Trzeci etap Vuelty był pierwszym sprawdzianem dla faworytów. Całkiem nieźle przeszedł go Chris Froome, który nie stracił do najgroźniejszych rywali.
Lider Team Sky na pierwszych kilkuset metrach podjazdu miał pewne problemy, lecz ostatecznie zdołał dojechać do mety w ścisłej czołówce. Tym samym Brytyjczyk nadal należy do grona największych faworytów.
Finałowy podjazd był zdradliwy. Jeśli za mocno zacząłeś, mogłeś poczuć ból w końcówce. Wydaje się, że to tylko 1,8 kilometra, przez co kilku zawodników dało się ponieść fantazji. Wpadli w pułapkę i zapłacili za to wysoką cenę na ostatnich pięciuset metrach.
Jestem całkiem zadowolony ze swojej jazdy. Próbowałem jechać własnym tempem. U podnóża miałem trochę straty do liderów, ale wciąż pedałowałem próbując się dostać na czoło. Podjazd trwał 7 minut, ale dał się we znaki. Górka była podobna do Muur de Huy, lecz nadrabiała długością.
Koledzy z ekipy odwalili kawał dobrej roboty, umożliwiając mi dobre finałowe miejsce. Mam duży respekt do tych chłopaków, Kwiato i Pete mieli oczywiście taki sam czas jak ja, ale są świetnymi kolegami zdolnymi do poświęceń. Byłem całkiem zadowolony z tego jak czułem swoje nogi i jestem szczęśliwy z tym jak wygląda klasyfikacja generalna po trzech dniach rywalizacji.
Froome, naturalnie, jest też najwyżej sklasyfikowanym kolarzem Team Sky.