Zacznę od tego, że można się przygotowywać i nastawiać, a później pojechać dużo poniżej oczekiwań. Jedno co wiedziałem od początku, niezależnie od „nogi” to to, że jak będzie padać mógłbym właściwie nie startować. Moje limity w deszczu są zdecydowanie większe od woli walki.

Dwieście kilometrów w deszczu i temperaturze trochę poniżej dziesięciu stopni. Dwukrotnie po kraksach na zjeździe goniłem główną grupę, drugi raz z pomocą Bodzia, aż do samego Ghisallo. „Wyciąłem” się jak nie powinienem a po Ghisallo był jeszcze Sormano i tam już „puściłem”.

Nie wiem tylko czy dlatego, że byłem zmęczony wcześniejszym pościgiem i nie było gdzie odpocząć czy dlatego, że miałem w głowie myśl o zjeździe, trudnym, na którym wiedziałem, że i tak polegnę… Nie wjechałem San Fermo, ale na rowerze spędziłem jednak siedem godzin.

Szkoda mi wyrzeczeń i pracy ostatnich dwóch miesięcy, ale tylko trochę, bo wiem, że byłem dobrze przygotowany. Jednocześnie ten start pokazuje, że nie zawsze musi być dobrze.

Trzeba przyznać, że gdy Gilbert jest w formie to ma taki „skok”, że trudno jest mu dorównać.

Ja dziś byłem jeszcze w Madrycie i od jutra już pełne wakacje. Niebawem też postaram się podsumować sezon.

Źródło: www.sylwesterszmyd.blogspot.com

Poprzedni artykułBartłomiej Matysiak drugi na 7 etapie Tour od Hainan!
Następny artykułDavid Millar wygrał czasówkę bez tylnego hamulca
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments