Po pierwszych startach na Majorce, potrzebowałem odpoczynku i chwili w domu. Ciężkie zgrupowanie, nerwowe starty i długo poza domem. Poświęcenie spore, ale przygotowania do sezonu zawsze są ciężkie.
Na Ruta del Sol czułem się już o niebo lepiej. Pomimo tego że, tradycyjnie zepsułem prolog (w zeszłym roku chyba wszystkie pojechałem źle), ale w sumie nie spodziewałem się innego występu pierwszego dnia, gdy przyjechałem z zimy i roweru górskiego. Ale w następnych dniach było już lepiej. Pod największe podjazdy utrzymywałem się w ścisłej czołówce, a na finiszach meldowałem się w pierwszej piętnastce. Noga była dobra, narzekać nie mogę. Dopisała też pogoda, więc wyścig można uznać za udany.
W najbliższych dniach pojadę klasyk Le Samyn, a na następny dzień wylatuję na kolejne zgrupowanie, więc szykuje się mała przerwa w startach.
Źródło: www.huzarski.pl