carapaz hindley poels giro d'italia 2022
Giro d'Italia

Wszystkie drogi przemierzane przez uczestników 105. edycji Giro d’Italia miały prowadzić w te góry i na te przełęcze, a przeznaczenia dopełnił pisany przez życie scenariusz. Przed rozegraniem królewskiego etapu w Dolomitach nie znamy odpowiedzi na pytanie, kto jest najlepszym zawodnikiem pierwszego wielkiego touru sezonu, ale już w sobotę udzieli jej powracająca do łask po ponad dziesięcioletniej przerwie Passo Fedaia – tak, jak wielokrotnie czyniła to w przeszłości.

Przebieg rozegranego w piątek 19. etapu potwierdził starą prawdę mówiącą, że to nie trasa czyni wyścig widowiskowym, ale rywalizujący na niej kolarze. Tym razem mieli oni inne plany, ale być może trzeba im to wybaczyć wiedząc, jakie wyzwanie czeka ich już kolejnego dnia. W menu Giro d’Italia na sobotę znajduje się bowiem 4718 metrów przewyższenia na dystansie zaledwie 168 kilometrów i trzy potężne przełęcze: Passo San Pellegrino (18,5 km, śr. 6.2%, max. 15%), Passo Pordoi (11,8 km, śr. 6.8%, max. 10%) i finałowa Passo Fedaia (14,0 km, śr. 7.6%, max. 18%).

Do ostatniej z górskich batalii kolarze wyruszą z malowniczo położonego nad zakolem Piawy Belluno, którego uroki docenili już Celtowie, nazywając je lśniącym miastem. W tym sensie tworzy ono chyba niezamierzoną, ale perfekcyjną klamrę z Marmoladą, pod którą zakończy się sobotnia rywalizacja, ale o tym nieco później.

Pierwszym wyzwaniem dnia będzie szeroko rozlana Passo San Pellegrino (18,5 km, śr. 6.2%, max. 15%), która pojawi się na trasie włoskiego wielkiego touru po raz dwunasty, kolejny raz pełniąc rolę typowo przelotowego podjazdu. Paradoksalnie dzieje się tak ze względu na jej dogodną lokalizację, pozwalającą prowadzić tędy trasy etapów w kierunku wzbudzających większe emocje Passo Pordoi, Passo dello Stelvio, Alpe di Pampeago czy Tre Cime di Lavaredo. Pod względem stopnia trudności niczego San Pellegrino natomiast nie brakuje, a nazwanie jej jedynie rozgrzewką przed kolejnymi dwoma podjazdami byłoby sporym niedopowiedzeniem. Wystarczy zwrócić uwagę na ostatnie sześć kilometrów wzniesienia, na których średnie nachylenie wynosi aż 9%, a przez połowę tego odcinka bliższe jest 11%. Istotna jest też długość podjazdu, która na papierze wynosi 18,5 kilometra, ale w rzeczywistości droga zacznie się piąć w jej kierunku już po pokonaniu 30 kilometrów sobotniego odcinka.

Kolejna na drodze uczestników wyścigu wyrośnie Passo Pordoi (11,8 km, śr. 6.8%, max. 10%), pełniąc przy tym rolę Cima Coppi (2239 m n.p.m.) 105. edycji Giro d’Italia. Zaznaczyć warto, że przełęcz pojawi się na trasie wyścigu już po raz 36, 14 raz będąc jego najwyższym punktem, co dobrze oddaje jej status wśród największych ikon włoskiego wielkiego touru. Jak na podjazd tego kalibru, Passo Pordoi jest bardzo regularna i relatywnie łatwa, wyłączywszy oczywiście aspekt skumulowanego zmęczenia i wydolności spadającej powyżej bariery 2000 metrów nad poziom morza. Jej charakter może więc sprowokować najsilniejsze ekipy wyścigu do podyktowania wysokiego tempa już na tym etapie sobotniej rywalizacji, nawet jeśli na fajerwerki przyjdzie poczekać do decydujących partii ostatniego podjazdu. Tym natomiast, czym Passo Pordoi bije na głowę większość przełęczy w Dolomitach, są niezrównane widoki na masywy Selli i Marmolady, które rozdziela. Fausto Coppi i Gilberto Simoni uwielbiali odpoczywać na jej zboczach mówiąc, że nigdzie indziej nie sposób równie dobrze oddychać.

Wielkim i wyczekiwanym przez wszystkich finałem 20. etapu 105. edycji Giro d’Italia będzie Passo Fedaia (14,0 km, śr. 7.6%, max. 18%), która w pełnym blasku powraca na trasy wyścigu po 11-letniej przerwie. Łącznie będzie to piętnasta wspinaczka uczestników włoskiego wielkiego touru na tę przełęcz, ale dopiero drugi raz zlokalizowana zostanie tam meta etapu, co dodatkowo podkreśla jej pierwszoplanową rolę w tegorocznej imprezie. Fedaia jest jednym z najtrudniejszych podjazdów całych Dolomitów, a jeśli ktoś pokusi się o nazwanie jej najtrudniejszym, nie będzie w błędzie – jest to rzecz do pewnego stopnia subiektywna. Tym, co na tle wielu ikon tego pasma górskiego czyni ją absolutnie wyjątkową, to nachylenie skokowo wzrastające po przekroczeniu półmetka i niesławny sektor pomiędzy Malga Ciapela a Capanna Bill (śr. 12%, max. 18%), który w przeszłości łamał morale wielu mistrzów kolarstwa szosowego. Tajemnica jego skuteczności nie tkwi w samym gradiencie, ale przebiegu drogi, która na tym odcinku wiedzie na wprost przez górskie hale. Tym samym sprawia, że walcząc z brutalnym nachyleniem nie sposób jest się gdziekolwiek ukryć, a dystans do pozostającego w zasięgu wzroku celu zdaje się w ogóle nie topnieć. Po jego pokonaniu droga ponownie zaczyna wić się w charakterystyczny dla większości przełęczy sposób, a nachylenie jeszcze raz wzrasta do 15% niecały kilometr od linii mety.

Passo Fedaia zlokalizowana jest u północnych stoków masywu Marmolada, do którego należy najwyższy szczyt Dolomitów (3343 m n.p.m.), dlatego często potocznie określana jest w ten sam sposób. Jej nazwa oznacza „lśniącą”, co tłumaczy zaś zasugerowaną wcześniej klamrę, którą na 20. etapie tegorocznego Giro d’Italia tworzy ona wraz ze startowym Belluno. Pozostaje więc już tylko pytanie, kto z pretendentów do tytułu jako pierwszy dojrzy to światło?

Oto, co na temat 20. etapu 105. edycji Giro d’Italia napisaliśmy przed rozpoczęciem wyścigu:

Etap 20, 28 maja: Belluno > Passo Fedaia (168 km)

Giro d’Italia podczas tegorocznej edycji wielokrotnie wybierało nieoczywiste ścieżki, jednak w ostatnią sobotę imprezy powraca na utarte szlaki i kąpie się w blasku ikon Dolomitów. Ostatni z górskich odcinków rozpocznie się w Belluno, nazwanym przez Celtów błyszczącym miastem, a finał swój znajdzie na przełęczy poniżej lśniącej na dziwnie alpejski sposób Marmolady.

Na trasie liczącej 168 kilometrów i 4718 metrów przewyższenia pokonywane będą tego dnia tylko trzy podjazdy, ale każdy o olbrzymim ciężarze gatunkowym: Passo San Pellegrino (18,5 km, śr. 6.2%, max. 15%), Passo Pordoi (11,8 km, śr. 6.8%, max. 10%) i finałowa Passo Fedaia (14,0 km, śr. 7.6%, max. 18%).

Passo Fedaia to jeden z dwóch najbardziej wymagających podjazdów Dolomitów, dlatego jej powrót na trasę włoskiego wielkiego touru po 11-letniej banicji bardzo cieszy. Jej piekielnie stromy, a jednocześnie przytłaczający mentalnie odcinek rozpoczynający się w Malga Ciapela jest gwarancją, że niezależnie od sytuacji wyjściowej, klasyfikacja generalna jeszcze raz zatrzęsie się tuż przed wielkim finałem w Weronie.

Pogoda

Sobota będzie chłodniejsza (19-25 stopni Celsjusza), a ryzyko pojawienia się burz wzrośnie (85-92%). Pytanie, czy kolejny raz ominą one rywalizujących na trasie 105. edycji Giro d’Italia kolarzy, pozostanie otwarte aż do popołudnia.

Faworyci

Przed nami etap, który z wysokim prawdopodobieństwem zadecyduje o kształcie klasyfikacji generalnej tegorocznego włoskiego wielkiego touru. Dlatego nawet jeśli zobaczymy dwa wyścigi, co nie byłoby dla Passo Fedaia bardzo nietypowe, tym razem liczyć się będzie tylko ten pomiędzy liderami.

Kto z trójki Richard Carapaz (INEOS Grenadiers), Jai Hindley (Bora-hansgrohe) i Mikel Landa (Bahrain Victorious) okaże się najlepszy? Senny, piątkowy odcinek mógł się wydawać pozbawionym wartościowych konkluzji, a jednak rzucił mały cień na dotychczas doskonałą formę 26-letniego Australijczyka. Mogło to być tylko mylne wrażenie albo jeden odrobinę gorszy dzień, ale o ile przed kilkoma etapami stawiałabym na Fedai właśnie na lidera Bory-hansgrohe, dziś uważam, że przy owocnej współpracy 28-letni Ekwadorczyk i 32-letni Bask mogą go zdystansować. W tej hipotetycznej sytuacji, gdyby do wzięcia był zarówno cały wyścig, jak i etapowy triumf, wyobrażam sobie możliwość wypracowania pewnego porozumienia.

Jeśli zaś forma nie zawiedzie w sobotę ani Carapaza, ani Hindleya, mogą aż do samej mety nawzajem kasować swoje ataki. Biorąc pod uwagę najbardziej aktualny układ sił powinno to zaowocować albo triumfem tego pierwszego (prawdopodobne), umożliwić atak Landzie, lub otworzyć drzwi kolarzowi z czołówki klasyfikacji generalnej, który poniósł dotąd znacznie większe straty. Zwycięstwo Vincenzo Nibalego (Astana Qazaqstan) na pożegnanie z Giro d’Italia? To byłaby historia, do której sympatycy kolarstwa szosowego wracaliby przez dekady.

Jak jednak zaznaczyłam, potencjalnego triumfu uciekiniera również nie przekreślam, a ze względu na swój ubiegłoroczny skalp jako pierwszy tym razem na myśl przychodzi Lorenzo Fortunato (EOLO-Kometa). Ponieważ na wyciągnięcie ręki będzie nie tylko ewentualne zwycięstwo etapowe, ale również nagroda Cima Coppi, w akcji powinniśmy zobaczyć też pozostałych stałych bywalców odjazdów: Lennarda Kämnę (Bora-hansgrohe), Thymena Arensmana (Team DSM), Hugh Carthy’ego (EF Education-EasyPost), Giulio Ciccone (Trek-Segafredo), Joe Dombrowskiego (Astana Qazaqstan), Wilco Keldermana (Bora-hansgrohe), Jana Hirta (Intermarche-Wanty-Gobert), Davide Formolo (UAE-Team Emirates), Santiago Buitrago (Bahrain Victorious) i Gijsa Leemreize (Jumbo-Visma).

 

Giro d’Italia 2021: zapowiedź całego wyścigu

Giro d’Italia 2022: oficjalna lista startowa

Giro d’Italia 2022: plan transmisji telewizyjnych

Poprzedni artykułKoen Bouwman: „Pozycja w ostatnim zakręcie zagwarantowała mi zwycięstwo”
Następny artykułBoucles de la Mayenne 2022: Benjamin Thomas nowym liderem wyścigu
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
M&m’s
M&m’s

Świetny, rzetelny artykuł!