UAE Team Emirates / Ronde van Vlaanderen 2023

Tadej Pogacar wygrał Ronde van Vlaanderen. Tym razem Słoweniec zdołał zgubić Mathieu van der Poela na Kwaremoncie, dzięki czemu zmazał plamę sprzed roku.

Wielka trójka, jeden puchar będzie bójka – w taki sposób zatytułowaliśmy naszą podcastową zapowiedź Ronde van Vlaanderen 2023. – Wojna trzech lwów – taki tytuł nosiła z kolei nasza zapowiedź tekstowa. Ale nie tylko my, bo właściwie cały kolarski świat oczekiwał z niecierpliwością na kolejną – być może najważniejszą i najbardziej spektakularną – odsłonę rywalizacji pomiędzy zawodnikami wielkiej trójki. Flandryjskie wzgórza położone na trasie pomiędzy Brugią, a Oudenaarde miały być świadkami spektakularnego widowiska.

Trasa wyścigu:

Punkt kulminacyjny tego widowiska raczej nie był planowany na sam początek ścigania, lecz warto wspomnieć o bohaterach pierwszej fazy wyścigu. Na około 170 km przed metą od głównej grupy oderwała się pięcioosobowa grupa złożona z Jaspera De Buysta (Lotto-Dstny), Daana Hoole (Trek-Segafredo), Elmara Reindersa (Israel-Start Up Nation), Filippo Colombo (Q36,5) i Guillaume’a Van Keirsbulcka (Bingoal-WB), do których dołączyli później jeszcze Hugo Houle (Israel-Premier Tech), Jonas Rutsch (EF Education-Easypost) oraz Tim Merlier (Soudal-Quick Step).

Początek pełen kontrowersji

Harce uciekinierów z pewnością nie były jednak tym, co najbardziej elektryzowało kibiców. Pierwszych ataków można było spodziewać się nawet na 130 kilometrów przed metą. Co ciekawe jednak, pierwszy naprawdę istotny moment miał miejsce jeszcze wcześniej, a wywołał go… Filip Maciejuk. Niestety, w tym przypadku raczej nie ma się z czego cieszyć. Kolarz, który w ostatnich miesiącach regularnie dostaje szanse na brukach, tym razem nie wykazał się obyciem w tego rodzaju imprezach. Przedzierając się po poboczu na czoło grupy, w pewnym momencie stracił panowanie nad rowerem i spowodował gigantyczną kraksę.

Ucierpiało w niej wielu zawodników, którzy mieli odegrać w całym wyścigu ważną rolę. Na ziemi wylądowali m.in. Julian Alaphilippe (który to już raz…),  Jasper Stuyven, Tim Wellens (jeden z najważniejszych pomocników Tadeja Pogacara), jadący swoją ostatnią flandryjską piękność Sagan (30 kilometrów później wycofał się z wyścigu)  i ponad dwudziestu innych zawodników. Nie dziwi szczególnie fakt, że sędziowie nie mieli dla Polaka litości i wykluczyli go z wyścigu.

Kolejne podziały w grupie faworytów dokonywały się na szczęście w zdecydowanie bardziej sportowy sposób. Sportowy, co nie oznacza, że całkowicie czysty. Dwadzieścia kilometrów po zdarzeniu z udziałem Maciejuka, a konkretniej na Kortekeer, na czoło wyszło Team DSM. Zazwyczaj ekipy, które chcą podzielić grupę, decydują się na przyspieszenie, natomiast tu mieliśmy do czynienia z sytuacją odwrotną. Jadący na czele kolarze zdecydowanie zwolnili, niemal stanęli w miejscu, a że droga, na której się znajdowali była dość wąska, to ci jadący za nimi, nie mieli jak ich wyprzedzić.

Wielu z nich musiało nawet się zatrzymać, którzy mieli spore problemy, gdy kolarze Team DSM w końcu przyspieszyli. Potrzebowali bowiem dłuższej chwili, by ruszyć z miejsca na stromym podjeździe. Nic więc dziwnego, że główna grupa szybko się podzieliła, a z tyłu znaleźli się choćby Mathieu van der Poel i zwycięzca dwóch poprzednich worldtourowych klasyków – Christophe Laporte. I choć grupy szybko się połączyły, to Holender musiał w tym celu poświęcić kilku pomocników, w tym Sorena Kragha Andersena, który miał być jego najważniejszym pomocnikiem w tegorocznym wyścigu.

Pedersen i spółka straszą wielką trójkę

Jeszcze większy wpływ na przebieg rywalizacji miał atak Madsa Pedersena. Duńczyk – jeden z głównych pretendentów do przełamania dominacji wielkiej trójki, zaatakował na Wolvenbergu (nieco ponad 100 km przed metą), a za nim pomknęło wielu znakomitych zawodników. Najpierw Stefan Kung i Metteo Trentin, a później kolejni, m.in. Nathan Van Hooydonck (Jumbo-Visma), Fred Wright (Bahrain-Victorious), Kasper Asgreen (Soudal-Quick Step) czy Matteo Jorgenson (Movistar). Grupa dość szybko oddaliła się od peletonu, w którym została cała wielka trójka, a następnie dogoniła ucieczkę, stając się tym samym pierwszą grupą. W pewnym momencie różnica wynosiła dwie minuty.

Niewykluczone, że w tamtym momencie najmniej zadowolonym kolarzem na trasie musiał być Mathieu van der Poel. Obok siebie nie miał już nikogo oprócz Silvana Dilliera i mógł jedynie liczyć na to, że inne ekipy zareagują odpowiednio na odjazd, w którym znajdowali się kolarze zarówno Jumbo-Visma, jak i UAE Team. Na szczęście dla niego na pracę z przodu zdecydowała się żółta lokomotywa pomocników Wouta Van Aerta, która, co zupełnie zrozumiałe, nie chciała powierzyć losów swojego zwycięstwa w ręce Van Hooydoncka.

Nie oznaczało to jednak, że różnica między grupami zaczęła maleć. Wręcz przeciwnie – Na 60 kilometrów przed metą wynosiła ona już 3 minuty. Ta solidna przewaga zaczęła topnieć dopiero na Starym Kwaremoncie – głównie za sprawą UAE Team i genialnego Tadeja Pogacara, który wykorzystał pracę kolegów i zdecydowanie odjechał nieco zaskoczonym śmiałą szarżą Van der Poelowi i Van Aertowi.

Wielka trójka wkracza do akcji

Ci nie zamierzali się jednak poddawać. Wraz z dwoma zawodnikami INEOS Grenadiers – Tomem Pidcockiem i Magnusem Sheffieldem, a także dzielnym pomocnikiem Van Aerta – Laportem, utworzyli grupę, która krótko po dojeździe na szczyt Paterbergu dogoniła Słoweńca, a chwilę później chwilowe rozluźnienie spowodowało, że dołączyli do niej kolejni kolarze.

To nie zniechęciło Pogacara, który na Koppenbergu zaatakował po raz kolejny. To właśnie ta akcja sprawiła, że wielka trójka po raz kolejny odłączyła się od reszty kolarzy. W tamtym momencie ich strata do czołówki, w której bardzo aktywnie jechał m.in. zwycięzca sprzed dwóch lat – Kasper Asgreen, wynosiła nieco ponad minutę, a później ciągle malała.

Współpraca w grupie trzech najlepszych klasykowców na świecie układała się bardzo dobrze, choć zdarzały się momenty, w których mogło się wydawać, że ich wspólna podróż niebawem zostanie brutalnie przerwana. Chodzi tu przede wszystkim o wspinaczkę pod Taaienberg, gdy na 37 km przed metą drobne problemy sprzętowe van der Poela na moment spowolniły Holendra i sprawiły, został on nieco za pozostałą dwójką. Był to jednak tylko moment – szybko bowiem dołączył do odjeżdżających mu rywali.

Na 32 km przed metą ich strata wynosiła już tylko 40 sekund i właśnie wtedy na atak z przodu zdecydował się Mads Pedersen, który oderwał się od współuciekinierów. Postawił wszystko na jedną kartę, tyle że utrzymanie się przed wielką trójką nie było łatwym zadaniem. Tym bardziej, że na Kruisbergu na atak po raz kolejny zdecydował się Mathieu van der Poel. To sprawiło, że on i Pogacar zbliżyli się nieco do Duńczyka. A co z Van Aertem? – On, podobnie jak na E3 Harelbeke, znów okazał się najsłabszy na podjazdach, tyle że tym razem nie był w stanie uratować się przed utratą dystansu do rywali.

Sytuacja na trasie 25 km przed metą

Brak opisu.

Ostatni posiłek nowego kanibala

Przez ostatnie kilkadziesiąt kilometrów najpierw wielka trójka, a potem już tylko Mathieu van der Poel i Tadej Pogacar, co chwila połykali kolejnych uciekinierów. A mimo to, jak widać na załączonym obrazku, przed nimi wciąż było wielu kolejnych. Grupę z Asgreenem i Powlessem (ale bez Van Hooydoncka, który został wycofany do pomocy Woutowi Van Aertowi) wchłonęli tuż przed rozpoczęciem Kwaremontu.

To nie wystarczyło jednak Pogacarowi, który dość szybko zdecydował się na atak, dzięki któremu błyskawicznie oderwał się od Mathieu van der Poela i zaskakująco szybko doścignął samotnego Pedersena. Nic dziwnego, że zmęczony Duńczyk nie był w stanie utrzymać koła Słoweńca i stał się jego ostatnią ofiarą. I ostatnim kolarzem, który widział go w postaci innej niż niewielka oddalająca się i znikająca za każdym kolejnym zakrętem, sylwetka.

Van der Poel również szybko przegonił Pedersena, ale do Pogacara nie był w stanie się zbliżyć. Na Paterbergu jego strata jeszcze się zwiększyła, podobnie jak na kilkunastokilometrowym płaskim odcinku wiodącym do mety. W końcu celebrujący ostatni kilometr Słoweniec przejechał linię mety 17 sekund przed zwycięzcą sprzed roku. Natomiast za plecami wymienionej dwójki dojechała większa grupka, w której najszybsi okazali się Mads Pedersen i Wout Van Aert.

Results powered by FirstCycling.com

Poprzedni artykułRVV 2023: Filip Maciejuk zdyskwalifikowany za spowodowanie dużej kraksy [video]
Następny artykułRonde van Vlaanderen kobiet 2023: Lotte Kopecky znów wygrywa. Katarzyna Niewiadoma 5.
Przez dwa lata trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice, marząc o tym, by zostać polską odpowiedzią na Marcela Kittela. Niestety, bezskutecznie - był sprinterem, który nigdy nie dojechał do mety w peletonie. Na szczęście pisanie idzie mu trochę lepiej.
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Asia
Asia

Brawo Tadej Gratulacje. Wstyd mi zarazem żal Polaka, który chciał przechytrzyć wszystkich a wyszło jak wyszło

Andrzej
Andrzej

Wyścig ciekawy, natomiast wyniki Polaków nieszczególnie.
Oto one:
DSQ Filip Maciejuk
DNF Kamil Gradek
DNF Kamil Małecki
Mogliby chociaż dojechać do mety.

Klos
Klos

do Asia: A za granicą też tak jak Sztur wstydzisz się mówić po Polsku?
Tak jak większość z setki innych kolarzy którzy powodowali kraksy przyznał się i przeprosił. Dlaczego nie wstydzisz się za inne narodowości?
Kompleks niższości? Współczuję.

Paul
Paul

Belgowie sugerowali, że Colnago Pogacara to stara konstrukcja i na rowerze innych marek jeździłby szybciej. Dzisiaj ta stara konstrukcja okazała się być najbardziej uniwersalną. Nie dziwi mnie to, że Pogacar odjechał na podjeździe. Dziwi mnie, że MVDP na płaskim nie był w stanie dojść Pogacara skoro miał taką szybką maszynę.