fot. Tirreno-Adriatico

Jeszcze tydzień temu wydawało się, że w ogóle nie wystartuje w Tirreno-Adriatico, a teraz jest na dobrej drodze do tego, by wygrać cały wyścig. Podczas piątkowego etapu Primož Roglič pokazał, że nawet nie będąc w optymalnej formie, jest w stanie skutecznie walczyć o zwycięstwa.

Dla Słoweńca „Wyścig Dwóch Mórz” jest przecież pierwszym startemod czasu Vuelta a Espana. Między oboma występami minęło… blisko pół roku (zabrakło trzech dni). Nic dziwnego, że jego zapowiedzi nie były zbyt buńczuczne, a przekaz z ekipy był taki, że Roglič jedzie na wyścig bez większych oczekiwań. Trochę podobnie było jednak choćby przed ubiegłoroczną Vueltą, gdzie Słoweniec do momentu kosztownego upadku wciąż liczył się w walce o zwycięstwo czy wygranym przez niego Criterium du Dauphine.

Natomiast jeśli spojrzeć na całą karierę byłego skoczka narciarskiego, to ostatnim jego występem w wyścigu tygodniowym należącym do World Touru, w którym nie zaliczył  zwycięstwa na etapie albo w klasyfikacji generalnej, było… Tirreno Adriatico 2017 (tego drugiego nie udało mu się dokonać tylko podczas Criterium du Dauphine, którego nie ukończył z powodu kraksy jako lider i podczas ostatniego Wyścigu Dookoła Kraju Basków). Teraz wiadomo już, że jego dobra passa zostanie przedłużona – w końcu wygrywał w czwartek i piątek. Szczególne wrażenie robiło to drugie.

Dzisiaj [Roglič wypowiedział te słowa od razu po etapie – przyp. red.] było już bardzo trudno – jeszcze trudniej niż wczoraj. Wtedy byłem zaskoczony, że stać mnie na tak dużo, ale dziś naprawdę bardzo cierpiałem.

– mówił Słoweniec SpazioCiclismo.

I było to widać. Przez większą część ostatniego podjazdu jechał daleko od czoła grupy faworytów. Natomiast kiedy na około kilometr przed metą na przyspieszenie zdecydował się Enric Mas, on spasował – nie było go w trójce, która utrzymała się na kole Hiszpana i doścignęła uciekającego samotnie Damiano Caruso. Do piątki dojechał dopiero za sprawą swojego zespołowego kolegi – Wilco Keldermana, który nadał grupie goniącej tempo odpowiadające swojemu liderowi, a ten wykorzystał to wygrywając etap i obejmując prowadzenie w klasyfikacji generalnej.

Czy uda mu się je utrzymać? Zapewne dowiemy się tego już dziś, bo niedzielny etap do San Benedetto del Tronto raczej nie zapowiada większych emocji. Natomiast na odcinku do Osimo z pewnością da się stracić trochę czasu, a że przewaga Rogliča nad rywalami nie jest wcale duża – drugi Lennart Kämna traci do niego 4, a trzeci Joao Almeida 12 sekund, to jego zwycięstwo nie jest wcale pewne. Jednak niezależnie od tego, co się wydarzy, Słoweniec nie będzie mógł narzekać. W wywiadzie dla biura prasowego swojej ekipy powiedział w końcu

– Już zrobiłem więcej, niż mogłem oczekiwać przed rozpoczęciem wyścigu.

Poprzedni artykułJakub Kaczmarek złamał obojczyk
Następny artykułParyż-Nicea 2023: Arnaud De Lie wycofuje się z rywalizacji
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments