fot. Giro d'Italia

Śpiąca jazda faworytów zakończona różnicami mierzonymi w sekundach, a do tego ponownie konieczność śledzenia „dwóch wyścigów” – taki był teoretycznie królewski etap 106. Giro d’Italia. Serce widzów skradł waleczny Derek Gee, acz Kanadyjczyk po raz czwarty zajął 2. miejsce na mecie, tym razem ustępując Santiago Buitrago.

Zwykle w artykułach z wypowiedziami jako pierwszemu głos oddaje zwycięzcy. Wybaczą jednak Państwo, tym razem będzie inaczej. Za bohatera dnia praktycznie wszyscy eksperci i cała masa widzów uznaje bowiem Dereka Gee, którym jest największą sensacją tegorocznego Giro d’Italia, a może i całego sezonu.

Chciałem walczyć na lotnej premii o punkty do tej klasyfikacji, aby zapewnić sobie drugie miejsce w niej. Myśleliśmy, że to dzień dla kolarzy z generalki i odjazd nie ma szans na dotarcie do mety. Nie pamiętam tego, co stało się na ostatnich kilometrach. Przyspieszenie Buitrago było szalone. Nie wiedziałem, gdzie wszyscy są, nie miałem też pojęcia, gdzie byli faworyci. Dojechałem na pełnym gazie do mety. Wszystko mnie teraz bardzo boli. Tu jest dość wysoko, tlenu jest mało. Nie mogę już myśleć o tych drugich miejscach. Może i często zajmowałem drugie miejsce, ale jeżdżąc w peletonie i tak nie wygram. Może zatem lepiej być drugim?

— opowiadał wycieńczony, acz uśmiechnięty Derek Gee.

W końcówce masywnego (76kg) kolarza Israel-Premier Tech minął chudszy o 17 kilogramów Santiago Buitrago. Dla Kolumbijczyka z Bahrain-Victorious to był drugi wygrany etap Giro d’Italia w karierze – rok temu 23-latek był najlepszy w Lavarone.

Szczerze mówiąc, to było trudne Giro, także dla mnie osobiście. Naprawdę chciałem spróbować przekroczyć linię z rękami w górze. Przybycie tutaj na Tre Cime di Lavaredo solo jest niesamowite. To nagroda za całą ciężką pracę, którą włożyłem

— mówił krótko na mecie dzisiejszy triumfator.

Koszulkę lidera obronił dziś Geraint Thomas. Brytyjczyk w pewnym momencie odjechał od wszystkich swoich rywali, acz koniec końców minął go Primož Roglič, który odrobił dziś do kolarza INEOS Grenadiers 3 sekundy. Przed jutrzejszą czasówką dwójkę oponentów dzieli 26 sekund.

Kiedy ruszyłem, tak gdzieś po stu metrach zdałem sobie sprawę, że czterysta metrów to długa droga na tej wysokości. Próbowałem to wytrzymać, ale Roglic minął mnie na około sto metrów. Straciłem kilka sekund, ale miło zyskać trochę czasu na Joao. Między nami jest strasznie ciasno w perspektywie jutra. To będzie zabawne do oglądania i straszne do przejechania

— opowiadał mediom Geraint Thomas.

Główny rywal Walijczyka nie był zbyt rozmowny. Primož Roglič krótko „odbębnił” konferencję prasową za linią mety i uciekł do busa – widać było po nim ogromne skupienie i świadomość tego, że jutro zadecydują się losy całego wyścigu.

Czuję się dobrze. Znów mam mocne nogi. Jutro pokażę pełnię moich możliwości. Oczywiście wierzę w dobry wynik. Gdybym tego nie miał, nie byłoby mnie tutaj. W końcu zwyciężą najlepsi

— zdawkowo odpowiadał na pytania Primož Roglič.

Jutro długo wyczekiwana czasówka z metą na Monte Lussari. Czy ta próba wynagrodzi widzom dotychczasowy deficyt emocji w kontekście walki o wygraną w klasyfikacji generalnej?

Poprzedni artykułTour of Norway 2023: Górzysty prolog dla Bena Tuletta
Następny artykułGiro d’Italia 2023: Specjalne zasady na jazdę indywidualną na czas
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Piotr
Piotr

„Przed jutrzejszą czasówką dwójkę oponentów dzieli 26 sekund.”
Czy teksty na tym portalu mógłby zacząć pisać ktoś, kto zna język polski?

Piter
Piter

Sprawdziłem miejsce Gee w generalne. Oczywiście 22. Czary czy on tak specjalnie?