Wiadomość dla tych, którzy ostrzegali, że wielki [choć jeszcze nie różowy] balon zwany Marcelem Kittelem pęknie od nazbyt intensywnego pompowania: nic podobnego. Cechą łączącą największe gwiazdy sportu jest umiejętność znoszenia presji, a Niemiec bez wątpienia jest najlepszym sprinterem swojej generacji. Wygrał, a jeśli w drodze powrotnej z Nijmegen do Arnhem uniknie przygód, zwycięży ponownie.
Organizatorzy podjęli trud wytyczenia dwóch różnych tras biegnących między dokładnie tymi samymi punktami na mapie i o dokładnie tej samej długości (190km). Trasa 3. etapu 99. edycji Giro d’Italia poprowadzi nas zatem z Nijmegen do Arnhem, i choć wydaje się, że w sobotę zwiedziliśmy już wszystkie możliwe lokalne drogi i wioski otaczające miasto startowe i metę… Nie. Po bardzo szczegółowej eksploracji zachodniej części Geldrii, jutro dostaniemy szansę zatoczenia pętli wokół jej wschodniej części.
Scenariusz na niedzielę jest równie nieskomplikowany, jak ten sobotni. Trasa ponownie jest niemal idealnie płaska, z jednym dającym się zauważyć podjazdem oraz pozbawionym potencjalnych przeszkód finałem.
Wczoraj przypomnieliśmy statystykę mówiącą, że Kittel wygrał wszystkie rozgrywane zagranicą etapy Giro d’Italia (ze startu wspólnego), w których wziął udział. Po upływie 24 godzin nie straciła ona na aktualności i nic nie wskazuje, żeby kolejna doba mogła to zmienić. Jeśli nie zaistnieją jakieś niespodziewane okoliczności, sprinter Etixxu wydaje się być poza zasięgiem rywali, a majaczące w oddali widmo objęcia prowadzenia w klasyfikacji generalnej wyścigu powinno być dodatkową motywacją.