Fot. Paryż-Roubaix

O mały włos, a na tegorocznym wyścigu Paris- Roubaix doszłoby do tragedii. Na 87 kilometrów do mety kolarze napotkali zamykające się szlabany kolejowe oraz próbujących ich zatrzymać funkcjonariuszy policji.

Mimo to przemknęli przez tory, po których kilka sekund później przejechał superszybki pociąg TGV. Nie było realnej szansy, by udało mu się wyhamować, gdyby którykolwiek z zawodników pozostał na jego trasie. Dzięki ogromnemu szczęściu nikomu nic się nie stało.

Jak na przyszłość uniknąć takich sytuacji i zapewnić i kolarzom i pasażerom kolei bezpieczeństwo i komfort jazdy? Czy organizatorzy powinni uzgadniać godziny przejazdów z osobami odpowiedzialnymi za przejazdy kolei? A może należy uwzględnić przejazd pociągu przez trasę i zatrzymać cały peleton wraz z ucieczką przed przejazdem?

Wyglądało to tak:

 

Jedno jest pewne, w przyszłości nie wolno dopuścić do powtórzenia takiej sytuacji. Dzisiejsze wydarzenie powinniśmy traktować jako przestrogę i wziąć na poważnie od razu, nie czekać aż w końcu dojdzie do tragedii. Nie na każdym wyścigu kolarze mogą mieć tyle szczęścia. Już sam wyścig Paris-Roubaix, znany jako „Piekło Północy” swój prestiż osiągnął dzięki wielkim wymaganiom stawianym zawodnikowi. Jednak, jeśli w starciu z kostką brukową i trudem trasy doświadczony i wytrenowany kolarz ma bardzo duże szanse na wygraną, to już biorąc za przeciwnika pociąg TGV przegrywa z kretesem. Każdy z nas, organizator, zawodnik czy kibic powinien zadać sobie pytanie – czy zwycięstwo warte jest każdej ceny, w szczególności jeśli chodzi o cenę życia.

Aleks Sołtys

Foto: PresseSports/S.Mantey – www.letour.fr

Poprzedni artykułJohn Degenkolb: „Nie mogę uwierzyć w to, co się stało”
Następny artykułPierwsza edycja Tauron Lang Team Race za nami!
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Jacek
Jacek

Owszem, to był TGV, ale na tego typu trasach, z przejazdami kolejowymi (tu w dodatku tzw. półzapory) jedzie z ograniczoną prędkością. Pełną prędkość ponad 300 km/h rozwija tylko tam, gdzie nikt nie ma dostępu do torowiska (przejazdy bezkolizyjne, trasa na całej długości zabezpieczona ogrodzeniem z siatki itp.). Na filmie widać, że jechał około 70-80km/h (jeśli chcecie, mogę to dokładnie wyliczyć 🙂 , znając długość składu i czas przejazdu), co oczywiście nie zmienia faktu, że było piekielnie niebezpiecznie, i rzeczywiście coś trzeba zrobić, bo kolarze niepotrzebnie i moim zdaniem głupio ryzykowali. Ja widząc mrugające czerwone światło w życiu bym nie wjechał na tory, nawet kosztem utraty szansy na zwycięstwo w takim wyścigu. Życie jest chyba trochę więcej warte.

Jacek
Jacek

Ha! Popatrzcie na mapę wyścigu! Na stosunkowo krótkim odcinku (jakieś 12-15 km) wyścig przecinał tę właśnie trasę kolejową pięciokrotnie: 1. tuż przez lasem Arenberg, 2. chwilę po nim, 3. tu, gdzie wydarzyła się ta sytuacja, 4. chwilę potem, i 5. zaraz na początku 16. odcinka „Hornaing to Wandignies”. To musiało być zorganizowane inaczej!

Adam
Adam

Jest jasny regulamin UCI mówiący o przyznaniu dyskwalifikacji ze przejazd na zamykającym się/zamkniętym przejeździe kolejowym.

Powinny więc posypać się dyskwalifikacje oraz indywidualne kary pieniężne dla zawodników (i klubów jeśli dyrektor wydał taką dyspozycję) tak by pamiętano o tym przepisie.

Jeśli chodzi o przejazdy kolejowe to nie był pierwszy taki przypadek i z tego co się orientuję co roku ktoś utyka na tych przejazdach – akurat w tym roku byli to zawodnicy.