fot. Szymon Gruchalski/Tour de Pologne

Michał Kwiatkowski zakończył tegoroczne Tour de Pologne na 3. miejscu. Niewiele jednak zabrakło, by w ostatniej chwili stracił to, co wywalczył sobie w ciągu sześciu ostatnich dni.

Siódmy etap Tour de Pologne prowadził z Zabrza do Krakowa. I choć przydomek „królewski” mógłby mu się należeć wyłącznie ze względu na metę ulokowaną w byłej stolicy Polski, to jak się okazało, w tym roku mogliśmy mieć na nim prawdziwy przewrót w klasyfikacji generalnej, dotyczący całego podium. Już po niespełna 70 kilometrach, w Wilamowicach doszło bowiem do pojedynku po bonifikatę stoczonego między Matejem Mohoricem, a Joao Almeidą.

Gdyby to Portugalczyk okazał się tam mocniejszy – to on rzutem na taśmę wskoczyłby na pierwsze miejsce w „generalce”. To się nie udało, ale później o swoje miejsce w „generalce” drżał „Kwiato”. Niestety Polak ucierpiał w kraksie na drugiej z krakowskich rund. Niestety, sytuacja przydarzyła się przed strefą ochronną, ale na szczęście mistrz świata z Ponferrady, podobnie jak Stanisław Aniołkowski (szósty na mecie), wrócił do peletonu.

– Na pewno jestem szczęśliwy, że w jednym kawałku dojechałem do mety, bo ta kraksa wyglądała dosyć groźnie. W pierwszym momencie nie czułem się zbyt dobrze, więc trochę się przestraszyłem, że to może być coś groźnego. Całe szczęście skończyło się na strachu. Dojechałem na metę w grupie, obroniłem trzecie miejsce – mogę być zadowolony

– mówił zawodnik, dla którego był to już szósty start w naszym narodowym wyścigu i czwarty zakończony na podium. Zapewne nie ostatni, ponieważ, jak sam przyznaje, lubi ścigać się w ojczyźnie.

– Nieczęsto mam okazję ścigać się w Polsce – ostatnie miesiące spędziłem na zawodach w Belgii czy Francji i tam jest inaczej, nie odczuwa się takiego wsparcia. Dlatego fajnie jest raz na jakiś czas przyjechać do kraju, zobaczyć polskie flagi, usłyszeć, jak kibice skandują twoje imię

– mówił.

Dzień wcześniej, po czasówce w Katowicach „Kwiato” poświęcił dziennikarzom bardzo dużo czasu – dziś jego wypowiedzi były dużo krótsze. Wynikać mogło to z dwóch czynników – po pierwsze, po zakończonym finiszem z peletonu etapie nie miał do powiedzenia tak dużo, jak po czasówce, rozstrzygającej losy klasyfikacji generalnej.

Drugi powód jest natomiast taki, że Polak tuż po zakończeniu rywalizacji musiał udać się na lotnisko, by zdążyć na samolot. I choć czasu na odpoczynek nie będzie dużo, to raz jeszcze zapewnił nas, że wcale nie jedzie do Glasgow na wycieczkę (zresztą patrząc na pogodę panującą tam ostatnio, nie miałoby to dużego sensu;))

– Jestem dobrej myśli. Jak skończyłem Tour de France, każdy się łapał za głowę, zastanawiając się, czemu jadę Tour de Pologne. Teraz każdy łapie się za głowę, po co jadę na mistrzostwa świata po Tour de Pologne. Ja naprawdę mam to wszystko w miarę dobrze zaplanowane, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, więc liczę na to, że będzie dobrze.

– zakończył.

Poprzedni artykułMatej Mohorič: „Ciężko pracowaliśmy, teraz będziemy świętować”
Następny artykułTrzy ciekawe transfery Lotto Dstny
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
zbych
zbych

Komu jak komu ale była szansa pomóc naszym chłopakom Polakom,tylu ich
było w peletonie.Dwóch było w drużynach zagranicznych,które całą swoją mocą na Wyścigu
Dookoła Polski powinny się umówić,że pomgą ile mogą Polakowi ?

Dawid
Dawid

Zbych, a po polsku?