Praktycznie nieistniejący na wyścigach od czerwca 2012 – Andy Schleck (RadioShack-Leopard), wystartował w Santos Tour Down Under. Były triumfator Tour de France, nie zaliczy jednak tego startu do najlepszych.
„Nie byłem wstanie nadążyć za grupą w końcówce”, powiedział Luksemburczyk, który do mety dojechał w grupce maruderów ze stratą 1 minuty i 19 sekundy. „Odczucia są dobre, ale nie wynik”, dodał.
„Fizycznie czuję się dobrze, ale nie czuję się bezpiecznie w peletonie. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że ściganie wyszło już z mojego nawyku. Na ostatnich kilometrach znalazłem się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwym czasie, czyli na końcu stawki. Po jednym z zakrętów w prawo, zawodnicy przed nami odjechali i nie dało już się ich dojść. Mam nadzieję, że następne dni będą lepsze i moje wyniki będą coraz lepsze”, zakończył.
Foto: bettiniphoto.net
Andrzej
Nie ma koksu nie ma jazdy he he
Andy Schleck, to wielka niewiadoma w tym sezonie.