fot. Belgian Cycling Team

Choć zdobył srebrny medal to w oczach wielu kibiców z całego świata jakby całkowicie przegrał. Wout van Aert celował bowiem wyłącznie w złoto, a jego pojedynek z Mathieu van der Poelem rozgrzewał cały kolarski świat.

Nikogo nie zdziwi, że konferencja po wyścigu elity mężczyzn o tytuł przełajowego mistrza świata rozpoczęła się od pytania o dwójkowy finisz między Belgiem a Holendrem. Ten pierwszy był przepytywany czy można było końcówkę w Hoogerheide rozegrać inaczej – zacząć sprint szybciej, zdecydować się na atak na rundzie bądź zrobić cokolwiek innego.

Byłem zaskoczony, że Mathieu nie próbował atakować na belkach na ostatnim okrążeniu. Jechałem zatem dalej. W głowie miałem pełne skupienie na ostatnich okrążeniach, aby rozpocząć sprint z drugiej pozycji, a więc z koła Mathieu. To była dla mnie najlepsza pozycja. Kiedy pokonałem finałowy zakręt jako pierwszy to nie miałem gotowego planu. Nie, nie miałem w głowie planu B. To trochę mnie zdezorientowało i zapomniałem w odpowiednim momencie rozpocząć własny sprint

— przyznawał rozbrajająco Wout van Aert.

Tym samym w pojedynku dwóch wielkich kolarzy jest 5 do 3 dla Holendra patrząc pod kątem tytułów przełajowego mistrza świata elity. Dodatkowo zawodnik Jumbo-Visma będzie musiał oglądać swojego konkurenta przez kolejny rok w tęczowej koszulce, która była dla niego na wyciągnięcie ręki.

Oczywiście jestem rozczarowany, że nie wygrałem wyścigu. Mathieu wywierał na mnie presję od pierwszej minuty. Przez pierwsze pół godziny poważnie walczyłem o utrzymanie jego koła. To sprawiło, że przez resztę wyścigu czułem się jak tchórz. Czułem, że nie mogę próbować ataku, bo i tak by to nie zadziałało. Mathieu bardzo dobrze spisał się w sprincie. Na starcie od razu złapał dwa metry. Potem nie zbliżyłem się ani o cal. Mogę tylko powiedzieć chapeau bas!

— kontynuował Wout van Aert.

Belg po wszystkim żałuje tylko, że nie spróbował w odpowiednim momencie podjąć walki z Mathieu van der Poelem na swoich warunkach. Kolarz Jumbo-Visma wskazuje bowiem, że choć to Holender był mocniejszy to jednak nie zawsze takowy musi wygrywać. Tym razem jednak zabrakło nie tylko mocy, ale i pomysłu bądź pewnego sprytu.

Pozwolę sobie najpierw powiedzieć, że Mathieu był lepszy w tym wyścigu. Ja od pierwszego okrążenia byłem na limicie. Nie oznacza to, że nie mogłem wygrać, ponieważ Mathieu był najsilniejszy. Z perspektywy czasu myślę, że moim jedynym kluczem do zwycięstwa byłoby rozpoczęcie sprintu zaraz po ostatnim zakręcie. Nie wiem jednak, czy bym wygrał. Gdybym podjął tą pierwszą próbę, prawdopodobnie teraz czułbym się lepiej. Niemniej nie potrzebuję dodatkowej motywacji do wiosennych klasyków. Dobrą rzeczą w programie szosowym jest to, że już zaraz się zaczyna, więc mogę szybko zapomnieć o tym rozczarowaniu. Pod koniec tego tygodnia ponownie wyjeżdżam na trening wysokościowy na Teneryfę. Następnie Strade Bianche będzie moim pierwszym wyścigiem szosowym. Tak, tam znów spotkam Mathieu

— zakoczył Wout van Aert.

Poprzedni artykułKilka słów o nowym mistrzu świata juniorów – Léo Bisiaux
Następny artykułTadej Pogačar zmienia program startowy
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Andrzej
Andrzej

Szacunek dla niego za te słowa o swym rywalu