Brakowało nam kropki nad i a może po prostu brakowało szczęścia. Wyścig zaczął się dla nas przykrą informacją o braku zaproszenia do tegorocznego Giro, dlatego tym bardziej chcieliśmy pojechać dobrze, ale wiecznie coś szło nie po myśli. Na czasówce popełniliśmy kilka błędów, które kosztowały nas 10 sek, czyli miejsce w okolicy podium. Następnego dnia było lepiej, Rujano który pozostawał pod moją opieką od początku wyścigu przyjechał w pierwszej grupce i zasygnalizował dobrą formę i nastawienie. Niestety dzień później z powodu jakiegoś kryzysu cukru – tak to tłumaczył – nie dał rady i został pod ostatni podjazd i tak właśnie klasyfikacja generalna przestała dla nas istnieć.
Bardzo silny Grabovsky próbował uciekać prawie codziennie, niestety ciągle bez końcowego sukcesu, już pomyślałem, że cały świat stawił się przeciwko nam. W piątek totalna klapa, bo grupa porwała się przed metą i nasz sprinter został w drugiej grupie, po etapie w autobusie dostaliśmy niezły opiernicz, dobrze że nie wszystko rozumiem to nie brałem tego zbytnio do siebie 🙂 ja ze swojego zadania się wywiązałem. Ci co mieli finiszować powinni zachować więcej czujności i tyle.
Na ostatni etap dostałem wreszcie wolną rękę i wykorzystałem to najlepiej jak potrafiłem. Udało się wypracować idealny odjazd i po ataku na ostatnim podjeździe wygrać etap. Jestem bardzo szczęśliwy, długo czekałem na swoją
kolej i pokazałem, że potrafię pojechać dobry wyścig. Zeszły rok był dla mnie ciężki, miałem problemy z nogami i mięśniami. Teraz wydaje się, że wszystko wróciło do normy i chciałbym aby pozostało tak jak najdłużej.
Dzisiejszy etap dedykuję mojej żonie i synkowi który dwa dni temu skończył pierwszy roczek, Marta to dla Ciebie i juniora – wiecie o tym 🙂
Źródło: www.huzarski.pl
Foto: bettiniphoto.net