Trzeci kolarz Il Lombardia 2016 jest zawiedziony brakiem wygranej, ale jednocześnie zadowolony ze swojego rezultatu oraz z tego, że po raz kolejny kolarski świat otrzymał dowód, że kolumbijskie kolarstwo rośnie w siłę.
Kolarz amerykańskiej drużyny Cannondale-Drapac bez wątpienia należał do najsilniejszych zawodników tegorocznego „wyścigu spadających liści”. Zareagował na atak Estebana Chavesa podczas wspinaczki pod Selvino, a gdy podjeżdżali pod Stare Miasto w Bergamo, wspólnie z Chavesem próbowali zostawić Romaina Bardet i Diego Rosę. Jednak, gdy Włoch z Astany rozpoczął finałowy sprint, Uranowi zabrakło mocy w nogach.
– Przegrać taki sprint, to boli. Wiedziałem, że jestem w formie, więc jestem zawiedziony. Ale wiem też, że tego typu wyścigi tak się czasami toczą i miejsce na podium także jest sukcesem – powiedział Uran.
Kolumbijczyk nie omieszkał także pominąć faktu, że dwóch kolumbijskich kolarzy na podium monumentu, to kolejne świadectwo tego, że kraj ten ma wspaniałych kolarzy będących w stanie wygrywać największe i najtrudniejsze wyścigi na świecie.
– To wielki dzień dla Kolumbii. Usłyszeć hymn mojego kraju na podium to piękna rzecz świadcząca o tym, że kolarstwo w Kolumbii się rozwija. Tworzymy historię. Mógłbym woleć, żebym to ja stał na najwyższym stopniu podium, ale nie to jest najważniejsze. Dziś zwyciężyła Kolumbia! – cieszył się Uran.
Rigoberto Uran nie zakończył jeszcze sezonu. W jego programie startów znajduje się jeszcze przynajmniej jeden wyścig, którym będą mistrzostwa świata w Katarze, mimo że nie pasuje on do jego umiejętności „górala” i kolarza dobrze radzącego sobie w górzystych wyścigach jednodniowych.