bo są specjalistami, dają pozwolenie sprawiedliwie, nie uzyska się zgody na TUE za nic – uważa Indurain.
Bradley Wiggins ściga się obecnie w sześciodniówce na torze olimpijskim w Londynie. Wraz z Markiem Cavendishem biorą udział w madisonie, w której to konkurencji są obecnymi mistrzami świata. Po pierwszym dniu rywalizacji zajmują trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.