fot. Tomasz Śmietana / PT Photos / ORLEN Wyścig Narodów

Słoneczne popołudnie zachęcało do spędzania czasu opalając się nad Balatonem. Kibice z Balatonföldvár wybrali jednak inną formę aktywności – dopingowanie młodzieżowców rywalizujących w ORLEN Wyścigu Narodów. Na wznoszącym się finiszu mogli spodziewać się sprinterskiego pojedynku w peletonie – główna grupa została jednak zaskoczona przez 3-osobową ucieczkę, w której jechał Michał Żelazowski. Reprezentant Polski uplasował się dziś na drugiej pozycji.

Kluczem do sukcesu na dzisiejszym etapie ORLEN Wyścigu Narodów było odnalezienie się w chaosie pierwszych kilometrów. Wielu kolarzy starało się oderwać od peletonu, jednak wszystkie odjazdy były kasowane. Po kilkunastu kilometrach całkiem duża grupa kolarzy zdołała wypracować sobie niewielką przewagę, jednak ze względu na krótką neutralizację – spowodowaną przejazdem pociągu – została doścignięta przez peleton. Nie chcąc dalej zaburzać rywalizacji młodzieżowców, lokomotywa wraz z wagonami szybko usunęła się kolarzom z drogi, dzięki czemu wrócili oni do ścigania.

Z drobnego zamieszania szczególnie zadowolona mogła być trójka kolarzy – Michał Żelazowski (Reprezentacja Polski), Cole Kessler (USA) i Nikolaj Mengel (Dania) – która odjechała od peletonu i zaczęła powiększać swoją przewagę.

– Miałem za zadanie atakować razem z Kacprem Gierykiem, we dwójkę byliśmy w tym pierwszym odjeździe. Tam harmider, który spowodowała neutralizacja przy przejeździe pociągu, doprowadził do zawiązania się tej trzyosobowej ucieczki, w której Kacper już się nie znalazł. Myślę, że zadania, które zostały wyznaczone dzisiaj na odprawie, zostały zrealizowane prawie idealnie

– powiedział po zakończeniu zmagań Michał Żelazowski.

– Na początku byłem trochę rozczarowany, bo przez tę neutralizację peleton nas dogonił. Jak się okazało, to był uśmiech losu, bo ucieczka się uszczupliła i może dlatego pozwolili nam zbudować aż taką przewagę, więc koniec końców wyszło pozytywnie

– dodał reprezentant Polski.

Przed startem nie można było przekreślać szans odjazdu, jednak po odłączeniu się od peletonu trzyosobowej grupki, prawdopodobieństwo powodzenia akcji nieco zmalało. Kolarstwo potrafi pisać jednak niezwykłe historie, a jedną z nich był sukces niewielkiej ucieczki, z góry skazywanej na pożarcie przez bezwzględny peleton.

– Dawaliśmy ucieczce 20-30% i dlatego zależało nam na tym, żeby ktoś był w tej ucieczce. Pierwsze etapy są czasami bardzo nieprzewidywalne, często bywa tak, że ucieczka dojeżdża do mety i Michał miał być jednym z tych kolarzy, którzy mieli zabierać się w odjazdy

– mówił Tomasz Brożyna, dyrektor sportowy reprezentacji Polski, w rozmowie z Naszosie.pl.

– Przed etapem mówiliśmy, że utrzymanie się mocnej ucieczki przed peletonem jest możliwe, ale nigdy bym nie pomyślał, że trzech kolarzy da radę, zważając też na wiatr czołowy, ale nam się udało

– przyznał Nikolaj Mengel, jeden z trzech uciekinierów.

Mimo niewielkich szans na sukces, kolarze jadący przed peletonem nie zamierzali na niego czekać. Trójka zgodnie współpracowała, sukcesywnie powiększając swoją przewagę. Początkowo było to kilkadziesiąt sekund, ale z czasem w radiu wyścigu zaczęły pojawiać się komunikaty o kolejnych nadrobionych minutach. Licznik zatrzymał się na ośmiu, co było sporą zaliczką na 60 kilometrów do mety pierwszego odcinka ORLEN Wyścigu Narodów.

– Na początku w peletonie nie było współpracy, przewaga rosła. Widziałem, że było sporo ataków, dlatego później też odskoczył jeden zawodnik, potem drugi. Nie było tej współpracy. Przewaga ucieczki w pewnym momencie urosła do 8 minut, a gdy na 45 kilometrów do mety wynosiła 7 minut, to uwierzyliśmy, że ta ucieczka dojedzie do mety

– wyjaśniał Tomasz Brożyna, który musiał dziś zadbać zarówno o uciekającego na czele Michała Żelazowskiego, ale także pozostałych reprezentantów, kręcących w peletonie.

– Przejeżdżaliśmy do przodu, dwukrotnie wyprzedzaliśmy peleton i dojeżdżaliśmy do ucieczki, więc te informacje były przekazywane. W ten sposób musimy sobie radzić. Zasady są takie same dla wszystkich

– dodał.

Uciekinierzy wkładali ogromny wysiłek, by powiększać swoją przewagę nad peletonem, lecz nie mogli się przeforsować – musieli mieć na uwadze dystans, jaki pozostał im do przejechania, a także czołowe podmuchy wiatru, które w końcówce nie ułatwiały im zadania. Trasa dzisiejszego etapu ORLEN Wyścigu Narodów nie była wyjątkowo długa jednak w kolarskim pojedynku Dawida z Goliatem każdy kilometr może trwać w nieskończoność.

Zwycięstwo staje się realne

Po pokonaniu półmetka dzisiejszego etapu, przewaga prowadzącej trójki zaczęła stopniowo się zmniejszać, jednak wciąż utrzymywała się na wysokim poziomie. Peleton obudził się około 30 kilometrów przed metą w Balatonföldvár, kiedy to różnica dzieląca dwie grupy gwałtownie zmalała. Główna grupa błyskawicznie zbliżała się do uciekinierów, lecz nie była w stanie dogonić ich przed finałowym podjazdem.

– Około 60 kilometrów przed metą zobaczyłem, że przewaga oscyluje w okolicach 6-7 minut, a peleton nie zaczyna nadrabiać. Było widać, że ekipy nie chciały posyłać wszystkich swoich zawodników do boju, odpuściły tę niewielką ucieczkę i pod koniec przewaga była zbyt duża, żeby nas dogonili. Z ucieczkami jest tak, że potrzeba trochę szczęścia, a dzisiaj było ono po naszej stronie

– przyznał Michał Żelazowski.

– Gdy mieliśmy 8 minut przewagi na półmetku pomyślałem, że zwycięstwo jest możliwe

– dodał Nikolaj Mengel.

Duńczyk nie zamierzał jednak czekać na ostatni kilometr. Zdecydował się na atak niedługo przed decydującą wspinaczką – obawiał się, że nie da rady pokonać współuciekinierów w sprincie i postawił wszystko na jedną kartę. Opłaciło się – Mengel stale powiększał przewagę i już po kilku minutach mógł cieszyć się ze swojego pierwszego zwycięstwa w kategorii U23.

– Nie byłem pewien, czy będę w stanie pokonać ich w sprincie, dlatego spróbowałem ataku na około 3 kilometry przed metą. Gdyby się nie udał, poczekałbym na finisz, ale byłem w stanie odjechać

– mówił nam Duńczyk, opisujący siebie jako wszechstronnego kolarza, dobrze radzącego sobie zarówno na krótkich podjazdach, jak i w płaskim terenie. Te umiejętności wykorzystał dziś na węgierskim etapie ORLEN Wyścigu Narodów.

– Zwycięstwo to niezwykłe uczucie. Od mojego ostatniego triumfu minęły ponad 2 lata, więc jest to naprawdę bardzo fajne

– dodał.

– Duńczyk zaatakował na 2 kilometry do mety i trochę nas zaskoczył. Ja już, przyznam szczerze, miałem ciężkie chwile i jechałem sercem, orzełek na piersi dodawał mi sił. Z Amerykaninem oczywiście próbowaliśmy go dogonić, ale był dzisiaj za mocny i na końcowych metrach rozegraliśmy walkę o to pierwsze przegrane, ale drugie miejsce

– opisywał Michał Żelazowski.

Wyścig dopiero się rozpoczyna

Dzisiejszy etap ORLEN Wyścigu Narodów ukształtował klasyfikację generalną, lecz mimo sporych różnic, w górzystej etapówce może wydarzyć się jeszcze wszystko. W koszulce lidera do jutrzejszego odcinka przystąpi Nikolaj Mengel. W „generalce” ma on niespełna 40 sekund przewagi nad drugim Michałem Żelazowskim.

– Po przyjeździe do hotelu trochę odpoczniemy i przeanalizujemy, czy Michał będzie w stanie jechać na klasyfikację generalną. Na razie mamy wicelidera i będziemy starali się to utrzymać jak najdłużej

– mówił Tomasz Brożyna.

– Mamy tę zaliczkę nad peletonem, niedużą, z tego co widziałem na mecie, tak że niewiele to wnosi pod kątem kolejnych ciężkich etapów. Taka ucieczka to olbrzymi koszt dla organizmu, więc teraz kluczowa będzie dobra regeneracja i zobaczymy, co przyniosą kolejne dni. Na razie trzeba się cieszyć tym pierwszym udanym

– dodał szczęśliwy Michał Żelazowski.

Lider ORLEN Wyścigu Narodów zapowiada walkę o utrzymanie koszulki, mając jednak świadomość, że nie będzie to prostym zadaniem.

– Postaram się powalczyć, z taką przewagą i mocną drużyną postaramy się, by koszulka pozostała wewnątrz zespołu.

Półtorej minuty za zwycięzcą, linię mety przeciął dziś okrojony peleton, na czele którego finiszował Włochy Francesco Busatto. Ze względu na kraksę w końcówce, straty na pierwszym odcinku ponieśli między innymi: Alec Segaert (Belgia), Jordan Labrosse (Francja), Giulio Pellizzari (Włochy) czy Fernando Tercero (Hiszpania). Reguła 3 kilometrów, dotycząca kraks i defektów w końcówce, obowiązuje bowiem tylko podczas sobotniego odcinka z metą w Nowym Sączu.

Niewykluczone, że straty poniesione na wczesnym etapie wyścigu zachęcą wspomnianych wyżej kolarzy do aktywnej jazdy, a obecny układ klasyfikacji generalnej jeszcze bardziej otworzy wyścig. Jedno jest pewne – czekają nas jeszcze 4 dni ekscytującej walki o zwycięstwo!

Z ORLEN Wyścigu Narodów, Kacper Krawczyk

Poprzedni artykułLennert Van Eetvelt wrócił do ścigania po pechowym zawieszeniu
Następny artykułJoão Almeida: „Geraint Thomas ma wokół siebie tylko czterech kolarzy”
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments