fot. Dariusz Krzywański

W kolorowym peletonie Tour de France, ruszającym za dwa dni, najłatwiej będzie dostrzec koszulki świeżo upieczonych mistrzów krajowych – na swój tytuł Łukasz Owsian (Team Arkea Samsic) musi jeszcze poczekać, ale wprawne oko kibica pozwoli rozpoznać torunianina na starcie Wielkiej Pętli za sprawą napisów „Łukasz Owsian” i „Łysy 💀” na rękawkach jego czerwonej koszulki.

Od kilku dni Łukasz Owsian przebywa w Kopenhadze, szykując się na start tegorocznej edycji Tour de France – zanim jednak wsiadł w samolot do stolicy Danii, zdołał przejechać bardzo dobry wyścig ze startu wspólnego elity mężczyzn o Mistrzostwo Polski, w którym zajął trzecie miejsce.

– Od samego początku było kilka ataków, w których próbowaliśmy być. Wiadomo, przewaga liczebna na tyle pozwoliła chłopakom z innych ekip, że jednak udało im się odjechać w dobrym układzie i oni z przodu też dobrze współpracowali, skoro nikt ich tam nie rozjechał. My robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby ich dojść

– opisywał po zakończeniu zmagań kolarz Team Arkea Samsic.

Po około 100 kilometrach rywalizacji, od peletonu odskoczyła kilkuosobowa grupka, której trzon stanowili kolarze ekip zagranicznych – Maciej Bodnar (TotalEnergies), Cesare Benedetti (BORA-hansgrohe) i wspomniany już Łukasz Owsian (Team Arkea Samsic). To właśnie ta trójka przez ostatnie kilkadziesiąt kilometrów napędzała pogoń za Szymonem Rekitą (Voster ATS Team) i Norbertem Banaszkiem (HRE Mazowsze Serce Polski).

– W sumie to tak zainicjowałem ten atak i nie sądziłem, że uda nam się odjechać. Ale odjechaliśmy i zostało nam tylko to kontynuować, nie mieliśmy tak naprawdę nic do stracenia, bo gdyby kolejny raz nas doszli, to trzeba by było i tak próbować, a nie przejechać anonimowo wyścig

– przyznał Owsian.

– To na nas spoczywał ciężar pogoni. Wieźliśmy kolarzy z Mazowsza i Vostera na kole i w pewnym momencie podjęliśmy decyzję, że jeśli się wyprujemy do końca i dojdziemy ucieczkę, to grozi to tym, że następni zawodnicy odskoczą nam tak, czy inaczej. Tak że ostatnią rundę jechaliśmy, bo jechaliśmy

– dodał.

fot. Grzegorz Trzpil
Szalona końcówka i drugi brąz z rzędu

Bodnar, Owsian i Benedetti, chcąc zaoszczędzić siły na końcówkę, nie mogli włożyć całych sił w doścignięcie dwójki kolarzy z polskich ekip kontynentalnych – gdyby tak się stało, mieliby na głowie kilku innych zawodników Voster ATS Team i HRE Mazowsze Serce Polski, którzy zrobiliby wszystko, by „zaskakać” osamotnioną trójkę z zagranicy. Przed wjazdem do Nowego Dworu Mazowieckiego współpraca w pościgu przestała się jednak układać i rozpoczęły się ataki, które trwały w zasadzie do samej mety.

– Jak wyjechaliśmy z rundy, to ktoś krzyknął nam, że dalej jest 2 i pół minuty straty. Na tak szybkim, 15-kilometrowym dojeździe, nie było szans w teorii dojść ucieczkę, jednak na 5 kilometrów do mety stwierdziliśmy, że już nam się nie chce ciągnąć pogoni i po prostu zaczęliśmy skakać i tak to wyszło

– relacjonował Łukasz Owsian.

Kolarz Team Arkea Samsic przypuścił jeden ze swoich ataków na około 1500 metrów do mety, odrywając się od rywali.

– Mocno mnie zdziwiło, że na kilometr do mety zauważyłem auta, więc albo nam po prostu ktoś źle mówił przewagę, bo nie sądzę, żeby 2 i pół minuty można było stracić na dziesięciu kilometrach, albo po prostu chłopaki z przodu już przestali współpracować i zwolnili. Udało nam się do nich zbliżyć dzięki tym atakom

– mówił.

Niestety, na skutek drobnego zamieszania w końcówce, Łukasz Owsian pomylił drogę i pojechał za wozami technicznymi – nie skrócił jednak trasy i wrócił na nią nie nadrabiając czasu nad rywalami. Na ostatnich kilkuset metrach zachował jeszcze siły, by walczyć o podium. Zdołał zająć trzecie miejsce – podobnie jak przed rokiem w Kartuzach.

– Widziałem auta dyrektorów sportowych i jechałem za nimi. Później się okazało, że oni skręcili jedną uliczkę wcześniej, a ja razem z nimi. Sędziowie byli przychylni, bo jechałem sam i uznali, że nie miało to większego wpływu na wynik – nie skróciłem trasy

– wyjaśniał.

– Dzisiaj nogi były dobre, czułem się dobrze. Trasa nie była jakoś super selektywna, ale próbowaliśmy z chłopakami z zagranicy coś zrobić, jakoś atakować, żeby jednak ten wyścig zrobić cięższym. Udało się odjechać, potem tak naprawdę pracowaliśmy tylko w trójkę i nie zdołaliśmy dojść ucieczki przed metą. To jest kolarstwo i czasem się uda, czasem nie. Dobrze, że nie było żadnych defektów i kraks, z tego się trzeba cieszyć

– podsumował Łukasz Owsian.

Sam brązowy medal nie jest jedynym podobieństwem mazowieckich mistrzostw, do tych w Kartuzach w wykonaniu kolarza Team Arkea Samsic. Wtedy również trasa nie do końca sprzyjała jego charakterystyce, a dodatkowo musiał stawić czoła wielu zawodnikom polskich ekip kontynentalnych. Mimo wielu niesprzyjających okoliczności, zdołał dwukrotnie włączyć się do walki – w jaki sposób tego dokonał?

– To jest dobre pytanie, bo tak naprawdę my do końca sami nie wiemy (śmiech). My, jako kolarze zagraniczni, jesteśmy sami i to my musimy robić wyścig ciężkim, żeby utrudnić innym zawodnikom dojechania na kole, co dzisiaj tak czy inaczej niektórym dzisiaj się udało. Też nie było dziś dużego wiatru – było gdzie przyrantować, jakby tylko mocno zawiało, to myślę, że można by było jeszcze bardziej utrudnić wyścig. Był jeden, dość krótki odcinek, gdzie powiało z boku, ale 2,5 kilometra to trochę za krótko

– mówił.

Oczy skierowane na Tour

Choć Łukasz Owsian odpowiedział „nie wiem” na zadane wyżej pytanie, wydaje się, że wyjaśnienie jest bardzo proste – jest on po prostu bardzo dobrym kolarzem, który potrafi wykorzystać swoje umiejętności w każdym terenie. Nic więc dziwnego, że znalazł się w składzie Team Arkea Samsic na Tour de France. Jak sam przyznaje – otrzymanie takiej szansy we francuskiej ekipie jest dla niego wielkim wyróżnieniem.

– Jutro mam samolot, tak że zdążę jeszcze dzisiaj dojechać do domu, przepakować się i jutro ruszam

– mówił.

I ruszył – dziś zobaczyliśmy go na prezentacji drużyn w Kopenhadze, a od piątku będziemy mogli oglądać go w barwnym peletonie największego wyścigu na świecie. Dla Łukasza Owsiana będzie to debiutancki start w Tour de France, w którym będzie skupiał się na pomocy swoim liderom.

– Wszystko szło według planu – dopiero wczoraj wieczorem przyjechałem na Mistrzostwa, bo trenowałem za granicą, tak że przygotowania przebiegały jak najbardziej okej

– wyjaśniał.

fot. Team Arkea Samsic [polecamy zwrócić uwagę na detale – buty i rękawki Polaka]
Skoro dotknęliśmy już tematu przygotowań, nie sposób było zapytać o kilometry, które rokrocznie wykręca Łukasz Owsian – w ubiegłym roku przejechał ich ponad 39 tysięcy (!).

– Generalnie ja trenuję za dużo (śmiech)

– przyznał.

– Tak mi to wychodzi – czasem może sam chcę więcej pojechać, a czasem, jak jestem w Polsce, to łatwiej mi się nabija kilometry. U mnie w domu jest płasko, więc średnie są wyższe – nie mam wpływu na to, że jak jadę pięć godzin, to muszę zrobić 180 kilometrów, a jak jestem w górach, to się robi 140 kilometrów – tu się też robią różnice kilometrów

– zakończył.

Rozmawiali Jakub Jarosz i  Kacper Krawczyk

Wszystkie artykuły dotyczące Mistrzostw Polski 2022

Poprzedni artykułZmiany w składzie UAE Team – Hirschi za Trentina
Następny artykułAnnemiek Van Vleuten dla Naszosie.pl: „Chcę maksymalnie wykorzystać czas, który mi pozostał” [wywiad]
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments