fot. BettiniPhoto / BORA - hansgrohe

Długo trwało w zeszłym sezonie liczenie dni bez choćby jednego zwycięstwa Petera Sagana. Ostatecznie licznik zatrzymał się na 15 miesiącach, po zakończeniu pamiętnego etapu Giro d’Italia z metą w Tortoreto. Mimo tego zwycięstwa, cały rok był dla niego średnio udany. A jak będzie w nadchodzącym sezonie? Na to pytanie kolarz BORA-hansgrohe starał się odpowiedzieć podczas konferencji online, w której brała udział także nasza redakcja.

Od dawna mówiło się, że pierwszym wyścigiem 30-latka w 2021 roku będzie Vuelta a San Juan. Niestety, podobnie jak Filippo Ganna, Elia Viviani, czy Chris Froome, został zmuszony do zmiany planów. Jako że argentyńska etapówka nie odbędzie się w międzynarodowej formule, Sagan będzie musiał poczekać z powrotem do ścigania dłużej niż dwa tygodnie (wyścig planowano na 24-31 stycznia). Styczeń upłynie mu więc na udziale w obozach treningowych.

Teraz jestem z zespołem na zgrupowaniu w Lago di Garda -wcześniej byłem w swoim domu, w Monako, razem ze swoim bratem Jurajem. Natomiast kiedy dowiedzieliśmy się, że Tour de San Juan zostało odwołane, zdecydowaliśmy, że pojadę na zgrupowanie na Gran Canaria. Razem z zespołem wezmę także udział w obozie w Sierra Nevada i dopiero później będę się ścigać

– później, to znaczy dopiero pod koniec lutego

Po powrocie do Europy wystąpię w Omloop Het Nieuwsblad i Kuurne-Bruksela-Kuurne

– zapowiedział Słowak nam i pozostałym dziennikarzom zgromadzonym na wideokonferencji.

Jeśli dla 30-latka wyścigi, tradycyjnie otwierające okres wiosennych klasyków, rzeczywiście będą pierwszymi w 2021 roku, będzie to oznaczać, że rozpocznie sezon najpóźniej w całej swojej zawodowej karierze – w poprzednich latach, styczeń kończył startując, jak nie w Vuelta a San Juan, to w Tour Down Under lub Tour de San Luis. To jednak będzie, miejmy nadzieję, jedyna nietypowa rzecz w kalendarzu Słowaka na pierwszą część sezonu. 

Jeśli wszystko pójdzie tak, jak powinno, to wezmę udział we wszystkich ważniejszych klasykach

– ogłosił.

Na większości z nich powinien spotkać się z Woutem Van Aertem, z którym mocno starł się na jednym z finiszów ostatniego Tour de France. Po wszystkim Belg uważał, że należą mu się od starszego kolegi przeprosiny. Ten jednak nie zdecydował się na ten gest i podczas nadchodzącej kampanii klasyków raczej nic się w tej kwestii nie zmieni.

W czasie swojej kariery brałem udział w wielu takich sytuacjach na finiszach, a mimo to, wciąż tu jestem. Myślę, że nie muszę nikogo przepraszać – równie dobrze, mógłbym powiedzieć, że to on powinien przeprosić mnie. Po tamtym etapie powiedziałem co o tym wszystkim myślę i zdania nie zmieniam. Po prostu takich sytuacji w kolarstwie jest wiele i nie ma potrzeby, by po każdej ktoś kogoś przepraszał

– mówił.

W zeszłym roku Słowak musiał wybierać między wielkimi tourami, a klasykami. Natomiast w tym, o ile nic się nie zmieni, będzie musiał dokonać innego wyboru – między Tour de France, a Igrzyskami Olimpijskimi. Wszystko dlatego, że, według aktualnych informacji, sportowców jadących do Tokio, czekać ma dwutygodniowa kwarantanna, a Wielka Pętla kończy się zaledwie kilka dni przed wyścigiem ze startu wspólnego Igrzysk.

Gdybym miał podjąć decyzję w tym momencie, pojechałbym na Tour de France, by powalczyć o zieloną koszulkę. Tak naprawdę jednak nikt nie wie, co się dalej wydarzy.

– zapowiedział kolarz, dla którego ewentualna zielona koszulka byłaby już ósmą w karierze. 

Jednak Erika Zabela – niedawnego rekordzistę pod względem zgromadzonych maillot vert wyprzedził już w 2019 roku. Poza tym wygrał trzy mistrzostwa świata, w 2016 roku okazał się najlepszy w Wyścigu Dookoła Flandrii, a w 2018 dołożył do tego piękne zwycięstwo w Paryż-Roubaix. Zapytany przez jednego z dziennikarzy, czy wobec tego chce mu się walczyć o kolejne trofea, odpowiedział:

Oczywiście, jestem w najlepszym wieku dla kolarza, a poza tym, co innego miałbym robić? Zresztą, wciąż marzę o zwycięstwie w Milano-Sanremo – wiele razy byłem bliski tego, by wygrać ten wyścig, a koniec końców zawsze znajdował się ktoś szybszy ode mnie. Teraz chciałbym w końcu wpisać się na listę zwycięzców. Robię to co zawsze, na treningach daję z siebie wszystko, miejmy nadzieję, że tym razem to mi wystarczy.

Jeśli najbliższe podejście do Primavery również okaże się nieudane, kolejne Sagan może wykonywać już jako kolarz innego zespołu. Po zakończeniu tego sezonu 30-letniemu kolarzowi kończy się bowiem kontrakt i jeszcze nie wiadomo, czy zdecyduje się go przedłużyć. Choć on sam zapewnia, że w niemieckim zespole czuje się wspaniale, to nie jest już to już ta sama ekipa, co cztery lata temu.

Gdy w 2017 roku wchodziła do World Touru, lista występujących w niej gwiazd kończyła się właściwie na Słowaku i na Rafale Majce. Dziś w Borze błyszczą m.in. Maximilian Schachmann, Pascal Ackermann, Emanuel Buchmann czy Lennard Kamna, a lada moment do zespołu dołączą kolejni, w tym 3. kolarz ostatniego Giro d’Italia – Wilco Kelderman i zdolny klasykowiec – Nils Politt. Mimo wszystko na razie Słowak nie wygląda na zmartwionego – wręcz przeciwnie.

Podoba mi się ta sytuacja – im więcej dobrych kolarzy, tym mocniejszy zespół. Ale to ja wciąż jestem numerem jeden

– zakończył.

W konferencji prasowej on-line wziął udział Bartek Kozyra.

Poprzedni artykułJack Haig: „Igrzyska Olimpijskie są moim wielkim celem”
Następny artykułMaciej Bodnar: „Zwycięstwo Petera Sagana w Tortoreto zapamiętamy na długo” [wywiad]
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments